0

Na świecie są tylko dwa gatunki gier, które prześladują mnie ponad wszelką miarę. Są to karcianki oraz wszelkiej maści rogaliki. Los chciał, że w moje ręce wpadło Death or Treat przedstawiciel rogue-lite’ów 2D. Czy ta uroczo wyglądająca naparzanka z duszkiem w roli głównej poradziła sobie z obfitym w podobne produkcje rynkiem? A może jej przeznaczeniem jest tylko złożenie się do grobu i zostanie zapomnianym? O tym przekonacie się już za moment.

Miasteczko Halloween

Poznajcie duszka imieniem Scary. Jest on zwykłym, uczciwie zarabiającym handlarzem. Jednak, gdy przybywa do miasteczka HallowTown zauważa, że straciło swojego ducha Halloween. Wszystko za sprawą pewnego paskudnego osobnika, który wypuścił na rynek drug o nazwie Storyum. Co więc w takim wypadku nas bohater postanowił? Oczywiście obalić złego korpo-dyrektora. Tak też wziął swoją miotłę i ruszył na krucjatę, za którą już wkrótce będzie się ciągnął las trupów. Tak też przyjdzie nam przemierzać cztery lokacje nazwane Darkchat, DevilTube, RipTok oraz FaceBoo, a bossami na ich końcu będą między innymi Clark Fackerberg czy Stephen Pumpkin. Zapewne dostrzegliście już czynnik, który łączy to wszystko, czyli media społecznościowe. Jest to jeden z tych bardziej uroczych elementów Death or Treat. Drugim jest projekt wyglądu postaci, a także całokształt oprawy graficznej. Jest ona śliczna, a zarazem jednolita. Wygląda niczym wyjęta z jakiejś bajki.

Niestety, ale są to prawdopodobnie jedyne pozytywne rzeczy jakie mogę powiedzieć o tejże produkcji. Death or Treat jest przedstawicielem rogue-lite’ów z widokiem z boku i choć bardzo się stara to niemal każdy element nie działa tutaj jak powinien. Weźmy na pierwszy ogień mapy, po których poruszanie się jest mało intuicyjne. Wiele z oddalonych platform znajduje się poza ekranem, a to oznacza, że niejednokrotnie poruszamy się po omacku. Szczęście w nieszczęściu szybko uczymy się tych map na pamięć. Nieszczęściem w tym równaniu jest ilość przygotowanych przez twórców poziomów. Jasne, wszystko jest generowane losowo, jednak jest ich tak mało, że już po godzinie ma się dość. Podobnie ubogo prezentują się bossowie po każdym z etapów. Nie są oni podawani losowo jak w przypadku większości rogalików, a zawsze mamy jednych i tych samych. Na plus zasługuje jednak to jak zostały zaprojektowane owe walki. Są nie tylko zwykłym naparzeniem w przeciwnika, ale jednocześnie prostymi łamigłówkami, które musimy rozwiązać jak najszybciej pod presją krzywdy.

Umrzeć z grindu

Walka to najważniejszy element każdego rogalika stawiającego na dynamiczną akcję. Przykro więc jest mi donieść, że w Death or Treat nie została ona wykonana należycie. Owszem, działa i można przejść całą grę bez problemu. Choć tutaj wtrącę, że bardzo brakowało mi w menu opcji, która pozwoliłaby mi na dostosowanie sterowania do własnych upodobań. Niestety, ale model walki nie należy do najbardziej responsywnych i nie reaguje na kliki. Polega on na animacjach. Nie zrobisz żadnego ruchu, dopóki dana animacja się nie skończy, a w tak dynamicznych grach jest to niedopuszczalne. Większość gier, choć niezauważalnie, oferuje możliwość przerwania danej akcji, by wykonać inną. W tym przypadku mam na myśli uniki, których nie możemy wykonać, dopóki poprzednia animacja się nie skończy. Największą jednak bolączką są tu starcia w powietrzu. Po wyskoczeniu jesteśmy w stanie wykonać zaledwie dwa ciosy i nic więcej dopóki nie wylądujemy. Doprowadza to do tego, że powietrzne walki to istna udręka i ostateczność, a latający przeciwnicy równie dobrze mogliby robić za bossów w Dark Soulsach.

Jak na rogue-lite’a przystało każda run i śmierć wzmacnia nas. W trakcie rozgrywki zdobywamy walutę oraz surowce, które później możemy wydawać w HallowTown na nowe sklepy, bronie czy ulepszenia postaci. Nie są wymagane, jednak niesamowicie ułatwiają dalszą rozgrywkę i próby dotarcia do ostatecznego bossa. Problem w tym, że żeby cokolwiek odblokować trzeba naprawdę dużo grindować. Nie zdziwię sie, jeśli ktoś będzie powtarzał pierwszy etap przez dłuższy czas, żeby zebrać odpowiednią ilość materiałów, by być przygotowanym na zaledwie pierwszego bossa. A czy w trakcie runu możemy znaleźć tymczasowe ulepszenia jak zwiększenie obrażeń albo mini pomagier zadający obrażenia? Tak, jednakże nie zauważyłem, żeby te bonusy były jakkolwiek game changerami.

Straszne, lecz nie tak jak powinno

Od strony technicznie też nie jest najlepiej. Już pomijam dziwny przypadek witania mnie hiszpańskim odpowiednikiem “Naciśnij przycisk, by kontynuować” na ekranie startowym, gdy cała reszta gry jest po angielsku. Albo biały napis w prawym dolnym rogu informujący nas, że gra wciąż znajduje się we wczesnej nie-finalnej wersji. Z drugiej strony, poziom klatek na sekundę jest utrzymany i nie spada poniżej akceptowalnych 60. Niestety, ale tytuł ma więcej innych problemów, z którym wciąż sobie nie poradził, a które znacznie utrudniają cieszenie się grą. Weźmy na przykład taki wybór, który jest nam dawany po pokonaniu bossa. Możemy wrócić do HallowTown albo możemy z bonusem kontynuować dalszą rozgrywkę. Sęk w tym, że opcja kontynuacji podróży dwa razy wyrzuciła mnie z powrotem do miasta. Dalej mamy problemy ze stabilnością samej produkcji. Gra postanowiła spłatać mi psikusa, czyli wywalić błąd i przenieść mnie na ekran główny konsoli. Podobnie nieprzyjemnym zdarzeniem była obserwacja ładowania się gry w nieskończoność. Ostatnim prawdopodobnie mankamentem już tu sztuczna inteligencja wrogów, którzy momentami decydowali się przejść na pacyfizm i nie atakować.

Death or Treat niezaprzeczalnie ma swój urok, jednak to nie wystarcza by być dobrą grą. Niestety najbardziej podstawowe rzeczy choć działają to nie tak dobrze jak powinny na czym cierpi cała rozgrywka. Ponadto wymuszenie na graczu wielogodzinnego grindu tylko po to, żeby ostatecznie w ciągu jednego “runu” trwającego maksymalnie osiemdziesiąt minut zobaczyć wszystko nie jest zbyt dobry przykładem na to jak powinno się projektować gry. Na rynku mamy o wiele więcej lepiej zaprojektowanych i znacznie bardziej różnorodnych rogalików wartych uwagi. Nie widzę większego powodu, by zasilić swoją bibliotekę gier o Death or Treat. No chyba, że tytuł ten będzie oferowany za darmo lub pół darmo.

Recenzja oparta o wersję gry na platformę Xbox Series X.
Kopię gry do recenzji podesłał wydawca.

5.0

Ocena autora

Podsumowanie

Grafika i audio
8.0
Zawartość
5.0
Gameplay
3.0
Optymalizacja
5.0
Ocena ogólna
5.0
Zalety
  • Sporo opcji do kupienia, a odbudowa miasteczka sprawia nawet przyjemność

  • Ładna, kreskówkowa oprawa graficzna

  • Fajnie zaprojektowane walki z bossami

Wady
  • Walka, w szczególności w powietrzu, to udręka

  • Sztucznie wydłużona poprzez zbyt męczący grind

  • Bardzo szybko robi się powtarzalna

  • Błędy odbierające jakąkolwiek przyjemność z grania

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *