Czasami chciałoby się zostawić w tyle wszystkie te tytuły przepełnione powagą i złożonymi fabułami bądź z wyśrubowanym poziomem trudności. I choć na rynku nie brakuje kolorowych gier platformowych, tak niewiele jest takich, w które moglibyśmy pograć ze swoim pociechami, ciesząc się lekkim i niewymagającym gameplayem. I tu na scenę...
Czasami chciałoby się zostawić w tyle wszystkie te tytuły przepełnione powagą i złożonymi fabułami bądź z wyśrubowanym poziomem trudności. I choć na rynku nie brakuje kolorowych gier platformowych, tak niewiele jest takich, w które moglibyśmy pograć ze swoim pociechami, ciesząc się lekkim i niewymagającym gameplayem. I tu na scenę wchodzą nasi rodacy ze swoim Boti: Byteland Overclocked.
Kolorowy świat komputerów
Boti: Byteland Overclocked to platformówka osadzona w komputerowym świecie, pełnym robotów, podzespołów, danych i złowrogich wirusów. Wcielamy się tu w tytułowego Botiego, “nowonarodzonego” robocika, któremu towarzyszą dwa gadatliwe boty – Jedynka i Zero. Fabuła jest prosta i niewymagająca, ale to nie jest nic złego. Nasi bohaterowie są świadkami przeładowania systemu i ataku złowrogich wirusów. Nie zamierzając czekać z założonymi rękoma (Choć tutaj żadna postać nie ma rąk tylko “uszy”), postanawiają uratować swój świat. A przy okazji odnaleźć zaginionego Pułkownika Jędrka, który niejako wprowadził nas do tego świata tuż po naszym uruchomieniu. Historia, choć prosta i idealna dla młodszego odbiorcy, tak cierpi na chaotyczność. Słuchałem każdego jednego dialogu, a mimo to momentami czułem się, jakbym coś pominął. Jakby jakaś kluczowa cutscenka mnie ominęła. Ostatecznie nie miałem problemu ze zrozumieniem fabuły, jednak czułem jakieś luki.
Na dużą pochwałę zasługują tutaj kreacje Jedynki i Zero. Choć ich charaktery nie są oryginalne, tak nie mogłem ich nie polubić. Te przyjazne bociki są naprawdę urocze. Choć i z nimi miałem kilka zgrzytów. Mowa tu o całkiem prozaicznej rzeczy, ale która po pewnym czasie zaczęła mnie niesamowicie irytować. Chodzi o kwestie mówione tychże bocików, które wypowiadane są przy okazji walk. Przez całą grę słychać było tylko jedne i te same linijki tekstu, które sprawiły, że w pewnym momencie wykrzyczałem do monitora “Zamknijcie się wreszcie!”. A skoro już nadlizałem kwestię dubbingu. Aktorzy głosowi nie wypadli tragicznie, jednak czuć, że mogli dać z siebie znacznie więcej.
Z innej strony, podoba mi się to, co twórcy zrobili ze stroną wizualną gry. Nie jest to co prawda poziom tytułów AAA, ale jak na grę mającą kosztować 20$ jest więcej niż lepiej. Boti: Byteland Overclocked wygląda przecudnie. To ładna, kolorowa produkcja pełna cudnych animacji i efektów specjalnych. Z przyjemnością oglądało mi się prezentowane scenki przerywnikowe. Miłym dodatkiem są tu też skórki dla naszego robocika, które możemy znaleźć poukrywane po świecie gry.
Dla dużych i małych
Jeśli szukacie wyzwania, to tego tutaj nie znajdziecie. Boti to gra zdecydowania skierowana dla dzieci oraz ich rodziców, którzy chcieliby spędzić trochę czasu ze swoimi pociechami. Poziom trudności jest idealnie wyważony dla młodszego odbiorcy dopiero co zaczynającego swoją przygodę z grami wideo. Tym samym gra nie należy do najdłuższych produkcji. Na graczy czeka 8 rozległych poziomych, których przejście zajmie od 4 do 6 godzin.
Pod wieloma aspektami Boti: Byteland Overclocked nawiązuje do początków platformówek 3D. Oprócz takich podstaw jak skakanie czy “dashe”, może telepatycznie odpychać i przyciągać wyróżnione przedmioty, a także bujać się na magnetycznych hakach jak na lianach. Prosto prezentują się także walki. Do naszej dyspozycji mamy zaledwie 3-częściowe kombo, atak w powietrzu i z powietrza. Nie ma tu większej złożoności. Prostota w czystej postaci. Naszym zadaniem jest przejście z punktu A do punktu B, pokonanie grupek przeciwników, a czasami nawet bossa. Na naszej drodze postawiono tysiące skrzynek i innych zniszczalnych elementów otoczenia, z których wypada tutejsza waluta. A jak dobrze poszukacie to i kilka ukrytych monet i skórek się znajdzie.
Projekt poziomów jest ładny i kolorowy, a także… całkowicie pozbawiony sensu. I absolutnie nie jest to minusem. Właśnie tym charakteryzowały się platformówki 3D dawnych lat. Poziomy posiadały swój motyw przewodni, a cała reszta to platformy, tłoki, zapadające się podłoża połączone tak, by pełniły funkcję bardziej gameplay’ową niż tworzącą i tłumaczącą świat przedstawiony. A poziomy, które składają sie na Boti: Byteland Overclocked są naprawdę przyjemne i momentami relaksujące. Szkoda tylko, że po dojściu do połowy gry widzieliśmy już wszystko, co gra ma do zaoferowania. Cała reszta to praktycznie recykling tych samych elementów, tylko poustawianych w innych konfiguracjach. W ostatnich misjach zaczynałem czuć lekkie znużenie i zmęczenie materiałem. Skromnie prezentują się też wrogowie. Mamy ich dosłownie 2 rodzaje, a cała reszta to reskiny. Trochę to rozczarowujące. Na szczęście twórcy nie zapomnieli o bossach, choć nie ma ich za wiele. I tu duża pochwała dla autorów, że zamiast stawiać na zwykłe zbijanie paska zdrowia, pokusili się na zagadki zręcznościowe.
Między poziomami możemy pokręcić się bazie, czyli swego rodzaju lobby. Stąd możemy wybrać misję, w którą chcemy zagrać, a także pobawić się w rozbudowę. Wystarczy, że zbierzemy odpowiednią liczbę waluty oraz rzadkich monet, a będziemy mogli zbudować zupełnie nowe miejsca z nowymi atrakcjami. Z poziomu lobby można też wykupić ulepszenia dla naszego bohatera, choć skupiają się one tylko na ilości posiadanego zdrowia, zasięgu skanera, a także odległości, z której przyciągane są porozrzucane przedmioty.
Słów parę o stronie technicznej i trybie kooperacji
I niestety przyszedł czas na to, by pomówić o najgorszej części produkcji, która, miejmy nadzieje, już za miesiąc może przestać być aktualna. Ale zacznijmy od początku. Dostęp do gry dostaliśmy niemal miesiąc przed premierą. Wtedy Boti było praktycznie niegrywalne, ale widać również było, że twórcy na bieżąco aktualizowali swoją grę, więc choć mieliśmy kilka podejść, to dopiero trzy dni premierą mogliśmy przetestować produkcję bez skandalicznych błędów. Chcę tym powiedzieć, że jeśli twórcy dalej będą ciężko pracować tak, jak pokazali przez ten miesiąc, niniejsza część recenzji już wkrótce przestanie mieć na znaczeniu. Jednak, mimo wszystko, naszym zadaniem jest ocenienie tego co jest tu i teraz.
A niestety nie jest zbyt dobrze. Zaczynając od tych najmniej upierdliwych błędów, skończę na dużych, wpływających znacznie na radość płynącą z grania. Pierwszym co przykuwa naszą uwagę po uruchomieniu gry jest menu, ładne przyznam, jednak z tytułem, któremu przydałoby się nieco wygładzenia konturów. Z innej strony, mamy tłumaczenie. Polska wersja językowa jest calkiem niezła, ale są momenty, w których możemy dostrzec oryginalne, angielskie napisy. Pozostając w tym temacie, bloczki z napisami mają złe timingi, czyli albo pojawiają się za późno, albo za wcześnie, albo w ogóle na ułamek sekundy.
Sterowanie na padzie wymaga poważnych poprawek, bo na chwilę obecną jest całkowicie bezsensowne. Już pomijam kwestię, że nie można używać kontrolera w menu do wyboru odpowiednich opcji. Kierowanie bohaterem w tej konfiguracji dalekie jest od przyjemności. Gałka analogowa jest tak czuła, że wystarczy ruszyć nią o milimetr, by zrobić pełny obrót wokół postaci. Rozmieszczenie przycisków od poszczególnych akcji jest mało intuicyjne i niestety nie można tego zmienić w opcjach. Z drugiej strony, sterowanie myszką i klawiaturą zostało jak najbardziej poprawnie zaimplementowane.
Gra wspierać ma Ray-Tracing, jednak uruchomienie go nie wprowadza żadnych widocznych zmian. A co do wydajności… Optymalizacja Botiego to istna tragedia. Utrzymanie stabilnych 60 FPS’ów to marzenie. Klatkarz zazwyczaj oscyluje w przedziale 45-55, nierzadko spadając i utrzymując się w okolicach 5-10. Na tym beznadziejne technikalia się nie kończą. Po niecałych dwóch godzinach przestałem się irytować i przyzwyczaiłem się do tego, że gra nieustannie wysypuje się do pulpitu. A niektórych misji nie da się ukończyć, chyba że zresetujemy grę.
Najbardziej we znaki dał nam się tak reklamowany tryb kooperacji. I jasne, granie lokalne w dwójkę działa bez najmniejszych problemów. Aczkolwiek, gdy mowa o graniu przez sieć… Plus jest taki, że łatwo da się połączyć z drugim graczem. Minus? Granie w ten sposób jest niemożliwe. Gracz dołączający ma lagi, których nie widziałem od dobrych 20 lat i początków internetowego grania. A nie muszę mówić, że jest to całkowicie niedopuszczalne w grze, w której liczy się zręczność i niejednokrotnie dokładność w wykonywanych ruchach. Mam nadzieję, że twórcy wezmą się za tryb kooperacji po sieci, bo grając lokalnie bawiliśmy się wyśmienicie.
Podsumowanie
Boti: Byteland Overclocked to kolorowa i przyjemna platformówka, idealna dla dzieci i rodziców szukających rozrywki w trybie kooperacji. Fabuła pomimo lekkiego chaosu jest przyjemna, a bohaterowie Jedynka i Zero znacznie dodają uroku produkcji. Grafika jest estetyczna i pełna przyjemnych dla oka animacji. Niestety, gra ma swoje wady, takie jak irytujące powtarzalne kwestie bocików i ograniczona głębia rozgrywki. Poziomy, choć fajnie zaprojektowane, mogą po pewnym czasie się znudzić, a różnorodność przeciwników praktycznie nie istnieje. Warto także zwrócić uwagę na problemy techniczne, takie jak słaba optymalizacja i niestabilność, zwłaszcza w trybie kooperacji online. Mimo to, jeśli twórcy podejmą się poprawek, Boti może stać się przyjemną platformówką dla całej rodziny.
Recenzja oparta o wersję gry na PC (Steam). Kopia gry do recenzji została podesłana przez wydawcę.
6.0
Ocena autora
Podsumowanie
Grafika
8.0
Technikalia
1.5
Gameplay
6.0
Fabuła
5.0
Muzyka i Audio
7.0
Ocena ogólna
6.0
Zalety
Ładna i kolorowa
Nieźle zaprojektowane i ładnie wyglądające poziomy
Idealna dla młodszego gracza zaczynającego swoją przygodę ze światem gier wideo
Przyjemne elementy platformowe
Wady
W połowie gry zaczyna robić się powtarzalna
Optymalizacja i strona techniczna wołają o pomstę do nieba