0

Jako oddany fan serii, który każdą część przeszedł kilkukrotnie, z niecierpliwością czekałem na premierę najnowszej odsłony. Po świetnym zakończeniu Dragon Age: Inkwizycja moja ekscytacja sięgnęła zenitu – wyczekiwałem “czwórki” niczym Świętego Graala. Wreszcie nadszedł ten dzień, kiedy mogłem ponownie zanurzyć się w świat wykreowany przez BioWare. Niestety, moje oczekiwania szybko zderzyły się z rzeczywistością. To nie jest gra, która zadowoli zarówno wiernych fanów serii, jak i miłośników klasycznych RPG-ów.

Dawno żadna gra nie wzbudziła we mnie tak skrajnych emocji. Podczas rozgrywki przechodziłem od zachwytu do frustracji, a moje odczucia nieustannie balansowały między tymi dwoma biegunami. Nawet teraz trudno mi jednoznacznie stwierdzić, czy nienawidzę tej gry, czy może wręcz przeciwnie – darzę ją głębokim uwielbieniem. Jedno jest jednak pewne – od kilku niezaprzeczalnych faktów nie da się uciec.

Grzeczna bajeczka dla grzecznych dzieci

Historia Straży Zasłony rozgrywa się kilka lat po wydarzeniach z Dragon Age: Inkwizycja. Choć fabuła jest kontynuacją tamtego tytułu, jego znajomość nie jest konieczna, aby zrozumieć główny wątek. Niestety, nie możemy importować zapisanych danych z poprzednich gier – zamiast tego przy tworzeniu postaci mamy możliwość podjęcia 2-3 kluczowych decyzji dotyczących wcześniejszych wydarzeń, a także ponownego zaprojektowania wyglądu Inkwizytora. Niemniej jednak znajomość poprzednich części serii znacznie ułatwia zrozumienie kontekstu fabularnego.

Gra rozpoczyna się od zlecenia przez Inkwizytora misji, który wysyła swoich towarzyszy, Varrika i zwiadowczynię Harding, na północ do Tevinteru. Ich celem jest powstrzymanie Straszliwego Wilka przed rozerwaniem Zasłony, co mogłoby doprowadzić do niewyobrażalnej katastrofy. Podczas podróży para rekrutuje Rooka – naszą postać, którą sami tworzymy. W wyniku serii nieoczekiwanych wydarzeń to właśnie my przejmujemy dowodzenie nad drużyną. Naszym zadaniem staje się zmierzenie z zagrożeniem pochodzącym od dwójki pradawnych elfich bóstw uwolnionych z Pustki.

Niestety, z niemałym smutkiem muszę stwierdzić, że fabuła najnowszej odsłony Dragon Age jest zwyczajnie słaba. To prosta, czarno-biała historia, w której my jesteśmy nieskazitelnie dobrymi bohaterami, a nasi przeciwnicy uosabiają czyste zło. Nie ma tu miejsca na moralne dylematy, głębię czy jakiekolwiek odcienie szarości, które mimo wszystko występowały we wcześniejszych częściach serii. Historia jest płytka i przewidywalna, nie zachęca do jej zgłębiania, a co gorsza, pełna jest nieścisłości i błędów logicznych.

O ile prostota fabuły sama w sobie nie musi być wadą, to sposób jej przedstawienia pozostawia wiele do życzenia. Mam wrażenie, że scenariusz był tworzony przez osoby bez doświadczenia i pasji – jakby obecni scenarzyści BioWare zostali wybrani przypadkowo lub znaleźli się tam dzięki układom. Fabuła Straży Zasłony budzi głównie nudę, irytację i zażenowanie, co jest wyjątkowo rozczarowujące, biorąc pod uwagę dziedzictwo tej serii.

Gra pozwala nam na podejmowanie wielu wyborów – czasami nawet w jednym dialogu możemy spotkać ich kilka. Niestety, 95% z nich nie ma żadnego znaczenia. Często nie wpływają one nawet na przebieg rozmowy. Aczkolwiek to nie znaczy, że ze wszystkimi wyborami tak jest. Sam byłem wyraźnie zaskoczony, jak niektóre wybory mają realny wpływ na pewne aspekty rozgrywki. Oczywiście nie ma mowy o porównaniach ze skalą czy konsekwencjami wyborów, jakie oferuje choćby Baldur’s Gate III. To zupełnie inna liga. Chodzi tu o mniejsze wybory jak takie, które mogą doprowadzić do tego, że któryś z towarzyszy nabawi się siniaków na twarzy na pewien czas, albo takich, które zostaną wspomniane w dialogach w późniejszych etapach gry, czy takich największych, które potrafią wpłynąć na zachowanie towarzyszy w pewnych wydarzeniach bądź potrafiących wpłynąć na występujące w grze zadania poboczne. Rzecz jasna nie ma tu absolutnie mowy o wyborach, które wpłynęłyby jakkolwiek na przebieg historii. Ta jest liniowa tak bardzo jak tylko się da.

Co ciekawe, choć finał gry zawsze przebiega w ten sam, zaplanowany sposób, to w zależności od naszych wcześniejszych decyzji, możemy doświadczyć różnych wydarzeń rozgrywających się w tle, a także innych filmików wieńczącej grę. Choć mogę wielu graczom podpaść tym porównaniem, to pod względem finału, Straż Zasłony jest podobna do Mass Effecta 2 i 3, które były pierwszymi grami, jakie przyszły mi na myśl. W zależności od tego, jak bliskie stosunki utrzymujemy z towarzyszami i ile zadań pobocznych wykonamy, nasze działania mają wpływ na liczbę ofiar wśród sojuszników i towarzyszy podczas finału.

Ja, koncentrując się przede wszystkim na głównej fabule i osobistych misjach towarzyszy, doprowadziłem do sytuacji, w której, choć udało mi się uratować świat, to wszyscy moi towarzysze zginęli. Było to typowe pyrrusowe zwycięstwo – świat ocalał, ale cena, jaką zapłaciłem, była ogromna.

Nie oznacza to jednak, że całkowicie zignorowałem zadania poboczne. Wykonałem ich wystarczająco dużo, by dojść do wniosku, że szkoda było na nie tracić czas. Okazały się one jeszcze bardziej nużące i mniej angażujące niż główna fabuła. Po jakimś czasie przechodzenie ich staje się wręcz męczące.

Jeśli chodzi o eksplorację świata, to z pewnością jest ona lepsza niż w Inkwizycji, choć nie jest to szczególny wyczyn. Nie ma co ukrywać – eksploracja w Dragon Age: Inkwizycja przypominała bardziej grę MMO dla pojedynczego gracza. W Straży Zasłony twórcy ewidentnie inspirowali się dwoma najnowszymi arcydziełami od Santa Monica Studio – God of War i God of War: Ragnarok. Zostajemy wrzuceni do instancjonowanego świata, składającego się z rozgałęzionych korytarzy, w których znajdziemy skrzynie z lootem, zadania poboczne oraz zagadki. Eksploracja jest solidnie wykonana, jednak z jakiegoś powodu nie jest aż tak angażująca ani zachęcająca, jak w przypadku wspomnianych tytułów od Sony.

Nie chcę mówić, że Straż Zasłony to Dragon Age dla dzieci, ale przez większość czasu można odnieść takie wrażenie. To gra, w której postaci są gładkie i piękne, jakby twarze im Michał Anioł dłutem haratał. W tej grze nie znajdziecie ostrzejszych przekleństw, poza jednym, które podaję poniżej, żebyście nie musieli go szukać na własną rękę. Przywodzi to na myśl zasadę umieszczania jednej F-bomby w filmach oznaczonych dla widzów 13+. Twórcy ewidentnie bali się pokazać pazur. Zagrano tu tak bezpiecznie, jakby bano się, że cokolwiek ostrzejszego może zrazić od siebie graczy i odrzucić ich.

Opcje dialogowe i same rozmowy są ugrzecznione do granic możliwości. W tej grze nie da się być niemiłym, wrednym czy złym. Niezależnie od tego, jaką kwestię wybierzemy, każda z nich jest miła, wspierająca, pełna miłości i dobra. Co więcej, nieważne jak bardzo byśmy się nie starali, wszystkie postaci niezależne zawsze będą nas popierać i lubić. Możemy stać w miejscu i patrzeć się głupio w przestrzeń, a oni i tak będą to pochwalać. Straż Zasłony to grzeczna historia, o grzecznych bohaterach, przeznaczona dla grzecznych graczy.

Jednakże! W tej grze znalazły się także mroczniejsze elementy, a sama kreacja stworów Plagi jest pełna grozy. Niemniej jednak jest to tylko jedna ciężka kropla w morzu przyjaźni i dobroci.

Zostańmy jeszcze na chwilę przy dialogach, które bez wątpienia stanowią najgorszy element całej produkcji. Nie wiem, jakie osoby za nie odpowiadały, ale chyba powinny porzucić scenariopisarskie ambicje i zająć się czymś mniej wymagającym, jak chociażby sadzeniem marchwi. Tak głupich, źle poprowadzonych i słabo napisanych dialogów chyba nigdy wcześniej nie miałem okazji zobaczyć. Przez większość czasu można się jedynie łapać za głowę i błagać bogów o szybką śmierć, bo ta żenada zabija w sposób zbyt powolny i bolesny. Gdyby tego było mało, dubbing również nie należy do najlepszych. Choć zdarzają się tu pewne momenty, w których jest on do przyjęcia, to przez większość gry brzmi on drewniano i sztucznie. Słuchanie go bywa naprawdę nieprzyjemne.

Sami towarzysze, których zmuszeni jesteśmy zwerbować, nie należą do najlepiej napisanych postaci. Dobrze wspominam bohaterów z wcześniejszych gier BioWare, takich jak Garrus (Mass Effect) czy Alistair (Dragon Age: Origins). Z przykrością muszę stwierdzić, że studio, które kiedyś potrafiło tworzyć ciekawe i wielopoziomowe postacie, teraz najwyraźniej nie radzi sobie z tym zadaniem. Z nowszych postaci, jedynym, którego naprawdę byłem w stanie polubić, był podstarzały, dystyngowany nekromanta.

O Varriku i zwiadowczyni Harding, których poznaliśmy wcześniej w Dragon Age II i Inkwizycji, nie będę się rozwodził. Lubiłem ich wcześniej i to się nie zmieniło w Straży Zasłony. Oddano im cały szacunek i nie zmodyfikowano ich charakterów pod nową grę. Cała reszta nowej ekipy to postacie irytujące i drażniące, które ani nie przyciągają ciekawymi historiami, ani nie budzą sympatii. Co ciekawe, moją ulubioną postacią z całej gry jest kościotrup o imieniu Manfred. To szkielet, który po prostu sobie jest w tle, stoi i nikomu nie wadzi. Mimo to jest nieironicznie najlepiej napisaną postacią, którą trudno nie pokochać.

Jednakże nie jest aż tak źle. Na pewno warto pochwalić kreację Rooka, czyli protagonisty, którym sterujemy. Pomijając fakt, że nie mamy pełnej swobody w kreowaniu jego charakteru oraz nie możemy być po prostu “niemiłym” bohaterem, to postać Rooka została naprawdę dobrze ukazana. To bohater lojalny, oddany swoim ideałom, żartobliwy, ale równocześnie traktujący swoją misję z pełną powagą – typowy heros, jednak całkiem dobrze poprowadzony. Co najważniejsze, ukazano go jako prawdziwego lidera. W wielu grach, gdzie kierujemy “liderami”, to postacie milczące, pozbawione jakiejkolwiek charyzmy, a decyzje podejmują za nich inni. Tutaj widać, że Rook to prawdziwy przywódca, który kieruje wszystkimi, opracowuje plany i rozdysponowuje swoich ludzi. Miły powiew świeżości.

Pochwalić muszę również reżyserię wielu poziomów i scen. Choć scenariusz zawodzi, to sposób, w jaki wyglądają niektóre etapy, zasługuje na uznanie. Prezentują się na tyle dobrze, że mogą wywołać nawet lekkie ciary. Widać, jak dużą kwotę pieniędzy zainwestowano w produkcję tego tytułu. Jest tu rozmach, na który przyjemnie się patrzy. Niestety, tego typu etapy nie zdarzają się aż tak często, jakbyśmy tego chcieli.

Warto też symbolicznie wspomnieć o kontrowersjach występujących w Straży Zasłony, którymi w ostatnim czasie internet głównie żyje. Mowa o pewnych wartościach określanych we współczesnych dyskusjach na temat tożsamości. Nie nam je oceniać ani stawiać jakiekolwiek stanowisko w tej sprawie. Zajmujemy się grami nie polityką. Informacyjnie jednak musimy powiedzieć dla osób wrażliwych na te tematy, że faktycznie one występują w tej grze i nie znajdują się on gdzieś w tle na czwartym planie, a nawet jedna z misji jest im mocno poświęcona. Jest to integralna część gry i odniesienia do nich występują nader często. Jest to na tyle wyraźny temat, iż praktycznie cały łańcuch historii jednego z naszych towarzyszy jest oparty wokół niego. Czy to dobrze czy źle? Jeszcze raz, nie nam to oceniać. Fakt pozostaje faktem, że historia owej postaci również została opowiedziana w sposób nieudolny i zakrawający o żenadę. Ponadto jest to postać, której nie da się polubić. Chodzą po sieci informacje, że owa postać jest tak zwanym self-insertem, czyli wrzuceniem przez autora siebie samego do historii, a jednocześnie zrzuceniem na graczy swoich nieprzetrawionych traum. Nie jesteśmy w stanie tego potwierdzić ani zanegować; nie ma na tyle pewnych informacji. Niemniej, po tym jak owa postać i historia zostały poprowadzone jestem w stanie zrozumieć, skąd w graczach to przeświadczenie.

Kończąc ten dosyć niewygodny i kontrowersyjny segment, przejdźmy do tego, jak Dragon Age: Straż Zasłony prezentuje się pod względem kreacji bohatera oraz samej rozgrywki.

Who’s That Pokémon?

Dragon Age: Straż Zasłony oferuje rozbudowany kreator postaci, który daje nam szeroką gamę opcji. Do wyboru mamy cztery rasy (elf, człowiek, krasnolud, qunari), trzy klasy (wojownik, mag, łotrzyk) oraz kilka frakcji, z których nasz bohater może się wywodzić. To z jakiej frakcji nasz bohater pochodzi może mieć wpływ na niektóre dialogi, co zawsze jest na plus. Jeśli chodzi o fizyczną kreację postaci, twórcy udostępnili sporo suwaków oraz opcji, które pozwalają na dużą personalizację. Niestety, muszę przyznać, że mimo ogromu możliwości, efekty końcowe nie zawsze są zadowalające. Choć wierzę, że w rękach bardziej uzdolnionych graczy dzięki kreatorowi można stworzyć naprawdę świetnie wyglądające postacie, w moim przypadku oraz w przypadkach wielu innych graczy efekty końcowe to często niezbyt estetyczne, a wręcz karykaturalne twory. Nie jest to niemożliwe, ale bardzo ciężko stworzyć coś, co będzie wyglądało atrakcyjnie. Okazuje się, że nadmiar opcji do wyboru nie zawsze idzie w parze z ostateczną jakością. Na uznanie jednak zasługuje fakt, że nieważne jakiego Pokémona stworzymy, mimika i animacja zawsze wyglądają dobrze. Zresztą to odnosi się do wszystkich postaci występujących w grze.

Mamy God of Wara w domu

Grając w najnowszego Dragon Age’a nie da się nie odnieść wrażenia, że twórcy zamierzali skorzystać z popularności i sukcesu udanego God of Wara z 2018 i 2022 roku, tworząc własną wersję tegoż hitu, ale osadzonego w świecie Dragon Age’a. Straż Zasłony zdecydowanie różni się od poprzednich odsłon serii, a tym bardziej od klasycznego cRPG, który zapoczątkował tę markę. To pełnowymiarowa gra akcji, której elementy RPG zostały dodane niejako na siłę i z konieczności.

Podczas wykonywania zadań, eksploracji mapy czy walki z przeciwnikami zdobywamy punkty doświadczenia, które z czasem pozwalają nam awansować na kolejne poziomy. Otrzymywane w ten sposób punkty możemy wydawać na bonusy pasywne oraz nowe umiejętności. Jednak, mimo że gra oferuje szeroki wgląd w statystyki i liczby, wszystko to niewiele zmienia w samej rozgrywce. Przeciwnicy to zawsze gąbki na pociski. Choć trzeba przyznać, że animacje i efekty wizualne umiejętności potrafią zrobić duże wrażenie. Najlepiej pod tym względem wygląda rozgrywka magiem. Rzucane czary robią wrażenie, tym bardziej, gdy rzucamy jeden za drugim, tworząc swego rodzaju kombinacje. Najgorzej za to prezentuje się rozgrywka wojownikiem. Jest niezwykle surowa, mało imponująca i okazała, a przy tym nudna. Sprawia wrażenie stworzonej po łebkach.

Sama rozgrywka jest bardzo dynamiczna, będąc przedstawicielem typowego akcyjniaka. Gracz ma możliwość atakowania w zwarciu i na dystans, unikania ciosów, parowania, a także korzystania z trzech wybranych umiejętności, trzech run nakładających statusy oraz jednego specjalnego ataku. W trakcie walki możemy uruchomić aktywną pauzę, pod którą możemy rozkazać jednemu z towarzyszy użycie umiejętności – ostatnia pozostałość po RPG’owym dziedzictwie serii. W porównaniu do poprzednich gier, jesteśmy zmuszeni do korzystania z mniejszej ilości umiejętności na raz, a liczba towarzyszących nam bohaterów została zredukowana do dwóch. Mimo tego rozgrywka wciąż jest przyjemna i angażująca. Walki bywają efektowne, a ich prowadzenie sprawia dużo frajdy. Straż Zasłony to udany klon God of Wara, choć rzecz jasna nie przerósł niedoścignionego oryginału.

Pomimo widowiskowej i przyjemnej walki, rozgrywka w Straży Zasłony nie jest wolna od problemów, zwłaszcza pod względem technicznym. Przede wszystkim, przypisanie tego samego przycisku na padzie do skoku oraz interakcji jest jedną z najbardziej frustrujących decyzji projektowych. Chciałbym spotkać osobę, która na to wpadła i powiedzieć jej wprost, że w piekle ma już zarezerwowane miejsce. Jest to równie, jeśli nie bardziej irytujące co legendarne świece z Wiedźmina. Tym bardziej, że często poruszamy się po wąskich platformach, które nie mają niewidzialnych ścian i bardzo łatwo z nich zeskoczyć. Sterowanie, zwłaszcza w kontekście wyboru umiejętności czy szybkich reakcji w trakcie walki, również pozostawia wiele do życzenia. Często jest niewygodne i potrafi frustrować aż do samego końca gry.

I co my mamy z wami począć, drogie BioWare?

Pokaźny budżet widać nie tylko w dobrze prezentujących się etapach czy nieźle wyglądających scenkach przerywnikowych, ale i w oprawie graficznej. Dragon Age: Straż Zasłony to jedna z ładniejszych gier tego roku i co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Wszystko od tekstur, przez efekty, aż po oświetlenie wygląda cudownie. Jednakże i w tej beczce miodu jest łyżka dziegciu. W niektórych momentach, w szczególności w trakcie finalnych godzin widać, jakby budżet został nieco uszczuplony. Wiele modeli i animacji jest zwyczajnie płaskich i brzydkich. Na szczęście przez większość gry nie mamy na co narzekać.

Za muzykę odpowiada para legendarnych kompozytorów, jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową do gier czy filmów. Mowa tutaj o Hansie Zimmerze oraz Lorne Balfe. Czy poradzili sobie z wyzwaniem jakim jest wysokobudżetowa gra akcji AAAA? I tak, i nie. Wcześniej, warto wspomnieć, że przez większość czasu muzyka jest przytłoczona efektami dźwiękowymi (nawet jeśli zawczasu pobawimy się suwakami). Często również brakuje jej całkowicie, co jest zauważalne zwłaszcza w finalnym akcie gry, który traci na intensywności właśnie przez jej nieobecność. Nawet w trakcie starcia z finałowym bossem panowała cisza. A gdy już słychać muzykę to jak ona brzmi? W porządku, jednak nie jest to coś, co zapamiętamy na dłużej jak było to w przypadku takiego Crysisa 2 (Hans Zimmer) czy Assassin’s Creed: Revelations (Lorne Balfe). Najlepiej wybrzmiewają motywy towarzyszące starciom. Są one dynamiczne i zaskakująco dobre.

Dragon Age: Straż Zasłony to bardzo twardy orzech do zgryzienia. Nie jestem w stanie powiedzieć czy kocham, czy nienawidzę tej gry. Z jednej strony całkowicie żałuję, że kiedykolwiek uruchomiłem tę produkcję. Praktycznie przez całą grę chodziło mi po głowie, żeby porzucić ten tytuł i wrócić do klasycznej odsłony jakim było fenomenalne Origins czy uwielbiana przeze mnie Inkwizycja. Z drugiej, bardzo chętnie zagrałbym w ten tytuł drugi raz, robiąc nową postać, podejmując odmienne wybory, decydując się na inny romans, a tym bardziej spróbować otrzymać najlepsze, a nie najgorsze zakończenie. To jest jak z bardzo pikantnym żarciem. Pali cię, wypala ci żołądek, cierpisz jakbyś w gardle miał tysiąc żyletek, a na następny dzień żałujesz, że się narodziłeś. A mimo tego całego cierpienia i błagań rozsądku, żebyś przestał, bo to jest po prostu złe i wyniszczające, to ty dalej to jesz i nawet czerpiesz z tego frajdę.

Powiedzmy sobie to wprost: Dragon Age: Straż Zasłony to nie jest produkcja, którą fani serii przyjmą z entuzjazmem. Jest to fatalne RPG, beznadziejny Dragon Age, ale za to udana gra akcji w stylu God of Wara. To tytuł, przy którym naprawdę można się nieźle bawić, o ile nie gracie w gry dla dobrej fabuły, emocjonujących wydarzeń i świetnie napisanych bohaterów. To ładna wydmuszka, która kosztuje dużo. Ciężko zaakceptować cenę 270 złotych za wydanie PC-towe, a jeszcze bardziej absurdalnie wygląda cena konsolowa, bo wynosząca aż 370 złotych. I to wciąż mówimy o tych najbardziej podstawowych, standardowych edycjach. Dragon Age: Straż Zasłony to gra, w którą można zagrać i dobrze się przy tym bawić, jednak absolutnie nie za taką cenę. Zdecydowanie lepiej poczekać na promocje i dopiero wtedy zastanowić się nad zakupem.

Recenzja oparta o wersję gry na konsolę Xbox Series X.
Kopia recenzencka została podarowana przez wydawcę Electronic Arts Polska.

7.5

Ocena autora

Podsumowanie

Grafika
9.0
Udźwiękowienie
7.5
Gameplay
7.0
Fabuła
4.0
Optymalizacja
9.0
Ocena ogólna
7.5
Zalety
  • Ładna oprawa graficzna

  • Dynamiczna i widowiskowa walka

  • Niezła reżyseria poziomów

  • Dobrze zaprojektowany level design

  • Widać budżet, jaki włożono w produkcje

Wady
  • Beznadziejna fabuła

  • Tragiczne dialogi

  • Irytujący towarzysze

  • Zmarnowano talent świetnych kompozytorów - Hansa Zimmera i Lorne'a Balfe

  • Ktoś chyba zapomniał, że to powinien być Dragon Age oraz RPG

  • Pomimo paru mroczniejszych momentów, zbyt ugrzeczniona i bezpieczna

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *