1

Raczej nikt nie zaprzeczy, że jednymi z najbardziej rozpoznawalnych i zapamiętywalnych momentów w filmach, ale też i w grach traktujących o II Wojnie Światowej są te przedstawiające desant i szturm na umocnione pozycje wroga. Niech tutaj za przykład posłużą nam takie klasyki jak Call of Duty (2003) i atak na Stalingrad albo Medal of Honor: Allied Assault (2002) i legendarne lądowanie w Normandii. Praktycznie każda drugowojenna produkcja ma przynajmniej jedną taką misję. I często to właśnie te poziomy sprawiają, że chcemy powrócić do danej produkcji. Beach Invasion 1945 – Pacific pozwala nam wziąć udział w takim właśnie desancie, jednakże z perspektywy obrońcy.

Wojna… Wojna nigdy się nie zmienia

Beach Invasion 1945 – Pacific zabiera nas na tereny, tak, Pacyfiku, gdzie weźmiemy udział w dwóch bitwach. W pierwszej jako Japończycy przyjdzie nam bronić wybrzeży Iwo Jimy korzystając z typowego dla tamtego okresu historycznego uzbrojenia. Druga bitwa przenosi nas na Filipiny, gdzie jako Amerykanie będziemy bronić się przed Japończykami. I niestety na tym cała produkcja się kończy. Dostajemy dwa fronty, dwie plaże które musimy bronić. Ataki wrogów oddzielane są falami. Pomiędzy natarciami mamy chwilę przerwy, by naprawić swój sprzęt, kupić nowy, a nawet zakupić miny przeciwpancerne albo przeciwpiechotne. Każda kolejna fala jest coraz liczniejsza i rzuca na nas więcej sprzętu. Beach Invasion 1945 – Pacific pozwala nam także grać w trybie kooperacji (Niestety nie udało mi się znaleźć żadnego współgracza), a także w trybie sandboxowym, który pozwala nam na ustawienie takich parametrów jak długość rozgrywki, liczbę wrogów czy wybór tego, co ma nas atakować.

Jedna i druga strona konfliktu oddaje w nasze ręce po 5 rodzajów broni. Strona amerykańska oddaje w nasze ręce 2 rodzaje karabinów maszynowych, ciężkie działo przeciwlotnicze, 2 potężne działa fortowe. I z każdego z tych rodzajów uzbrojenia strzela się zaskakująco przyjemnie. Działa są powolne, ale o wielkiej sile rażenia. Z karabinów maszynowych strzela się szybko i celnie. Choć ragdoll i wybuchy pojazdów pozostawiają wiele do życzenia (Pamiętać trzeba, że mimo wszystko mówimy tu o grze bardzo budżetowej), tak czułem sporo satysfakcji korzystając z dostępnego uzbrojenia. Niestety, ale na tym różnorodność się kończy. Co prawda strona japońska także oferuje swoje własne uzbrojenie, jednak pod względem mechaniki i odczuć wynikających ze strzelania nie ma żadnej różnicy względem drugiej strony konfliktu. Poza działkiem przeciwlotniczym Japończyków. Z tego strzela się zupełnie inaczej w porównania do ciężkiego działa Amerykanów. Na uwagę zasługuje staranność z jaką wykonano dane rodzaje uzbrojenia. Czy to karabiny, czy cięższa artyleria, wszystko prezentuje się bardzo dobrze. Tak z wyglądu z zewnętrznego, jak i podczas korzystania z przyrządów celowniczych. Nie jestem historykiem, lecz moje laickie oko jest w stanie uwierzyć w dokładne i szczegółowe oddanie danych elementów uzbrojenia.

Pomimo bardzo ograniczonej ilości map i uzbrojenia, twórcy starają się jak mogą, by urozmaicić nam zabawę. Z nieba co jakiś czas spadają z samolotów skrzynki, po których rozwaleniu dostajemy bonusy takie jak amunicja podpalająca czy ładunki ostrzału artyleryjskiego, który w ciągu kilku chwil jest w stanie z plaży zrobić jesień średniowiecza. Co więcej, każda fala się od siebie różni. Nie tylko rodzajem nasyłanego na nas sprzętu (Choć tutaj muszę pochwalić falę, która powitała mnie budzącymi dreszcz syrenami przeciwlotniczymi i nasłała na mnie nie piechotę czy pojazdy pancerne, a samoloty), ale i odmiennymi warunkami atmosferycznymi, a także różnymi porami dnia i nocy. I chociaż cały czas gramy na tych samych mapach i pozycjach, tak sytuacja na polu walki jest zmienna.

Na froncie pustki

I niestety nic z tego nie zmienia faktu, że już po 20-30 minutach miałem tej gry dosyć. Cały, skromny arsenał odblokowujemy dosyć szybko. Model strzelania jest przyjemny, a zmienne warunki i natarcia wrogów to fajne urozmaicenie, jednak nic z tego nie jest w stanie uratować nas od szybko nadchodzącej nudy. Brakuje tej grze większej zawartości, jak chociażby innych map czy bardziej zróżnicowanego uzbrojenia. A nawet to drugie wystarczyłoby w obecnej sytuacji, gdybyśmy mieli wpływ na to jak pole walki wygląda, co gdzie możemy umieścić. Co gorsza, pomimo widocznych sojuszniczych NPC, panuje cały czas poczucie, że na polu walki jesteśmy tylko my i nacierający na nas wrogowie.

Beach Invasion 1945 – Pacific to fajna, niskobudżetowa gra na 5 minut i nie więcej. Czy warta jest 45,99zł? Obawiam się, że nie. Brakuję mi tutaj większej zawartości i jakiegoś urozmaicenia w trybach gry, które mogłyby usprawiedliwić taką cenę. Przez większość czasu czułem się, jakbym obcował z konceptem większej, bardziej rozbudowanej gry albo wstępnym zamysłem, który przygotowuje się dla wydawcy, by ten wyłożył pieniądze na pełną produkcję gry. Niemniej, jeśli uda wam się dorwać ten tytuł na promocji, raczej nie pożałujecie wydanych pieniędzy.

Recenzja oparta o wersję gry na PC (Steam).
Kopia gry do recenzji została podarowana przez wydawcę.

5.5

Ocena autora

Podsumowanie

Grafika
6.5
Udźwiękowienie
6.0
Gameplay
4.0
Zawartość
2.0
Strona techniczna
7.0
Ocena ogólna
5.5
Zalety
  • Zmienne warunki pogodowe oraz system dnia i nocy

  • Przyjemny model prowadzenia ognia

Wady
  • Tylko dwie mapy

  • Bardzo skąpa zawartość

  • Ekspresowo szybko się nudzi

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *