0

Znikąd pojawili się w karczmie “Kick Starter”, rozsiedli się wygodnie przy największym stole i powoli majstrowali, zapisując swoje księgi kolejnymi planami rozgrywki oraz prezentując pomysł charyzmatycznej gry o kolorowych rycinach walczących na arkuszach monitorów i telewizorów. Gra pokazywana na wielu targach i wystawach, przykuła uwagę zarówno polskiej jak i międzynarodowej gawiedzi. Zainteresowanie okazało się na tyle duże, że mości hrabia z rodu Daedlic Entertaiment stał się patronem i wydawcą gotowanego przez drużynę produktu. To również pomogło przy uzgadnianiu współpracy w władającym zielonymi terenami królestwem Xboxa oraz jego wasalem, Game Pass’em.

Dokładnie tak wyobrażam sobie jak w średniowieczu mogli wejść na scenę pracownicy studia Yaza Games, odpowiedzialnego za omawiany dziś tytuł z wczesnego dostępu.

Siri, wygeneruj Hirołsy w średniowieczu

Tym co wyróżnia Inkulinati na tle innych gier strategicznych/roguelite/indie jest zdecydowanie kierunek artystyczny projektu. Twórcy zainspirowani wzorami i obrazami zdobiący autentyczne francuskie księgi z dwunastego wieku, zdecydowali się wcielić w życie małych bohaterów dawnych tomów. W momencie debiutu zbiórki, projekt przykuwał uwagę. Jednak do czasu wydania gry we wczesnym dostępie, podobnym motywem mogła się pochwalić inna gra z biblioteki “zielonych”, czyli Pentiment. I choć są to zdecydowanie różne pod względem rozgrywki produkcje, ciężko nie porównywać ich ze sobą. Osobiście, bardziej do gustu przypadł mi motyw Inkulinati – jednostki są wyraźnie przedstawione i łatwo rozpoznawalne, a proste tła tylko dodają wiarygodności, że rozgrywka toczy się na kartach i w księgach. W trakcie potyczek, nie dość że zmienia się sytuacja na platformie walki, również tło zostaje zapełnione słownym opisem poszczególnych ruchów. Uważam to za fantastyczny szczegół, jako że po niektórych, wybitnych walkach mogłem prześledzić przebieg wydarzeń (ten efekt jest dostępny tylko w języku angielskim i polskim).

Piekielnie długa bitwa, więc i opis piekielnie długi.

W tym samym czasie, w tle słychać muzykę i pieśni inspirowane średniowiecznymi balladami. O ile żadna specjalnie się nie wyróżnia, potrafią nastroić do rozgrywki i motywują do głębszych rozmyślań nad strategią.

Pierwsze strony księgi rozgrywki

Ja, jako chłop z natury prosty i niespecjalnie biegły w sztuce strategii, lubię od czasu do czasu wytężyć szare komórki w zadaniach głowy wymagających. Dlatego gdy tylko dowiedziałem się, że dzieło zostanie umieszczone w archiwach Game Pass’a zaplanowałem, że podejście swoje do tej gry wykonam.

Dlatego też ucieszyłem się bardzo, gdy przy pierwszym uruchomieniu zobaczyłem samouczek – tutaj w formie zadań i zagadek logicznych gra przekazuje kolejne swoje tajniki, by później podczas rozgrywki gracz nie skarżył się na brak wiedzy.

Ta się przyda, bo mimo że walka toczy się na płaskich stronach, to jest kilku wymiarowa. W potyczce naszym celem jest wyeliminowanie wrogich jednostek – mogą to być wszystkie bestie, lub jeśli znajduje się na planszy, przeciwny bohater. A dróg do eliminacji są dwie: można atakami swojej armii pozbawić przeciwników punktów życia, lub fizycznie zepchnąć ich malunki ze stron księgi.

I tak, wiem że to stwierdzenie może być na wyrost, ale pod tym względem, gra ma w sobie coś z szachów – gdzie planujemy kolejne ruchy, ale wystarczy chwila rozkojarzenia i komputerowy przeciwnik bez skrupułów ześle naszego bohatera poza wymiary papieru. Natomiast, w przeciwności do szachów, rozgrywka się nie dłuży. Już po paru turach, kolejne pola zamykają plansze w płomieniach apokalipsy, co ułatwia zepchnięcie jednostek w czeluści ogni piekielnych.

Ale nie trzeba rozpychać się po planszy, aby zwyciężyć. W ramach jednej walki, możemy przyzwać na swoją stronę do 5 jednostek, o różnych parametrach ataku, życia i mobilności, nie wspominając o pasywnych statusach. Dodatkowo, większość z 33 dostępnych w grze jednostek posiada oryginalne umiejętności, które na przykład pozwalają na powtórzenie tury sojuszniczych jednostek, bądź pozbawiają je przeciwników. Kombinacji jest mnóstwo, i jestem pewny, że każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Kręta droga Mistrza Inkulinati

Po ukończeniu wszystkich zadań dla początkujących Inkulinati, można przejść do głównego dania serwowanego nam przez Yaza Games, a więc trybu fabularnego. Tutaj generujemy Tyciego – awatara naszego bohatera w grze, wybierając początkową armię, umiejętności oraz pasywne zdolności. Gdy to uczynimy, naszym oczom ukazuje się mapa, gdzie wybierając jedną z kilku dostępnych ścieżek, przechodzimy przez kolejne wyzwania i walki, od czasu do czasu odwiedzając sklepy, karczmy i świątynie w celu rozwoju naszego bohatera, a towarzyszy temu prosty humor. Na końcu każdej mapy, znajduje się boss, którym jest walka przeciwko przeciwnemu Inkulinati.

Gdy na początku gry dowiedziałem się, że tryb fabularny kończy się po czwartej mapie, byłem nieco zaskoczony – szczególnie, że w moim pierwszym podejściu zasuwałem przez mapę jak rozpędzona konnica. Na szczęście, gra dobrze miesza poziom trudności podczas rozgrywki. Jeśli dana bestia zostaje przez nas zagrywana zbyt często, jej parametr znudzenia wzrośnie, tak samo jak koszt jej przywołania do następnego pojedynku. Wymusza to na graczu rotację składem. To samo tyczy się rodzajów wyzwań, które możemy napotkać na swojej – każda walka jest unikatowa poprzez losowo ułożone przeszkody na platformach.

Gdy jednak poziom trudności nas przerośnie, nie ma problemu by podczas kolejnej rozgrywki wybrać łatwiejszy poziom, to zapewni większą liczbę dostępnych powtórzeń, łagodniejsze kary i wyższe bazowe statystyki. A jeśli rozegraliśmy już parę prób, możemy wydać zdobyte punkty reputacji by odkryć nowe jednostki, umiejętności i zdolności w bestiariuszu.

To tylko draśnięcie!

Na koniec warto spojrzeć przez binokle wczesnego dostępu. Podczas mojej rozgrywki nie natrafiłem na żaden bug. Nie zauważyłem też żadnych problemów z Polską wersją językową. Gra świetnie działała podczas korzystania z kontrolera, przekładając intuicyjne sterowanie oraz wskaźniki przycisków na wszystkie dostępne akcje. No i wizualnie, Inkulinati ma też swój styl, którego trzyma się od początku, do końca.

Ale to właśnie w wizualiach mam największą zagwozdkę dotyczącą całej produkcji. Gdy toczy się akcja – prosta i czytelna grafika – idealnie wpasowuje się w motyw gry. Co innego w fazie planowania, gdzie postanowiono by gracz miał dostęp do wszystkich informacji. Na ekranie robi się tłoczno od znaczników jednostek, ruchu, ataku, ruchu przeciwnika, statusów i tak dalej. Dodatkowo, w każdej chwili możemy włączyć tryb podpowiedzi, który przedstawia pełny opis możliwości wskazanej jednostki wraz z opisem wszystkich statusów i słów kluczowych. Przydatne narzędzie, szczególnie że wybrano normalną, czytelną czcionkę, natomiast ilość tekstu, mnie osobiście odrzucała i zniechęcała do dokładnego studiowania. Z chęcią zobaczę, czy twórcy będa w stanie poprawić ten aspekt rozgrywki zanim dojdzie do pełnej premiery gry.

Na tę chwilę, Inkulinati zdaje się być kompletnym produktem, choć w porównaniu do innych propozycji indie/roguelite wydaje się, że brakuje mu zawartości. Jednak nadrabia to pomysłem na rozgrywkę w pełni czerpiącym ze stylu graficznego gry. A jeśli wierzyć twórcom, czeka nas jeszcze lokalny multiplayer, tryb hot-seat, więcej wyzwań oraz wersja na Nintendo Switch. Jeśli więc masz w sobie żyłkę stratega i już masz dostęp do Game Pass’a, powinieneś spróbować Inkulinati na własnej skórze. A przewiduje, że gra zaskoczy nas na jeszcze nie jednej stronie.

Recenzja oparta o wersję gry na PC.
Kopia gry do recenzji została podarowana przez wydawcę, Daedalic Entertaiment.

7.0

Ocena autora

Podsumowanie

Motyw audio-wizualny
9.0
Gameplay
7.5
Wykonanie
7.0
Zawartość
5.0
Ocena ogólna
7.0
Zalety
  • Niebanalna rozgrywka.

  • Styl graficzny pasujący do akcji.

  • Potyczki są szybkie.

  • Balans poziomu trudności.

  • Polska wersja językowa

Wady
  • UI mogłoby być czytelniejsze.

  • Bezlitosny AI.

  • Nie daje nic poza kampanią.

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *