0

Choć tytuł może brzmieć nieco pretensjonalnie, zdaję sobie sprawę, że jestem daleki od osiągnięć prawdziwych speedrunnerów, którzy mistrzowsko wykorzystują najbardziej wymyślne sztuczki, aby poprawiać swoje czasy. Jednak The Gauntlet pozwoliło mi przynajmniej na chwilę poczuć się jak jeden z nich. To gra, gdzie liczy się zręczność, błyskawiczny refleks i mnóstwo anielskiej cierpliwości.

The Gauntlet to projekt stworzony przez czwórkę utalentowanych studentów z Irlandii, kładący nacisk na błyskawiczne pokonywanie wyznaczonych tras. W grze wcielamy się w jednego z uczestników programu telewizyjnego o nazwie “The Gauntlet”, którego gospodarzem jest tajemniczy Bad Bat. Naszym zadaniem jest ściganie się po różnorodnych trasach pełnych przeszkód, zaprojektowanych z myślą o naszej rychłej zgubie. Aby przetrwać, musimy niemal bez przerwy biec, skakać, ślizgać się, a nawet biegać po ścianach. Jedynym momentem wytchnienia jest zatrzymanie się przy windzie, gdzie poznajemy nasz wynik. I nie jest on tu bez znaczenia, ponieważ, jeśli przebiegniemy etap zbyt wolno, czekać będzie na nas śmiertelna kara i będziemy zmuszeni rozpocząć poziom od nowa. Trzeba też przyznać, że każdy kolejny sprawia wrażenie coraz trudniejszego.

To jednak nie koniec zabawy. Po ukończeniu kampanii zostaje odblokowany tryb Speedrunnera, w ramach którego możemy powracać do tras. To właśnie tutaj będziemy zmuszeni do wypracowywania najlepszych strategii, aby zapewnić sobie jak najszybsze czasy. Każda trasa staje się polem do eksperymentów, gdzie wymagana jest perfekcyjna precyzja i wytrwałość.

Teoretycznie każdy poziom można by ukończyć w kilkadziesiąt sekund. Niestety, w praktyce nie jest to aż takie proste. Osobiście potrzebowałem wielu, naprawdę wielu minut, by, metodą prób i błędów, dotrzeć do samego końca każdej trasy. Nawet wtedy nie miałem pewności, czy zaliczę poziom, ponieważ wszystko zależało od tego, jak szybko radziłem sobie z przeszkodami. Jeśli chodzi o poziom trudności, na początku nie było tak źle, ale momentami zaczynałem zastanawiać się, czy twórcy przypadkiem nie przesadzili. Nie chodziło już tylko o umiejętności, ale również o nieco szczęścia.

Z początku potrzebowałem trochę czasu, by przyzwyczaić się do movementu, a także momentu, w którym powinienem odbić się od ziemi czy, co było trudniejsze, od ścian. Niestety, choć bardzo bym tego chciał, wszystkie moje porażki w trakcie biegów były tylko i wyłącznie spowodowane moimi brakami w umiejętnościach, a także popełnianymi przeze mnie błędami. Jest to jedna z tych gier, przy których moja pięść co porażkę uderzała w biurko, a po kilkudziesięciu minutach potrzebowałem słownika, bo kończyły mi się przekleństwa. Jednak ani na chwilę nie miałem pretensji do samej gry. Ten, mimo wszystko, niewielki tytuł, choć prosty, posiada w sobie pewien nieuchwytny urok. Być może pewnego dnia uda mi się ukończyć ostatni poziom.

Do artykułu wykorzystano kopię gry podarowaną przez wydawcę Scattergood Studios.

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *