Hey, Hi, Hello! Witajcie na stronie Zdobywców Gier w specjalnej recenzji gry Killer Frequency. Ja nazywam się Lisek Volsgen i będę waszym dzisiejszym gospodarzem. Czeka nas noc pełna emocji i najlepszych hitów z lat 80. Zapnijcie pasy, bo właśnie ruszamy z najbardziej emocjonującym artykułem waszego życia! Halo, halo! Dodzwoniłeś...
Hey, Hi, Hello! Witajcie na stronie Zdobywców Gier w specjalnej recenzji gry Killer Frequency. Ja nazywam się Lisek Volsgen i będę waszym dzisiejszym gospodarzem. Czeka nas noc pełna emocji i najlepszych hitów z lat 80. Zapnijcie pasy, bo właśnie ruszamy z najbardziej emocjonującym artykułem waszego życia!
Halo, halo! Dodzwoniłeś się do radia i na 911
Killer Frequency to przedstawiciel gier przygodowych z podgatunku tak zwanych Symulatorów Chodzenia, jednak z dużym naciskiem na elementy pseudo-symulatorów, gdzie wcielamy się speakera radiowego. Większość gry spędzamy w pokoju, gdzie prowadzimy audycję radiową. Od czasu do czasu zdarzy nam się wyjść poza drzwi, by przejść się po niewielkim budynku stacji radiowej. Z początku nie w każde miejsce będziemy mogli się dostać. Dostęp do nich jest odblokowywany z biegiem fabuły. Nasze interakcje ze światem kończą się na uruchamianiu rzeczy oraz przenoszeniu ich. Na papierze brzmi mało zachęcająco jak większość Symulatorów Chodzenia, jednak tak jak one mają coś czym przyciągają do siebie graczy – historię.
Zdecydowana większość rozgrywki dzieje się tak naprawdę w naszych głowach. Jasne, w trakcie eksploracji poznajemy pewne szczegóły historii, jednakże zwiedzanie stacji radiowej jest tu głównie po to, by znajdować przedmioty, które pomogą nam w audycjach, a tym samym w ratowaniu ludzkich żyć, do czego jeszcze przejdę. Rozgrywka przypomina nie tyle escape room co gry dla dwóch graczy, gdzie jeden ma bombę, a drugi instrukcję jak ją rozbroić. Muszą dogadywać się i współpracować, żeby poradzić sobie z niebezpieczeństwem. W Killer Frequency graczem z instrukcją jesteśmy właśnie my. Do czego zmierzam? Otóż do tego, że przez jedną noc nie jesteśmy tylko speakerem radiowym, ale też operatorami numeru 911 (Amerykański odpowiednik naszego polskiego 112). W ciągu tej jednej nocy dzwonić będzie do nas wiele osób. Jedne, żeby pogadać jak to w radio bywa. Inne, z błaganiem o pomoc. Naszym zadaniem jest zachowanie zimnej krwi i podjęcie takich decyzji, by wszystko skończyło się dobrze. Jaki jest haczyk? Otóż w mieście szaleje seryjny morderca. Przynajmniej od czasu do czasu będziemy mogli dla relaksu odpalić jakiś kawałek muzyczny albo puścić irytującą reklamę.
Zabójcza częstotliwość
Wszystko zaczyna się dosyć niewinnie. Puszczamy muzykę, zapowiadamy konkurs, a po chwili otrzymujemy telefon od słuchacza. I wtedy krew zamarza nam w żyłach. To obecna policyjna operatorka numeru 911. Informuje nas, że szeryf został zamordowany, łączność padła, a ona zamierza udać się do sąsiadującego miasta po wsparcie. W tym samym czasie jesteśmy świadkami pojawienia się seryjnego mordercy noszącego miano The Whistling Man. Słyszymy jego przerażający gwizd i walkę z dysponentką. To dopiero początek, gdyż horror w niewielkim mieście dopiero się zaczyna. Przez całą nocną audycję będziemy odbierać niepokojące i pełne przerażenia telefony błagające nas o pomoc. Musimy zrobić wszystko co w naszej mocy, by uratować ludzi. Tym samym próbujemy zrozumieć, co tak naprawdę się w tym mieście wyprawia. Próbujemy poznać mroczną tajemnicę, którą za sobą ciągnie budzący grozę The Whistling Man.
W trakcie rozmów ze słuchaczami przyjdzie nam podejmować ważne decyzje, które zaważą na życiu dzwoniących. Musimy kierować ich działaniami tak, by wszystko skończyło się jak najlepiej. Nierzadko musimy wspierać się znalezionymi przedmiotami, a także wykonywać robotę detektywa. Wystarczy jeden błąd, jedna nasza zła decyzja i osoba po drugiej stronie słuchawki zginie z rąk tajemniczego psychopaty. Przez większość gry nie widzimy ani jednej postaci oprócz skrytą za szkłem naszą współprowadzącą oraz producentkę Peggy. A mimo to nie da się nie poczuć bliskiej obecności innych bohaterów. Większość gry dzieje się w naszej wyobraźni. Aktorzy głosowi już o to zadbali, by swoim występem wypaść jak najbardziej przekonująco i tak, byśmy sami odczuli sytuację, w której się znaleźli.
Samo udźwiękowienie zasługuje tu na osobną pochwałę. Aktorzy głosowi odwalili kawał dobrej roboty, a dobór muzyki, którą możemy puszczać w trakcie audycji jest naprawdę dobry. Pozwala nam ponownie odczuć lata 80. i obudzić uśpioną do nich nostalgię. Efekty dźwiękowe również świetnie się sprawdzają. Killer Frequency bez dwóch zdań celuje w klimaty horroru/thrilleru i udaje mu się to. Przez większość gry czujemy niepokój, a nawet strach. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że w całej, trwającej 4,5 godziny grze jest może jeden, góra dwa lekkie jumpscare’y. Klimat jaki buduje gra aktorska oraz efekty dźwiękowy, przyprawiają o gęsią skórkę. Nie można też zapomnieć o dobrej grze światłem, która doskonale podbudowuje poczucie osaczenia i niepokoju.
Noc pełna grozy
Niestety jest to jedyna dobra rzecz jaką mogę powiedzieć na temat oprawy graficznej. Być może nie prezentuje się paskudnie i odpychająco, lecz nie da się ukryć faktu, że nie należy ona do najpiękniejszych. W horrorach, gdzie główne skrzypce gra klimat budowany przez ciemność i dźwięk, strona wizualna nigdy nie jest najważniejszym z czynników. Nie zmienia to jednak faktu, że dziesięć, a nawet piętnaście lat temu mieliśmy znacznie ładniejsze produkcje. Na szczęście to jeden z nielicznych elementów Killer Frequency, na które mogę narzekać. Optymalizacja jest pierwsza klasa, a gra od strony technicznej i gameplay’owej działa idealnie.
Killer Frequency to jeden z tych Symulatorów Chodzenia, które trzeba sprawdzić. Dawno nie grałem w tytuł, który wywołałby we mnie niepokój i pewnego rodzaju panikę bez obecności potworów, złowieszczo prezentujących się lokacji i straszaków. Fabuła, a tym bardziej tajemnica wciąga jak bagno, a wybory sprawiają, że jest to produkcja, do której można podchodzić wiele razy.
Recenzja oparta o wersję gry na PC (Steam). Kopię gry do recenzji podesłał wydawca.
9.0
Ocena autora
Podsumowanie
Grafika
5.0
Audio
9.5
Fabuła
10.0
Optymalizacja
10.0
Ocena ogólna
9.0
Zalety
Straszy bez straszaków
Wciągająca i angażująca fabuła
Muzyka oddająca hołd latom 80.
Wady
Oprawa graficzna trąci mocno myszką
Soundboard i panel głośności, które są tylko dla ozdoby