3

Misja pokonania Ligi Sprawiedliwości zaspokoiła większość moich oczekiwań.

Rocksteady z swoją serią “Batman: Arkham” stało się ikonicznym studiem w branży gier. Wszystkie gry jakie do tej pory stworzyli utrzymywały niesamowicie wysoki poziom we wszystkich możliwych aspektach. Po prawie 9 latach od premiery Batman: Arkham Knight w końcu się doczekaliśmy pełnowymiarowej gry od Rocksteady. Suicide Squad: Kill the Justice League to nowy szlak do przetarcia dla studia, które do tej pory było znane z przygodowych gier akcji, a teraz musi się zmierzyć z strzelanką z widoku trzeciej osoby, która jednocześnie będzie przygodą na lata, gdyż to pierwsza gra usługa od tego studia. Czy Rocksteady udało się dostarczyć dobrą grę, czy może presja i elementy live-service ich przeciążyły?

No Rest for the Wicked

Suicide Squad: Kill the Justice League zaczynamy od wycieczki do Azylu Arkham, w którym Amanda Waller, szefowa A.R.G.U.S przedstawia nam naszych głównych bohaterów, czyli Harley Quinn, Deadshota, Kapitana Boomeranga i King Sharka. Po bardzo stylistycznym intro dostajemy kontrolę nad naszymi bohaterami i zapoznajemy się aktualną sytuacją. Po uzyskaniu jakiegokolwiek sprzętu do walki dowiadujemy się, że Waller wysłała nas do Metropolis i jesteśmy pierwszymi jednostkami z zewnątrz, którym udało się dotrzeć do miasta w jednym kawałku. Metropolis od 3 tygodni jest w trakcie przejęcia przez Brainiaca, potężnego kosmitę który planuje zamienić Ziemię na jego zniszczoną wcześniej rodzimą planetę Colu. Bardzo szybko dowiadujemy się, że część bohaterów została przejęta przez Brainiaca, a chodzi szczególnie o członków Ligi Sprawiedliwych, po krótkim pierwszym spotkaniu z Zieloną Latarnią dostajemy w końcu pełną swobodę działań. Tak prezentuje się w dużym skrócie wprowadzenie do gry. Nie planuję wspominać o większych spoilerach, lecz cała fabuła bardzo mi przypadła do gustu, a szczególnie relacje między postaciami i ich odgryzanie sobie nawzajem, po prostu najjaśniejszy punkt. Historia przedstawia również elementy fabularne, których nigdy bym się nie spodziewał w tego typu historii z tym zestawem postaci, po prostu musicie doświadczyć tego na swojej skórze.

Z miejsca trzeba to przyznać, Metropolis jest jednym z najpiękniejszych miast stworzonych w grach. Niczego innego się nie spodziewałem od Rocksteady, zwłaszcza po pięknie wykonanym Gotham w Arkham Knight’cie. Największe wrażenie robi całe tło miasta, a mianowicie statek Brainiaca, który cały czas się rusza i aktywnie wysyła jednostki do miasta. Robi to bardzo dobre wrażenie i jednocześnie wygląda świetnie. Warto wspomnieć, że w trakcie całej fabuły miasto się zmienia, więc dodaje to różnorodności dla całego doświadczenia. Główne misje kampanii zajęły mi około 13 godzin rozgrywki, lecz oczywiście mamy do dyspozycji masę zawartości pobocznej takich jak powracające trofea i wyzwania Człowieka Zagadki czy misje dla członków wsparcia Task Force X. Oczywiście na samej głównej kampanii historia się nie kończy i Rocksteady planuje wydawać kolejną zawartość fabularną w darmowych aktualizacjach. Bez przytłaczania większych spoilerów, w trakcie historii możemy wywnioskować, że twórcy planują przynajmniej 12 sezonów.

Tak się powinno robić gameplay… ale misje trochę inaczej

Rozgrywka w Suicide Squad jest bardzo dobra, lecz niestety nie jest idealna, lecz Rocksteady dużo elementów zrobiło po prostu dobrze. Zdecydowanie najlepszym aspektem rozgrywki jest poruszanie się po świecie gry. Jest bardzo satysfakcjonujące i różni się w zależności jaką postacią się poruszamy. Deadshot korzysta z plecaka rakietowego, Harley korzysta z linki z hakiem Batmana, King Shark używa wysokich wyskoków, a Boomerang korzysta z rękawicy Speedforce, która pozwala mu w szybkim tempie dostać się w wybrane miejsca, w które rzuci swoim boomerangiem. Każdy z gadżetów różni się od siebie, co wyróżnia każdą z postaci, a jednocześnie są bardzo intuicyjne w użytkowaniu. Nasz gadżet do poruszania się możemy łączyć dodatkowo z podwójnym skokiem, dashem w powietrzu oraz biegiem po ścianie, co pozwala na bardzo płynne i szybkie poruszanie się, daje to po prostu ogromną przyjemność.
Jeżeli chodzi o walkę to jest ona na dobrym poziomie, lecz jest hamowana przez dosyć słaby projekt misji. Suicide Squad: Kill the Justice League to przede wszystkim strzelanka i największy nacisk jest właśnie na strzelanie. Każda z postaci może korzystać z dowolnej broni palnej, lecz ma kilka wybranych gnatów, w których specjalizuje się najbardziej. Deadshot specjalizuje się w karabinach snajperskich i szturmowych, Harley w pistoletach i SMG i tak dalej. Jeżeli graliście w serię Arkham to dobrze wiecie, że Batman mógł wykonywać kontry i tutaj Rocksteady z tego nie zrezygnowało. Pewnie zapytacie, jak zrobić kontrę bronią palną, a no właśnie specjalnym kontrującym pociskiem. Przeciwnicy mogą zaświecić się charakterystycznymi niebieskimi piorunami, które są nam dobrze znane i w tym momencie możemy strzelić w nich kontrą, aby zadać większe obrażenia i odzyskać trochę tarczy. Mimo, że mamy do czynienia głównie z strzelaniem to nie może zabraknąć ataków wręcz. Walka ta służy głównie do wykonania konkretnych czynności takich jak rozbicie tarczy czy podbicie przeciwnika do góry, niż samo zadawanie obrażeń.

Łącząc wszystkie powyższe elementy razem z różnymi umiejętnościami oraz granatami daje nam bardzo satysfakcjonujący system walki, który niestety bywa przyćmiony przez średnio przemyślane misje oraz same potyczki. W Suicide Squad z jednej strony mamy różnorodność przeciwników, bo jest ich spora ilość i każdy typ przeciwnika się różni, lecz mój największy problem to, że walczymy ciągle tylko z jedną frakcję, Armią Brainiaca. Brakuje mi tutaj jakichś niedobitków w formie gangów i innych przestępców, bo po prostu walka z kosmitami się nudzi po jakimś czasie. To samo mogę powiedzieć o samej strukturze misji, która jest dosyć schematyczna i powtarzalna. Duża część misji polega po prostu na potyczkach na ulicy czy dachach lub eskortowaniu pojazdu. Oczywiście nie oznacza to, że wszystkie misje tak wyglądają, bo jest część, która jest bardzo unikalna i potrafi zostać w pamięci na dłużej. Na dużą pochwałę zasługują walki z bossami, które potrafią być wyzwaniem, są satysfakcjonujące i jednocześnie widowiskowe.

Imponujące widoki i technikalia

Rocksteady od zawsze byli królami Unreal Engine i doskonale to pokazali przy ich poprzedniej grze, która wyciskała wszystkie możliwe soki z silnika Unreal Engine 3. W przypadku Suicide Squad przedstawiają, że gra na Unreal Engine 4 dalej potrafi wyglądać lepiej niż najnowszy Unreal Engine 5. Jak już wspominałem wcześniej, Metropolis wygląda po prostu obłędnie i nie zobaczymy na nich żadnego doładowywania się terenu podczas szybkiego przemieszczania się. Z punktu graficznego najbardziej imponujące są jednak modele postaci, które są niezwykle szczegółowe i jestem w stanie powiedzieć, że zdecydowanie mogą być jednymi z najładniejszych w grach ogólnie do tej pory.

Z punktu technicznego Rocksteady zrobiło kawał dobrej roboty i udało im się doprowadzić grę do działania w pełnym 4-osobowym coopie w otwartym świecie na konsolach w 60 fps. Jeżeli chodzi o wersję PC, którą ogrywałem to też jest przyzwoicie, jeżeli oczywiście spełniacie proponowane przez twórców wymagania sprzętowe. Mamy do dyspozycji Ray Tracing, DLSS, FSR oraz DLAA więc jest pełny komplet.
Muzycznie nie mogło być inaczej, w dalszym ciągu najwyższa półka. Nick Arundel powraca po swoich wybitnych soundtrackach z serii Arkham, a w tym przypadku pomaga mu Rupert Cross, który pracował przy takich produkcjach jak Thor, Geneza planety małp czy Merida Waleczna. Na szczególną uwagę zasługują utwory, które przygrywają przy walkach z bossami i nadają tym potyczkom dodatkowej epickości.

Podsumowanie

Suicide Squad: Kill the Justice League to kawał dobrej gry, która oczywiście cierpi na kilka bolączek, które miejmy nadzieję nie będą powielane w kolejnych rozdziałach opowieści, którą otrzymamy po premierze. Jeżeli szukacie mocno komiksowo-komediowej przygody, którą dodatkowo możecie sprawdzić z znajomymi lub jesteście maniakami looter-shooterów to gra jest zdecydowanie dla was, zwłaszcza że przyszłość gry wydaje się być zaplanowana na dosyć długi okres w przyszłość. Ja zdecydowanie sprawdzę co Rocksteady przygotuje w kolejnych epizodach.

Recenzja oparta o wersję gry na PC (Steam).
Kopia gry do recenzji została zakupiona przez
recenzenta.

8.0

Ocena autora

Podsumowanie

Grafika
9.5
Technikalia
8.0
Gameplay
7.0
Zawartość
8.5
Dźwięk
8.5
Ocena ogólna
8.0
Zalety
  • Przepięknie przedstawiony świat gry.
  • Zróżnicowany gameplay między postaciami.
  • Bardzo dobrze napisana fabuła.
  • Przyjemny i dynamiczny system walki.
  • Dobrze zapowiadająca się przyszłość gry.
  • Niezły stan techniczny.
Wady
  • Recykling misji.
  • Ciągle Ci sami przeciwnicy, brakuje innych frakcji.
  • Miejsca potyczek i ich rodzaje mogą znudzić na dłuższą metę.
  • Brak trybu offline na premierę.
Komentarze
  • Kaban1

    3 lutego, 2024

    Jak dla mnie to fatalna recenzja i czuć, że wleciał pieniądz od sponsora. Piękna graficzna gierka? Czy autor widział popularne obecnie porównania do poprzednich odsłon studia? Fantastyczny gameplay? Przecież tutaj mamy zero innowacji i wygląda jak Fortnite na sterydach. Do tego niebywale durna fabuła i zeszmacenie historii klasyki + absurdalny wkład Sweet Baby Inc, która wszędzie wytyka męską toksyczność, ale łapiąca za tyłek Harley jest już spoko.

    PS. Dawanie Mario RPG 7.5, a tej szmirze 8/10 to po prostu kpina.

    Odpowiedz
    • Paweł "Dedazen" Bortkiewicz2

      3 lutego, 2024

      Jeżeli byśmy mieli do czynienia z reklamą to została by ona prawidłowo oznaczona zgodnie z instrukcjami Prezesa UOKiK. Recenzja jest w pełni subiektywna i bazuje na kopii gry zakupionej przez recenzenta, tak jak jest to wspomniane na samym końcu tekstu. Wspomnę tylko, że gra nie musi być innowacyjna, aby być po prostu dobrą 😉

      Odpowiedz

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *