0

Ledwie kilka dni temu zrecenzowałem Arcade Paradise, w którym wcielamy się we właściciela retro salonu gier, a teraz sam trafiłem do miejsca, które oddaje hołd tamtym czasom. W trakcie małych wakacji trafiłem do Wrocławskiego Muzeum Gier “Gry i Komputery Minionej Ery”. Co w nim zobaczyłem i czy było warto wydać 25 złotych na 90 minut zwiedzania i zabawy na starym sprzęcie? O tym już za chwilę!

Pozwolę sobie odpowiedzieć od razu na drugą część pytania. Tak, jak najbardziej warto! Za cenę kebaba dostajemy 1,5 godziny możliwości powrotu do dzieciństwa/zapoznania się ze “starymi dobrymi czasami” swoich rodziców. Wszystko zależy od waszego wieku, drodzy czytelnicy. Jednak czy czekają na nas wodotryski i wielkie wybuchy? Niestety, ale nie. Wbrew moim oczekiwaniom obszar wydzielony pod muzeum nie należy do największych. Można porównać go do nieco większego mieszkania w kształcie podkowy. Dla zwiedzających przygotowano wiele gablot przedstawiających sprzęt z epoki, a także telewizorów z konsolami, na których można pograć.

Nie zostaje nam przydzielony żaden przewodnik, co tak naprawdę jest dużym plusem. Dzięki temu możemy zapoznać się ze wszystkim we własnym tempie. Nie mówiąc już o wypróbowaniu maszyn. Ciężko byłoby zorganizować coś takiego z przewodnikiem. Jeśli chodzi o moje zwiedzanie to zacząłem je od samego końca “muzeum-podkowy”. W gablotkach mogłem przyjrzeć się wiekowym komputerom z logiem jabłka, a także sprawdzić takie chociażby klasyki jak Worms czy Quake. Nieco dalej stał telewizor z uruchomionym Donkey Kongiem, w którego mogliśmy zagrać na dwóch bębenkach. W kolejnych gablotkach mogliśmy przyjrzeć się starym kineskopom, a nieco dalej zagrać na jednym z trzech automatów. Niestety jeden z nich miał awarię. Na drugim była jakaś piłka nożna oblegana cały czas przez dwójkę innych turystów, więc nie byłem w stanie go sprawdzić. Na szczęście ostatni był wolny, a zagrać na nim można było w legendarnego Tekkena.

Kolejna sekcja muzeum była największa, najobszerniejsza, a co za tym idzie oferowała najwięcej. Do naszej dyspozycji została oddana szafa wypełniona wiekowymi, choć świetnie zachowanymi czasopismami pokroju Secret Service oraz Bajtek. Nie zabrakło też publikacji książkowych traktujących na przykład o Linuxie. Przy ścianach postawiono więcej gablot z jeszcze większą ilością sprzętu. ZX Spectrum, Commodore, Atari… To tylko wierzchołek góry lodowej. Moim oczom jawiły się konsole i komputery, o których nigdy wcześniej nie słyszałem.

W samym centrum jeszcze tej samej części muzeum mamy rząd biurek z ustawionymi telewizorami, konsolami i komputerami, na których uruchomiono takie gry Mortal Kombat, Super Mario Bros. i Duck Hunt. To ostatnie w szczególności mnie ucieszyło, bo choć miałem Pegasusa (Polską podróbkę NES-a) i na krótką chwilę samego NES-a, to nigdy nie miałem okazji, by osobiście sprawdzić, jak to jest strzelić do tego irytującego, chichoczącego kundla. Idąc dalej możemy spróbować Ponga, Pac-mana, popatrzeć przez gablotki na protoplastów komputerów (Tak, liczydło to w pewnym sensie też komputer), a także pograć w proste gry bez prądu.

Zbliżamy się powoli do końca. Mamy pośrodku sześcienną bryłę. W jedną ścianę wbudowano komputery z ekranami, na których możemy zagrać w jeden z kilku tytułów. W pozostałych trzech znajdują się gabloty z, chociażby, konsolkami przenośnymi. Przy ścianach natomiast mamy jeszcze więcej gablot wypełnionych komputerami i konsolami. Tym razem dominuje Atari oraz Nintendo, choć nie zabrakło tu dzieci innych firm. Mamy jeszcze parę automatów – Street Fighter, Metal Slug, Sonic oraz wielki automat ze ścigałką, której nazwy nie pamiętam.

I to by było technicznie na tyle. Opisałem zaledwie część tego, co możecie zobaczyć w prawdziwym retro muzeum. Jestem pod gigantycznym wrażeniem pracy twórcy/ów muzeum. Zebrano wiele sprzętów i gier, o których nawet fizjologom się nie śniło. Idę o zakład, że o części nigdy w życiu nie słyszeliście. Zgaduję, że co poniektóre były niezwykle trudno dostępne. W szczególności te działające i oddane do użytku gości. Wszystkie eksponaty oczywiście opisano w przystępnej formie.

Nie tylko wróciłem wspomnieniami do dzieciństwa, ale też mogłem sprawdzić w akcji jak działają sprzęty, o których tylko słyszałem historie. Jeśli kiedykolwiek zatrzymacie się we Wrocławiu na dzień lub dwa, warto wpaść do Muzeum Gry i Komputery Minionej Ery, by wrócić wspomnieniami do dawnych lat albo nauczyć się czegoś nowego o przeszłości.

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *