0

Mitologia grecka i nordycka są powszechnie znane, choćby w ogólnym zarysie. Paradoksalnie jednak, niewielu Polaków może powiedzieć to samo o mitologii słowiańskiej, która powinna być nam bliższa. Dlatego cieszy fakt, że pojawiła się gra, która czerpie z tych tradycji. Nawet jeśli jej słowiańskość bardziej odnosi się do kultury wschodniosłowiańskiej niż do naszej rodzimej. Pozostaje jednak pytanie: czy samo sięgnięcie po mitologię słowiańską i odpowiedni klimat wystarczy, aby uznać Selfloss za dobrą grę?

Stary człowiek i morze

W grze wcielamy się w postać starego uzdrowiciela Kazmira, który na skutek dramatycznych wydarzeń podejmuje desperacki krok, prowadzący go do zaświatów. Tam otrzymuje propozycję: jego zraniona dusza może zostać uzdrowiona, jeśli uda mu się odnaleźć i zdobyć pewną duszę. Uzbrojony w magiczną, świetlistą laskę, powraca do świata żywych, który powoli zaczyna pochłaniać złowieszcza, tajemnicza plaga. Na swojej drodze spotyka różnorodne postacie, zwłaszcza te pogrążone w żałobie. Jego zadaniem jest pomóc im w przezwyciężeniu smutku, wykonując tytułowy rytuał Selfloss. W trakcie wędrówki stopniowo odkrywamy więcej o przeszłości Kazmira, jego charakterze oraz o świecie, w którym przyszło nam działać.

Brzmi to naprawdę ciekawie, prawda? Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że ostateczny produkt po prostu zawiódł. Fabuła została przedstawiona w sposób nudny i mało przekonywujący, a sama historia zawiera liczne luki, nieścisłości oraz mało logiczne wydarzenia. Najbardziej boli to, że pierwotny koncept miał potencjał na prawdziwy wyciskacz łez, a ostatecznie po ukończeniu gry czujemy jedynie senność i poczucie straconego czasu.

Na szczególną pochwałę zasługuje atmosfera Selfloss. Gra emanuje klimatem, który budują w równym stopniu piękna, stylizowana oprawa graficzna, idealnie dopasowana ścieżka dźwiękowa oraz znakomicie wyglądające poziomy.

Niestety, nie ma róży bez kolców. Choć wizualia są ładne, momentami rzucają się w oczy kanciaste kształty i płaskie tekstury. Muzyka, choć unikalna, po dłuższym czasie staje się męcząca i może wywołać frustrację. Poziomy prezentują się dobrze pod względem estetycznym, pełne są szczegółów i malowniczych widoków, jednak ich funkcjonalność i przemyślany projekt pozostawiają wiele do życzenia. To jedna z największych wad całej produkcji. Problem ten jest na tyle poważny, że może skutecznie zniechęcić do dalszej gry. Ale o tym więcej za chwilę.

A może jednak nie może?

Selfloss to przygodowa gra akcji z widokiem z lotu ptaka, w której przemierzamy liniowe korytarze pełne zagadek, niebezpiecznych przeszkód, wrogów oraz bossów. Czasami natrafimy również na sekretne, choć niezbyt dobrze ukryte przejścia, gdzie znajdziemy stronice zawierające informacje o świecie gry. Jednym z aspektów, o którym gra nie wspomina, jest frustrujący poziom trudności – zapewne niezamierzony przez twórców.

Zagadki, które napotkamy w grze, nie należą do tych szczególnie wymagających. W najgorszym przypadku spędzimy nad nimi minutę, próbując znaleźć rozwiązanie. Nie oznacza to jednak, że są słabe – są solidnie zaprojektowane, choć bez większych fajerwerków. Podobnie wygląda kwestia przeciwników. Walka z nimi nie sprawia trudności: najpierw osłabiamy ich świetlistą laską, a gdy zostaną unieruchomieni, dobijamy ich sierpem. Przeciwnicy są prości, powolni i przewidywalni. Nawet jeśli uda im się nas trafić, nie ma powodów do zmartwień, bo zawsze mamy pod ręką lecznicze zioła. Skąd zatem mowa o wysokim, a raczej frustrującym i najpewniej niezamierzonym poziomie trudności? Zacznijmy może od starć z bosami. Choć ich ataki są często łatwe do uniknięcia, a zadawanie obrażeń nie stanowi wyzwania, problem pojawia się, gdy jeden celny cios bossa wystarcza, by zakończyć nasze życie. Dodatkowo, po śmierci wracamy do oddalonego punktu kontrolnego, co zmusza nas do ponownego wykonywania wszystkich nużących czynności poprzedzających starcie z bossem.

Wspomniany wcześniej projekt poziomów wygląda przyzwoicie, jednak można odnieść wrażenie, że jest nieprzemyślany. Zwykłe przejścia bywają tak wąskie, że łatwo o upadek i śmierć, co skutkuje przeniesieniem nas do odległego punktu kontrolnego. Warto zauważyć, że Kazmir potrafi zginąć nawet z niewielkiej wysokości. Często takie wypadki są efektem słabej widoczności, nieprecyzyjnego sterowania oraz zwykłych błędów. Do frustracji gracza przyczynia się także kiepska praca kamery, która potrafi zasłonić znaczną część ekranu, uniemożliwiając jakąkolwiek orientację w otoczeniu.

To jednak nie koniec problemów. Wspomniałem wcześniej o świetlistej lasce, która jest jednym z najczęściej używanych przedmiotów w grze. Praktycznie większość rozgrywki polega na rzucaniu promienia światła w jakimś kierunku i często stałym jego utrzymywaniu. Niestety, namierzanie światłem jest bardzo nieprecyzyjne, a gdy już uda nam się trafić w cel, gra potrafi nagle przerwać świetlne połączenie. Nie potrafię zliczyć, ile razy przeklinałem i rzucałem padem, gdy gra odmawiała mi posłuszeństwa, co kończyło się natychmiastową porażką. Poziom frustracji, jaki odczuwałem podczas rozgrywki, w wyniku wszystkich błędów, niedopatrzeń i niedoróbek, osiągał zupełnie nowy wymiar.

Tempo poruszania się jest niezwykle powolne, co często prowadzi do porażek spowodowanych szybszymi od nas przeszkodami. Mimo to, możemy zmusić Kazmira do sprintu, co trwa zaledwie dwie sekundy, po czym mężczyzna zaczyna zwalniać i ciężko oddychać. Równie dobrze można byłoby zrezygnować z tej mechaniki. Jeśli już ją wprowadzono, powinna być potraktowana tak, jak w każdej innej grze. Wydaję mi się, że nie zwracamy już takiej uwagi do dysonansu ludonarracyjnego jak kiedyś, więc biegający przez całą grę staruszek nie powinien nikomu przeszkadzać.

Nie tym razem

Niestety, mimo że gra dotyczy słowiańskiej mitologii, nie posiada polskiej wersji językowej. Na szczęście angielska lokalizacja jest na przyzwoitym poziomie, co nie jest jednak pocieszeniem wobec ceny gry, ustalonej przez rosyjskiego dewelopera na ponad 100 złotych. To zdecydowanie zbyt wygórowana kwota, która w żaden sposób nie odzwierciedla jakości produkcji. Co ciekawe, w innych regionach, poza Europą i Stanami Zjednoczonymi, gra jest tańsza o połowę. Rozumiem jednak, skąd wynika taka decyzja – możliwy wpływ ma na to obecna sytuacja polityczna na świecie.

Niemniej, nawet gdyby cena została unormowana, wciąż byłaby zbyt wysoka. Owszem, gra wygląda i brzmi ładnie, jednak nie ma to większego znaczenia, gdy mechanika i sam gameplay są pełne niedoróbek i błędów, a co gorsza, nie sprawiają żadnej frajdy. Zbyt powolne tempo oraz mało interesująca fabuła również przyczyniają się do tego wrażenia. Niestety, Selfloss nie jest grą wartą polecenia, przynajmniej dopóki niektóre jej elementy nie zostaną gruntownie przebudowane.

Recenzja oparta o wersję gry na PC (Steam).
Kopia recenzencka została podarowana przez wydawcę.

5.0

Ocena autora

Podsumowanie

Grafika
9.0
Udźwiękowienie
7.5
Gameplay
4.0
Fabuła
5.0
Strona Techniczna
5.0
Ocena ogólna
5.0
Zalety
  • Klimatyczna

  • Całkiem ładna oprawa graficzna i przyzwoita ścieżka dźwiękowa

Wady
  • Nieprecyzyjne sterowanie

  • Uciążliwe błędy

  • Nieprzemyślany projekt poziomów

  • Mało interesująca historia

  • Bezsensowna możliwość sprintu

  • Tragicznie działająca kamera

  • Zbyt powolne tempo

  • Nudna, powtarzalna rozgrywka

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *