0

Zawsze entuzjastycznie spoglądam na horrory, które próbują podejść do gatunku w sposób oryginalny i nietuzinkowy, zamiast stawiać na oklepane i przejedzone motywy. Amanda the Adventurer sięga do czasów kaset wideo i początków animacji komputerowej, starając się wykorzystać ukrytą w tej stylistyce grozę przeciwko nam. Czy to się udaje? O tym już za chwilę.

Analogowa groza

Nikomu nie są obce telewizyjne produkcje skierowane do najmłodszych, które poprzez łamanie czwartej ściany i specyficzny dialog z widzem starały się przekazać pewne wartości. W Polsce przez długi czas królowały seriale aktorskie oraz teatrzyki kukiełkowe, jednak nie trzeba było długo czekać, by również programy wykorzystujące prymitywną technologię animacji komputerowej zawitały na naszych ekranach. To były czasy telewizorów kineskopowych i kaset VHS, a w tej technologii zawsze tkwiła pewna, wyjątkowa skrywana groza. Wystarczy wspomnieć wiele produkcji tamtych lat – nie tylko te z gatunku horroru, ale nawet z pozoru niewinne programy często nosiły w sobie coś niepokojącego, co mogło przyprawić niektórych o koszmary senne. I to właśnie do tamtych czasów nawiązuje Amanda the Adventurer.

Wcielamy się w postać Riley, która odziedziczyła po swojej ciotce Kate dom. Na strychu tego domu natrafiamy na masę dziwnych przedmiotów, w tym zamknięte szafki. Jednak to, co przyciąga naszą uwagę najbardziej, to stary telewizor kineskopowy oraz samotna kaseta wideo. Zawiera ona nagranie pseudoprogramu edukacyjnego, w którym śledzimy przygody małej dziewczynki Amandy oraz jej towarzysza, owieczki o jakże oryginalnym imieniu Owcia. Już od pierwszych chwil nagrania czujemy, że coś jest nie tak, a każda kolejna włożona do magnetowidu kaseta uderza w nas coraz bardziej niepokojącymi obrazami i wydarzeniami.

Historia tej gry pełna jest niedopowiedzeń, stale zalewając nas masą pytań, na które do samego końca nie otrzymujemy pełnych odpowiedzi. Jedynym, co dostajemy, są poszlaki, które pomagają nam domniemywać, jaka w rzeczywistości jest prawda. Pochwalić muszę sposób, w jaki gra budzi nostalgię. Ale co z atmosferą grozy i uczuciem strachu?

Na duży plus zasługuje praktycznie brak znienawidzonych przez niemal wszystkich jump scare’ów. W ciągu całej rozgrywki pojawiły się może dwa takie momenty? I nie nazwałbym ich gwałtownymi czy natrętnymi, a raczej subtelniejszymi. Pytanie kluczowe: Czy Amanda the Adventurer straszy? Nie da się na to odpowiedzieć w prosty sposób. Jest to gra, która stawia klimat niepokoju ponad wszystko. Jednak to tyle. Nie mogę powiedzieć, że odczuwałem choćby krztynę strachu. Nie spodziewajcie się, że ten tytuł wywoła w was jakiekolwiek silniejsze emocje. Z drugiej strony, jest to całkiem dobra opcja dla osób, które panicznie boją się horrorów, ale chciałyby spróbować czegoś łagodniejszego.

Escape room wielu zakończeń

Strych, na którym dzieje się cała akcja gry to jeden wielki escape room. Pełno tu przedmiotów, z którymi możemy wejść w interakcję, a także mebli i skrzyń zamkniętych na kłódki. Jednak bez odpowiednich kluczy, kodów, wskazówek czy narzędzi, nie zrobimy nic. Te zdobywamy w trakcie lub po obejrzeniu zebranych kaset, lub po rozwiązaniu poszczególnych zagadek. Warto zaznaczyć, że gra oferuje pięć różnych zakończeń. Nie zdziwcie się, gdy już po kilkudziesięciu minutach skończycie grę, a nawet nie ruszycie jednego zamkniętego zamka. Tu zalecam mieć pod ręką kartkę i ołówek, aby notować wszystkie potencjalne kody i wskazówki. Po zobaczeniu jednego zakończenia warto kontynuować rozgrywkę i wykorzystać zdobytą wiedzę, by dostać się do wcześniej zamkniętych obszarów. To otwiera przed nami nowe zagadki i nową perspektywę na fabułę, a w końcu prowadzi do prawdziwego zakończenia.

Amanda the Adventurer obfituje w zagadki typowe dla escape roomów. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby gdzieś na świecie została otwarta replika takiegoż pomieszczenia w skali 1:1. Większość zagadek polega albo na znalezieniu odpowiedniej kombinacji do zamka, albo są tak zaprojektowane, że nawet małpa w zoo mogłaby je rozwiązać. Jednak skłamałbym mówiąc, że nic nie sprawiło mi problemu. Niektóre łamigłówki zacięły mnie na moment, doprowadzając do tego, że kompletnie nie wiedziałem, co powinienem dalej robić. To przywołało mi na myśl niektóre nieoczywiste zagadki ze starych gier przygodowych typu point’n’click, które nie miały logicznego sensu, ale mimo to działały i jakoś popychały fabułę do przodu.

Amando, oh, Amando!

Nie będzie żadnym zaskoczeniem, gdy powiem, że Amanda the Adventurer pod względem wizualnym nie zachwyca. Aczkolwiek czasem to działa na jej korzyść. Mówiąc konkretnie, chodzi mi o nagrania odcinków Amandy, które mają charakter raczkującej animacji 3D. Niemniej jednak jest jeden element, na którym deweloperzy zawsze powinni się skupić, a o którym w Amandzie zapomniano. Mowa o grze światłem, a często jego braku. Strych, na którym dzieje się akcja, to miejsce dobrze, statycznie oświetlone. Brakuje mu tej atmosfery grozy i mroku. Największy zarzut kieruję jednak pod adresem udźwiękowienia. Nie chodzi tu o brak muzyki czy efektów dźwiękowych – te są obecne, jednak są mało zauważalne i nie spełniają głównego zadania, jakim jest budowanie klimatu i napięcia. Gigantyczne brawa należą się natomiast polskiej wersji językowej, która nie tylko stoi na wysokim poziomie, ale też została uwzględniona w samym gameplay’u. Co jakiś czas na ekranie pojawiają się komendy do wpisania, i nie musimy się martwić o znajomość angielskiego, gdyż bez problemu jest akceptowane nasze polskie słownictwo.

Podsumowując, Amanda the Adventurer to z pewnością interesujące podejście do gatunku horrorów. Warto zagrać w ten tytuł przynajmniej ze względu na jego unikalny klimat oraz nietypowe podejście do rozgrywki. Niemniej jednak, nie spodziewajcie się po nim nie wiadomo jak przerażających doznań. Choć jest to gra z gatunku horror, nie wzbudza ona tak silnych emocji. Już teraz wiadomo, że powstaje druga część Amanda the Adventurer. Oczekiwania są duże, ale jak sobie ostatecznie poradzi? Tego dowiemy się dopiero po premierze. Na pewno jednak możecie spodziewać się naszej recenzji tego tytułu.

Recenzja oparta o wersję gry na PC (Steam).
Kopia gry do recenzji została zakupiona przez recenzenta osobiście.

7.0

Ocena autora

Podsumowanie

Grafika
6.5
Udźwiękowienie
4.5
Gameplay
7.0
Historia
8.0
Strona techniczna
9.5
Ocena ogólna
7.0
Zalety
  • Świetna polska wersja językowa i uwzględnienie jej w gameplay'u

  • Zagadki logiczne wymagające spostrzegawczości i kombinowania

  • Potężny powiew nostalgii

  • Fabuła pełna tajemnic i niedopowiedzeń

Wady
  • Miałki klimat grozy

  • Nie straszy tak dobrze, jakby mogła

  • Niejednokrotnie utykamy w miejscu

  • Brak klimatycznej ścieżki dźwiękowej/ambientu

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *