Miałem się bać, a finalnie doświadczyłem tylko problemów… Pierwszy film z serii “Obcy” wyreżyserowany przez Ridleya Scotta w 1979 roku na zawsze zmienił oblicze kina science fiction i horroru. Mroczny, klaustrofobiczny klimat, biomechaniczna estetyka H.R. Gigera oraz niepowtarzalne poczucie zagrożenia uczyniły z “Obcego – 8. pasażera Nostromo” dzieło kultowe....
Miałem się bać, a finalnie doświadczyłem tylko problemów…
Pierwszy film z serii “Obcy” wyreżyserowany przez Ridleya Scotta w 1979 roku na zawsze zmienił oblicze kina science fiction i horroru. Mroczny, klaustrofobiczny klimat, biomechaniczna estetyka H.R. Gigera oraz niepowtarzalne poczucie zagrożenia uczyniły z “Obcego – 8. pasażera Nostromo” dzieło kultowe. Kolejne filmy z serii kontynuowały eksplorację tego unikalnego uniwersum, rozwijając historię ksenomorfów, korporacyjnych intryg Weyland-Yutani oraz losów bohaterów, takich jak Ellen Ripley. Sukces filmów zapoczątkował powstanie licznych adaptacji w innych mediach, w tym komiksów, książek oraz przede wszystkim gier. Gry inspirowane serią “Obcy” od lat starają się uchwycić klimat i grozę tego uniwersum, od strzelanek takich jak “Aliens vs. Predator” po bardziej narracyjne doświadczenia jak “Alien: Isolation”. Ten drugi przypadek na chwilę obecną stał się jednym z najlepiej przyjętych horrorów ostatnich 10 lat. Dzisiaj omawiane “Alien: Rogue Incursion” stara się przenieść dobrze znany nam klimat z Isolation do wirtualnej rzeczywistości, lecz niestety nie poradził sobie tak dobrze.
Miał być horror, a tu zonk
Alien: Rogue Incursion to produkcja, która próbuje przenieść mroczne i klaustrofobiczne uniwersum Obcego do świata wirtualnej rzeczywistości. W grze wcielamy się w Zulę Hendricks, którą bardziej obeznani w tej serii mogą kojarzyć z komiksów “Aliens: Defiance”. Wraz z syntetykiem Davisem 01, Zula przybywa na planetę Purdan, gdzie w tajemniczej placówce badawczej znanej jako “Kolebka Kastora” doszło do zniknięcia jej dawnego towarzysza broni, Bena Carvera. W trakcie eksploracji szybko okazuje się, że placówka stała się areną starcia z ksenomorfami, czyli tytułowymi obcymi, którzy zwykle są głównym zagrożeniem w produkcjach z tej serii. Developerzy z Survios z powodzeniem oddali klimat tej serii: ciemne korytarze, biomechaniczne struktury i wszechobecne poczucie zagrożenia towarzyszą nam na każdym kroku. Fabuła, choć początkowo wydaje się wciągająca i pełna smaczków dla fanów, momentami wydaje się dosyć przewidywalna, a niektóre dialogi są przesadnie ekspozycyjne, co obniża dynamikę narracji. Najgorszym elementem Rogue Incursion jest to, że fabuła gry nie jest skończona i dostajemy na twarz kiepskim cliffhangerem i informacją o tym, że jest to dopiero pierwsza część pełnej historii. Jest to zrealizowane tragicznie i można to porównać do wyjścia z filmu w kinie w samej połowie. Do tego dochodzi fakt, że nigdy twórcy w marketingu gry nie poinformowali graczy, że kupują tylko połowę całej historii. Po prostu jest to strasznie nie fair.
Mimo tego, że Survios starannie próbowało odbudować klimat serii za pomocą lokacji czy samym wprowadzeniem ksenomorfa, to niestety im dalej wchodzimy w rozgrywkę, tym mniej horroru dostajemy, a szkoda bo tego typu doświadczenia w wirtualnej rzeczywistości szczególnie pobudzają zmysły gracza. Druga połowa gry to szczególny koszmar, bo jesteśmy atakowani przez hordy ksenomorfów, które po prostu pojawiają się bez końca, a to psuje całą atmosferę i poczucie zagrożenia. Sam fakt tego, że możemy łatwo zabijać przeciwników kilkoma strzałami psuje dla mnie całkowite wrażenia z tego, że gram w grę z serii “Obcy”.
Droga przez piekło… dosłownie i w przenośni
Jest coś niezaprzeczalnie przyjemnego w strzelaniu do ksenomorfów, ale problem polega na tym, że Rogue Incursion rzuca tak wiele ich na gracza, że walki stają się nudne, powtarzalne i totalnie niepotrzebne. Pierwsze spotkania z przeciwnikami zdecydowanie są zrobione bardzo dobrze, lecz z biegiem gry widać, że są przewidywalne i bardzo łatwo je pokonać. W późniejszych etapach wyskakują one co kilka minut, co bardzo utrudnia eksplorację. Nie jestem w stanie zrozumieć czemu Survios zdecydowało się na takie podejście, zwłaszcza że sam początek gry bardzo zajeżdża wcześniej wspomnianym Alien: Isolation, lecz niestety z biegiem historii zaczyna się przemieniać w zwykły, powtarzalny akcyjniak. Same ksenomorfy też nie mogą nas zbytnio zaskakiwać, przykładowo skradając się do nas po cichu, bo przy każdym pojawieniu się stwora zaczyna dudnić intensywna muzyka, która sugeruje, że Obcy już nas widzi i zaraz zostaniemy zaatakowani.
Ksenomorfy są jednocześnie na tyle śmiercionośne, że musimy często przestać robić to, co robimy w danym momencie i skupić się na zabijaniu, ale nie są na tyle śmiercionośne, aby walki z nimi były wyzwaniem. Spotkania z ksenomorfami w Alien: Rogue Incursion rozgrywają się mniej więcej w ten sam sposób. Włącza się nieprzyjemna muzyka, a następnie gracze muszą się zatrzymać i rozejrzeć, aby znaleźć stworzenie, które zwykle czołga się po ścianie. Następnie zabijamy ksenomorfa kilkoma strzałami, zanim jeszcze się zorientuje, lub zeskoczy ze ściany. Ksenomorfy mogą zabić Zulę kilkoma trafieniami, więc ignorowanie ich zwykle oznacza śmierć, a tego bardzo nie chcemy. Umieranie w Rogue Incursion jest szczególnie upierdliwe, bo gra praktycznie nie ma żadnych checkpointów czy auto-zapisów. Twórcy postanowili pójść schematem survival horrorów, mimo tego, że nie nazwałbym tej gry tym mianem. Aby zapisać grę musimy znaleźć “panic room”, który jest zwyczajnym bezpiecznym pomieszczeniem, gdzie możemy zapisać nasz postęp, doskonale znany z takich gier jak seria Resident Evil. W grze jest całkiem przyzwoita liczba pomieszczeń z zapisem, lecz niestety są sekcje, w których śmierć oznacza kilkanaście lub kilkadziesiąt minut straty rozgrywki. Na pierwszy rzut oka, tego typu mechaniki mogłyby dodawać stresu i strachu, a w rzeczywistości tylko budują frustrację.
Jeżeli chodzi o samą główną rozgrywkę to nie jestem w stanie zarzucić większych wad. Strzelanie jest przyjemne, chociaż mechanika wymiany broni potrafi być momentami problematyczna z powodu błędu, gdzie nasze dłonie mogą utknąć w dziwnych elementach i wtedy jesteśmy zmuszeni przeładować grę. Do dyspozycji mamy również typowy skaner, który pokazuje ksenomorfy w pobliżu czy zegarek prezentujący rodzaj oraz ilość amunicji, poziom zdrowia, a także apteczek. Na specjalnym tablecie możemy też sprawdzić naszą aktualną pozycję w danej lokacji, co jest całkiem pomocne.
Wirtualna niedoróbka
Grę ogrywałem na Meta Queście 3 i była to mordęga, aby w ogóle zagrać w tą produkcję. Twórcy gry nie przewidzieli, że gracze używający Questa 3 mogą podłączać się pod swoje komputery za pomocą aplikacji zewnętrznych typu Virtual Desktop czy Steam Link i po prostu gra nie jest grywalna w takiej konfiguracji. Początkowo grę próbowałem uruchomić za pomocą Virtual Desktop i powitało mnie pół sekundy opóźnienia ekranu, względem ruchu mojej głowy. Było to jedno z najgorszych doświadczeń jakich doznałem w wirtualnej rzeczywistości, dosłownie 5 minut w takiej konfiguracji brało mnie na nudności i inne nieprzyjemne sytuacje. Początkowo myślałem, że to kwestia headsetu czy samego SteamVR, ale kolejnego dnia dotarł mail z informacją, że niestety jest to problem gry i jestem zmuszony do korzystania z Quest Linka.
Co jednak trzeba pochwalić to interaktywność. Jestem w stanie przyznać, że ta sekcja gry jest porównywalna do takich gigantów jak Half-Life: Alyx. Praktycznie każdy obiekt w otoczeniu jesteśmy w stanie podnieść, a większość obiektów ma wiele różnych punktów interakcji. To samo dotyczy broni oraz ekwipunku jaki nosi nasza bohaterka. Wszystkie bronie i inne elementy znajdziemy na naszym kombinezonie, a jeżeli nie potrzebujemy czegoś co trzymamy lub chcemy szybko zmienić broń to możemy ją po prostu rzucić w przestrzeń i szybko wziąć coś innego, a wcześniejszy obiekt wróci do naszego kombinezonu, bardzo przyjemny element rozgrywki.
Podsumowanie
Alien: Rogue Incursion miało ogromny potencjał, gdzie mogło dostarczyć jedno z najlepszych horrorowych doświadczeń w wirtualnej rzeczywistości, lecz niestety totalnie skopało sprawę. Survios zamiast skupić się na jednym aspekcie, próbowało rozbić grę na dwa gatunki, dodatkowo kończąc nieprzyjemnym cliffhangerem. Mogło być tak pięknie, a finalnie wyszło ledwo poprawnie.
Recenzja oparta o wersję gry na PC (Steam). Kopia gry do recenzji została podarowana przez wydawcę Survios za pośrednictwem 42West.
6.0
Ocena autora
Podsumowanie
Grafika
9.0
Technikalia
5.0
Gameplay
6.5
Zawartość i fabuła
6.0
Dźwięk
7.5
Ocena ogólna
6.0
Zalety
Filmowy klimat jest utrzymany przez większość czasu.