0

Czy nowe IP od Team Ninja jest takim samym hitem jak ich seria Nioh? Z jednej strony tak, z drugiej nie.


Ja i gry souls-like to ciekawa relacja. Z jednej strony przepadam za gatunkiem, z drugiej strony grając w gry souls-like czuję ciągłe poczucie niepewności, tak jakby te gry nie były jednak dla mnie. Brzmi to dość dziwnie, zwłaszcza w kontekście tego, że moimi ulubionymi grami z tego gatunku są tytuły, które jednak są mniej znane niż behemoty typu Dark Soulsów czy Bloodborne. Wo Long to ciekawy przypadek, bo stoi w mocnym rozkroku między typowymi soulsami, Sekiro i serią Nioh. Gra oferuje dość szybki gameplay jak na grę souls-like, ale oferuje dosyć klaustrofobiczne lokacje, niektóre upierdliwie zaprojektowane mechaniki i kilka innych aspektów. Jak to jednak wypada jeżeli zwiążemy to w całość? Niby dobrze, a niby niedobrze.

Recykling i klaustrofobia

Wo Long: Fallen Dynasty jest podzielony na poziomy, tak jak seria Nioh. Wybieramy z menu misji do której chcemy się udać, a następnie zostajemy zrzuceni w punkcie startowym. Poziomy nie zawsze zapadają w pamięć, ale wykonują swoją pracę i zawierają wystarczająco dużo eksploracji, by walka nie była jedynym celem przemierzania tych poziomów. Nie znaczy to jednak, że nie są one zbędne. Dotrzemy do niektórych poziomów i będziemy się zastanawiać, czy już tam byliśmy, ponieważ kilka z nich może wyglądać znajomo ze względu na to, że developerzy lubią robić recykling assetów. Na początku nie widać tego recyklingu, ale po 3-4 godzinach widać to już mocno. Prawdziwym problemem są jednak wrogowie. W początkowych godzinach Wo Long, poziomy są bardziej ekscytujące, ponieważ spotkamy ciągle nowych przeciwników. Nie trwa długo, zanim nowi wrogowie przestaną się pojawiać i będziemy zmuszeni do walki z tymi samymi przeciwnikami, w kółko i w kółko, aż do finału gry. No i to, że walczymy ciągle z tymi samymi przeciwnikami przyzwyczaja nas ciągle do używania tych samych ataków, zamiast próbować nowych taktyk. W skrócie walka w drugiej połowie gry jest już monotonna i twórcy nie robią niczego, aby podkręcić ekscytację z rozgrywki. To samo można powiedzieć o poziomie trudności. Ciekawą mechaniką w Wo Long jest jednak system pomocników. W większości misji mamy do dyspozycji kompana, który będzie próbował nam pomóc w walce. Mimo, że na papierze brzmi to ciekawie to w praktyce nasi sojusznicy po prostu ściągają na siebie przeciwników i dzięki temu możemy ich ubić bez zbędnych trudności. Przydaje się to przy bossach i bardzo ułatwia zadanie.

Fabuła brzmi ambitnie, lecz nie powala tak jak powinna

Wo Long w głównej mierze opiera się o powieść historycznego chińskiego pisarza Luo Guanzhonga o tytule “Romans Trzech Królestw”, której akcja toczy się w burzliwych latach upadku dynastii Han i w Epoce Trzech Królestw. Powieść (oparta na wydarzeniach historycznych) opowiada o życiu panów feudalnych i ich otoczenia, pragnących obalić chylącą się ku upadkowi dynastię Han lub przywrócić jej świetność. Chociaż opisuje dzieje dosłownie setek bohaterów, koncentruje się ona na trzech blokach, które powstały na gruzach państwa dynastii Han i z których ostatecznie uformowały się trzy państwa: Shu Han, Wei i Wu. 
Wbudowanie w grę Romansu Trzech Królestw ma tu pierwszorzędne znaczenie, ale fabuła Wo Long: Fallen Dynasty dewoluuje w wybrzmiewający “melodramat” z nonsensownymi zwrotami akcji i jest w większości niespójny w całości pod względem fabularnym. Projekty wrogów wahają się między humanoidalnym mięsem armatnim a przerośniętymi demonami, przy czym te ostatnie stają się szczególnie uciążliwe w drugiej połowie gry. Warto też wspomnieć i przestrzec o fatalnej jakości angielskiej ścieżce dźwiękowej. Angielski dubbing jest zagrany w sposób amatorski i momentami brzmi jak parodia, niż coś co ma wybrzmiewać poważnie tak jak gra sugeruje. Dla waszego dobra, ustawcie chiński lub nawet japoński dubbing i doświadczenie będzie dużo lepsze.

Technologicznie z zeszłej epoki

Nie wiem jak to jest z tymi japońskimi grami, bo w ostatnim czasie pod względem technologicznym większość szura po dnie i w przypadku Wo Long nie jest inaczej. Nie kupujcie tej gry na PC pod żadnym pozorem. Po kilku godzinach rozgrywki byłem zmuszony przejść na wersję Xboxową, ponieważ port na PC to niestety nieśmieszny żart. Jakbym miał go opisać to po prostu jest to wersja konsolowa z dorzuconymi opcjami graficznymi na doczepkę. W menu ustawień możemy się nawet dostać do menu, które pozwala nam wybrać “Tryb Wydajności” i “Tryb Rozdzielczości”, tak jakby twórcy nawet nie zdążyli usunąć tych opcji przy portowaniu gry. Jeżeli chodzi o grafikę to przypomina niestety gry sprzed 2 generacji wstecz. Nie jest to poziom Elden Ringa, a bardziej poziom pierwszych Dark Souls jeżeli chodzi o grafikę.

Podsumowanie

Wo Long: Fallen Dynasty to gra z potencjałem, która by mogła wykorzystać ten potencjał jakby spędziła dodatkowy rok w fazie projektowej, bo niestety to co dostaliśmy nie daje rady dorównać standardom, które wyznaczyły poprzednie gry twórców, czyli seria Nioh. Jeżeli chcecie się zapoznać z tytułem to możecie sprawdzić grę w subskrybcji Xbox Game Pass, bo zakupu samej gry na ten moment nie polecam.

Recenzja oparta o wersję gry na PC i Xbox Series X.
Kopia gry do recenzji pochodzi z subskrybcji Xbox Game Pass.

6.5

Ocena autora

Podsumowanie

Grafika i Technikalia
4.0
Gameplay
7.5
Fabuła
5.0
Muzyka
6.5
Ocena ogólna
6.5
Zalety
  • Ciekawie przedstawiony świat.
  • System walki z potencjałem.
  • Pierwsze godziny sprawdzają się nieźle...
Wady
  • ...niestety druga połowa gry już nie.
  • Recykling, recykling, recykling.
  • Mierna fabuła.

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *