1

Twórcy tak znanych tytułów jak seria Life is Strange, Remember Me czy Vampyr wracają z zupełnie nową grą, która kładzie nacisk na prostą rozgrywkę, jednocześnie oferując niezwykle głębokie tło narracyjne. Zapraszam was do zgłębienia recenzji gry Jusant – fascynującego symulatora wspinaczki górskiej, która urzeka na wielu polach.

Festiwal dźwięku

Jusant pod wieloma aspektami to audio-wizualna uczta, z naciskiem na pierwszy człon. Udźwiękowienie w tej grze jest fenomenalne. Wszystkie efekty od kroków postaci aż po odgłosy wyjącego wiatru brzmią wręcz niesamowicie. Prawdziwie audiofilski festiwal. Całość brzmi jeszcze lepiej, gdy podłączycie do komputera/konsoli porządne słuchawki oraz kartę dźwiękową. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie gry, która pod względem udźwiękowienia zrobiłaby na mnie aż takie wrażenie. Tutaj dosłownie czujemy cały świat słuchem.

Nieco podobnie sprawa ma się ze stroną wizualną produkcji. Grafika Jusant jest bardzo nierówna, idąc w obie skrajności. Mamy tu niesamowitą zabawę światłem, a także HDR’em, które zapierają dech w piersiach. Podobnie mamy piękne efekty wizualne elementów otoczenia jak choćby trawa czy porywisty wiatr. Widać, że mamy tu do czynienia z silnikiem Unreal Engine 5, który wynosi szatę graficzną na zupełnie nowy poziom. Sam styl graficzny będący nieco bardziej zaawansowaną wariacją stylu Low Poly oraz cel shadingu jest niezwykle urokliwy. Niestety, ale nie ma róży bez kolców. Przez większość czasu gra prezentuje się nieziemsko, łącząc genialne oświetlenie z miłym dla oka stylem graficznym. Jednakże są to dwie skrajności, które czasami ze sobą kolidują, tworząc nieprzyjemne wrażenie kanciastymi, wyjętymi z wczesnych lat 3D modelami, a także bardzo niewyraźnymi teksturami. W szczególności widać to przy niektórych ścianach wspinaczkowych. Być może, gdyby zastosowano tu technologię Ray-tracingu problem by znikł, jednakże ucierpiałaby by na tym optymalizacja, która już teraz i tak do najlepszych nie należy. Ale o tym opowiem nieco później.

W Jusant wcielamy się w bezimienną dziewczynę (Chyba. Cieżko jednoznacznie stwierdzić płeć protagonisty), która powzięła sobie za cel wspięcie się na niesamowicie wysoką górę. Dlaczego? Jaki ma w tym cel? Tego nie wiemy. W grze nie uświadczymy ani jednego dialogu. To jest ten rodzaj gry, który opowiada swoją historię poprzez otoczenie i następujące po sobie wydarzenia. Możemy tylko domniemywać i zgadywać, o co w tym wszystkim chodzi. Jest tu masa miejsca na interpretację. Myślę, że każdy zrozumie historię na inny sposób, jednak z wieloma punktami wspólnymi.

Podczas naszej wędrówki natkniemy się na liczne listy, wiadomości i dzienniki, które opowiadają swoją własną, często poruszającą historię. Co więcej, choć same poziomy gry oferują nam wiele do odkrycia i pozwalają się domyślać, jakie wydarzenia miały miejsce w świecie gry, to liczne zapiski poszerzają naszą wiedzę o lore. Nie zdradzę, co dokładnie kryje się za tym wszystkim, ponieważ każdy gracz powinien podchodzić do tego z otwartą głową. Mogę jedynie wspomnieć, że to jedna z tych produkcji, która może skłonić do głębokich refleksji na temat kondycji naszej cywilizacji. Choć niekoniecznie musi. Interpretacja tej gry może się różnić u każdego gracza.

Niekończąca się wspinaczka

W ciągu 2-3 godzin rozgrywki czeka na nas 6 rozdziałów, każdy wprowadzający inny rejon, nierzadko różny wizualny, a także wprowadzający nowe mechaniki wspinaczki. Po ukończeniu rozgrywki, gra zachęca do ponownego przejścia poszczególnych rozdziałów, by w pełni je wymaksować poprzez zebranie wszystkich znajdziek, takich jak dzienniki, listy, wieżyczki z kamieni czy malowidła na ścianie. Choć przez znaczącą część gry, projekt poziomu wydaje się bardzo liniowy, to nic bardziej mylnego. Lizanie ścian i zerkanie tam, gdzie normalnie byśmy tego nie zrobili odsłania tajemne przejścia, prowadzące do ukrytych lokacji. Choć ścieżka ku górze jest tylko jednak, tak jest tu sporo miejsca na eksploracje i myszkowanie. Po skończeniu gry sam byłem zdziwiony, ile rzeczy pominąłem, choć wydawało mi się, że moje powolne i uważne zwiedzania świata odsłoniło przede mną wszystkie karty.

Twórcy z pewnością mogli pójść na łatwiznę serwując nam prosty system wspinaczki, który znamy z wielu gier Nowej Przygody, jak choćby Uncharted czy Tomb Raider. Jednak wtedy cała gra została spłycona do prostego trzymania klawiszu kierunkowego, a także od czasu do czasu przycisku skoku. W takim przypadku gra stawiająca w 95% tylko na wspinaczkę, szybko by się nam znudziła. Autorzy byli tego świadomi. Z tego też powodu włożyli znacznie więcej pracy w ten jakże istotny element rozgrywki. Gałką analogową nie tylko wyznaczamy kierunku marszu, ale przy wspinaczce kierunek, w którym wystawiamy nasze ręce. Otóż spusty pada odpowiadają chwytom poszczególnych dłoni. Doprowadza to do tego, że wspinaczka przez pierwsze kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt minut to proces powolny i karkołomny, jednak niezwykle satysfakcjonujący. Ponadto musimy zwracać uwagę na wytrzymałość naszej postaci, która może się wyczerpać w trakcie wspinaczki, co może skutkować dość nieprzyjemnymi konsekwencjami. Dodatkowo, mamy do dyspozycji trzy kotwy, które pełnią funkcję swoistych punktów kontrolnych. Po umocowaniu kotwy w ścianie, nawet jeśli puścimy obie ręce i spadniemy, łatwo będziemy mogli powrócić do poprzedniego punktu. Model wspinaczki, choć na początku może wydawać się nieco wymagający, nagradza nas satysfakcją i przyjemnością.

Dotarłszy na szczyt

Największą bolączką produkcji jest bez dwóch zdań optymalizacja, co może być punktem wspólnym wielu tytułów zbudowanych na silniku Unreal Engine 5. Stacja robocza, na której testowane było Jusant z łatwością spełniała zalecane wymagania sprzętowe, a mimo to granie na wysokich ustawieniach w 1080p skutkowało średnią 20-30 klatek na sekundę. Jest to o tyle zaskakujące, że na rynku znajdziemy mimo wszystko wiele ładniejszych i bardziej rozbudowanych produkcji, których wymagania są mniejsze, a działają znacznie płynniej i to nierzadko w wyższych rozdzielczościach. Na szczęście drastyczne zmniejszenie ustawień nie zmienia wrażeń wizualnych tak bardzo, a za to “cieszyć” możemy się rozgrywką w łamanych 40-70 FPS’ach.

Pomimo swoich wad, Jusant to porządna produkcja, która nie tylko przynosi sporo zabawy, ale i zapiera dech w piersiach swoją stroną audio-wizualną. To niesamowita przygoda na 2-3 godziny, do której z pewnością jeszcze nieraz wrócę. Jeśli szukacie na zimowe wieczory czegoś innego, bardziej stonowanego, ale przynoszącego niesamowitych doznań, to Jusant jest dla was. Z całego serca polecam.

Recenzja oparta o wersję gry na PC (Steam).
Kopia gry do recenzji została podarowana przez
wydawcę.

8.0

Ocena autora

Podsumowanie

Grafika
8.0
Udźwiękowienie
10.0
Gameplay
8.0
Historia
8.0
Optymalizacja
6.5
Ocena ogólna
8.0
Zalety
  • Wspaniała gra światłem i efektami

  • Oprawa dźwiękowa wyniesiona na zupełnie nowy poziom

  • Skutecznie zachęca do ponawiania poziomów

Wady
  • Optymalizacja mogłaby być nieco lepsza

  • Ragdoll czasami przyprawia o gęsią skórkę

  • Mimo swoich zalet, oprawa graficzna jest bardzo nierówna

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *