0

Sezon jesienny od zawsze ciągnął za sobą wysyp wielkich i licznych premier. Warto jednak pamiętać, że w gąszczu dziesiątek gigantycznych tytułów wciąż wychodzą mniejsze produkcje o nieco niższym budżecie, jednak nie mniejszym potencjale i sercu. Jednym z takowych tytułów może okazać się Paper Cut Mansion.

Trzy światy

W Paper Cut Mansion wcielamy się w Toby’ego – detektywa policyjnego, który przybył do starej posiadłości, by odkryć nie tylko tajemnice skrywane przezeń miejsce, ale też własną przeszłość. Pokonując kolejne poziomy posiadłości zdobywamy tzw. Dowody, którym możemy przyjrzeć się na “tablicy dowodów” dostępnej w menu głównym. Każdy takowy dowód zbliża nas do sedna całej sprawy. Fabuła nie jest specjalnie wciągająca czy ciekawa, jednakże dla większości graczy nie będzie to problemem, gdyż mówimy tutaj o grze rouge-lite. Sam tytuł stylizuje się na horror. W paru momentach wstawia nawet niesławne jumpscare’y. Niestety w moim odczuciu nie było czuć ani klimatu grozy, ani palpitacji serca po nagłym wyskoczeniu maszkary.

Z pewnością nie można przejść obojętnie obok oprawy graficznej stylizowanej na rysunkowe wycinanki. Co więcej, każdy jeden model wygląda, jakby był zrobiony z papieru. Niewiele mamy produkcji w takim stylu, a tym bardziej próbujących zrobić z siebie horror. Wizualia mogą okazać się jednym z tych elementów, które rzeczywiście przyciągną do produkcji graczy.

Szerzej o elementach rogalikowych opowiem nieco później. Teraz musimy mieć na uwadze, że jak w większości gier tego gatunku mamy do czynienia z losowo generowanymi poziomami. Każdy poziom składa się z wielu połączonych ze sobą pomieszczeń, które zakończone są przejściami na niższe kondygnacje posiadłości. Brzmi całkiem standardowo, jednakże w tym wszystkim kryje się pewien twist, ponieważ poziomy, które przemierzamy są dostępne w trzech różnych wymiarach: NeoCortex, Limbic System i Reptilian Complex. Są takie same, a jednak różne. Rozkład pomieszczeń nie zmienia się, jednak zasady nimi rządzące, a także ogólny klimat ulegają zmianie. Na papierze jest to bardzo ciekawy koncept. W praktyce wymusza zbyt dużo backtrackingu, co bez powszechnej w tym gatunku gier mini-mapy jest niezwykle irytujące. Same mechaniki eksluzywne dla poszczególnych wymiarów nie są na tyle wyjątkowe, żeby je rozdzielać. Gdyby upchnąć je wszystkie do jednego wymiaru gra znacznie zyskałaby na dynamice i płynności rozgrywki. Można to porównać do kanapki z masłem i serem żółtym. W tym przypadku twórcy rozdzielili wszystkie składniki, zmuszając nas do jedzenia ich osobno.

NeoCortex jest wymiarem najbardziej zbliżonym do prawdziwego. Można go przyrównać do czegoś w rodzaju Escape Room’u. Tylko w tym wymiarze możemy swobodnie eksplorować, szukać monet, przedmiotów i wskazówek, a także rozwiązywać zagadki. Jedynym co nam tu grozi są duchy i nawiedzone przedmioty. W wymiarze Limbic System światła gasną, a pomieszczenia stają się upiorniejsze. Jest to wymiar opanowany przez mrok i mróz, który po pewnym czasie może nas zabić, jeśli nie będziemy panować nad jego wskaźnikiem. Natomiast Reptilian Complex to wymiar, w którym ma miejsce cała akcja. Barwy i wystrój pomieszczeń są tu znacznie groźniejsze i agresywniejsze. Tylko tutaj znajdują się wrogowie, z którymi musimy walczyć.

Rogalik na trawienie

Celem większości poziomów jest dotarcie do Rozmawiających Drzwi, a następnie wykonanie dla nich zlecenia. Po tym spotykamy strażnika, który daje nam kolejne zadanie. Dopiero po jego ukończeniu otwiera się przed nami zejście na niższy poziom. Zadania, które oferują szybko stają się wtórne, a przez to nużące. W samych poziomach może kryć się wiele łamigłówek pod postacią zamkniętych drzwi. Zasada ich rozwiązania polega na znalezienia wskazówki, która jest na tyle prosta do rozgryzienia, że każdy z łatwością zrozumie i zapamięta rozwiązanie.

Jak to bywa w rogalikach poziom trudności nie jest przeznaczony do graczy niedzielnych, choć nie jest on też wyśrubowany. W końcu jest to gra rouge-lite, nie rouge-like. Zginąć możemy na wiele sposobów. Dostępne mamy trzy wskaźniki: strachu, chłodu i obrażeń/agresji. Wypełnienie któregokolwiek wskaźnika do maksimum kończy grę, zostajemy cofnięci do menu i musimy zaczynać wszystko od nowa. Każdy wskaźnik jest ekskluzywny dla danego wymiaru, choć zdarzają sie wyjątki. Wskaźniki można obniżać dzięki interakcjom ze specjalnymi przedmiotami albo miejscami.

Naszego bohatera możemy rozwijać i uzbrajać na parę sposobów. Podstawowym są karty, które zdobywamy w trakcie rozgrywki. Dzielą się na aktywne i pasywne. Te pierwsze dodają nam ataki i zdolności, które możemy wykorzystywać gdy tego chcemy. Często jednak pomiędzy użyciami musimy odczekać krótką chwilą. Drugi rodzaj działa w tle bez naszej woli. Z wybranymi w menu kartami zaczynamy rozgrywkę. To jednak nie wszystko, bo mamy także cztery statystyki: Power, Defense, Wit oraz Dexterity. Możemy je rozwijać poprzez zdobywanie medali będących nagrodami za wykonywanie zadań pobocznych.

Pod względem elementów i mechaniki rogalikowej jest całkiem nieźle. Zawartość również do ubogich nie należy. Jednakże nic nie jest doskonałe…

Nie dla każdego

Powiem nawet więcej, bo Paper Cut Mansion daleko jest do ideału. Tytuł ten ma wiele wad, przede wszystkim na poziomie koncepcyjnym, które potrafią od niego odrzucić. Podejrzewam, że znajdzie się grupa graczy, których to wszystko wręcz przyciąnie. Niemniej udowadnia to fakt, że nie jest to produkcja dla każdego.

Pierwszym co mnie uderzyło po uruchomieniu gry był brak menu. Zostaliśmy od razu wrzuceni w głąb rozgrywki. Wiele produkcji robi taki zabieg, jednakże tutaj po kliknięciu ESC miałem opcję albo wyłączenia, albo kontynuowania. Dopiero po dwóch godzinach i pierwszej śmierci zostałem wrzucony do menu. W końcu mogłem wejść w upragnione opcje. Niech pierwszyu PC-towiec rzuci kamień, który nie wchodzi od razu w ustawienia po pierwszym odpaleniu gry! W każdym razie, same opcje są niezwykle skromne. Możemy w nich zmienić rozdzielczość, jakość grafiki, poziom głośności i język. Brakowało mi bardziej rozbudowanych opcji, a także możliwości zmiany sterowania. W szczególności uporczywe było sterowanie kursorem po podręcznych menusach. Moglibyśmy ruszać myszką po całym biurku, a ta przesunęłaby się zaledwie o kilkanaście pikseli. Chciałbym tu zauważyć, że myszkę ustawioną mam na 2400 DPI.

Tym co najbardziej odrzuca od tej produkcji jest nie tylko wtórność i backtracking, którego można było łatwo uniknąć; ale przede wszystkim ślamazarne tempo akcji. To wszystko sprawiło, że Paper Cut Mansion pomimo sporej zawartości łatwo mnie znużyło i znudziło. Nie jest to gra, do której chętnie powrócę. Nie zmienia to jednak faktu, że w wielu aspektach to nie taka tragiczna produkcja. Z pewnością znajdzie swoją niszę fanów.

Recenzja oparta o wersję gry przeznaczonej na PC (Steam).
Przedpremierową kopię gry do recenzji podesłał wydawca.

5.5

Ocena autora

Podsumowanie

Grafika
8.0
Gameplay
5.0
Optymalizacja
6.5
Fabuła
5.0
Ocena ogólna
5.0
Zalety
  • Wycinankowo-rysunkowa oprawa graficzna

  • Dużo zawartości

  • U podstaw to całkiem niezły rogalik

Wady
  • Powtarzające się odzywki narratora szybko stają się irytujące

  • Wtórna i powolna rozgrywka

  • Podział na trzy wymiary

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *