Reality show nie bez powodu wciąż pozostaje jednym z najpopularniejszych gatunków telewizyjnych. Jest coś intrygującego w obserwowaniu zwykłych ludzi, postawionych przed wyzwaniami (lub ich brakiem), i śledzeniu, jak sobie z nimi radzą. W The Crush House wcielamy się w rolę producenta takiego właśnie programu. Zobaczmy, co kryje się za...
Reality show nie bez powodu wciąż pozostaje jednym z najpopularniejszych gatunków telewizyjnych. Jest coś intrygującego w obserwowaniu zwykłych ludzi, postawionych przed wyzwaniami (lub ich brakiem), i śledzeniu, jak sobie z nimi radzą. W The Crush House wcielamy się w rolę producenta takiego właśnie programu. Zobaczmy, co kryje się za kulisami tego widowiska.
Sezon 1 – “Intryga”
Jako nowy producent programu stajemy przed nie lada wyzwaniem – musimy utrzymać wysoką oglądalność serialu, aby uniknąć jego zdjęcia z anteny. Naszym zadaniem jest uważne śledzenie losów uczestników i uchwycenie na taśmie wszystkiego, co może przyciągnąć widzów. W całym show obowiązują tylko dwie główne zasady. Pierwsza: producent jest jak duch – ma absolutny zakaz kontaktowania się z uczestnikami i interakcji z nimi, a ci muszą traktować go tak, jakby nie istniał. Druga: jeśli widz czegoś pragnie, musi to otrzymać.
W przypadku pierwszej zasady, szybko zaczynamy ją łamać. Po dniu pełnym nagrań dostajemy okazję porozmawiania z jednym z uczestników. Choć nie powinniśmy, pokusa zwycięża, a my nawiązujemy rozmowę. Uczestnik zdradza nam nieco o sobie i zleca zadanie poboczne. Gdy podejmiemy się kilku takich misji, kontaktuje się z nami tajemniczy nieznajomy, który ujawnia, że reality show, które prowadzimy, wcale nie jest tym, czym wydaje się na pierwszy rzut oka.
Początkowo intryga wciąga i budzi ciekawość, zachęcając do dalszego zgłębiania fabuły. Niestety, im dalej w historię, tym bardziej staje się ona chaotyczna i źle poprowadzona. Ostatecznie fabuła okazuje się ogromnym rozczarowaniem, zawodząc na całej linii. Brakuje rozwinięcia wątków i pogłębienia tajemnicy, a finał powoduje u nas co najwyżej wzruszenie ramionami.
Aby posunąć główną fabułę naprzód, musimy najpierw wykonać określoną liczbę zadań pobocznych. Niestety, historie uczestników zostały przedstawione powierzchownie, bez ukazania jakiejkolwiek głębi postaci. Mimo to każda z nich wyróżnia się charakterystycznymi cechami, dzięki którym łatwo je rozpoznać. Zadania poboczne polegają głównie na uchwyceniu uczestnika w konkretnej sytuacji lub, przeciwnie, unikaniu nagrywania go podczas niekorzystnych dla niego momentów. Jako producent mamy ciągle pełne ręce roboty – musimy nie tylko spełniać zachcianki widzów, ale też dbać o prośby uczestników. Trzeba być czujnym, by nie przegapić tego jednego, kluczowego momentu.
Sezon 2 – “Pustka i Chaos”
Nadany nam tytuł “Producenta” jest tu nieco na wyrost. Na początku każdego sezonu możemy wybrać czterech członków obsady spośród dwunastu dostępnych opcji. Za zarobione pieniądze możemy również dokupić dodatkowe przedmioty do posiadłości, które czasem wprowadzają nowe interakcje między uczestnikami. Jednak na tym kończy się rola “producenta”. Nasze główne zadanie sprowadza się do biegania z kamerą po posiadłości i rejestrowania wszystkiego, co się dzieje.
Akcja naszego show podzielona jest na sezony, z których każdy składa się z pięciu odcinków, odpowiadających kolejnym dniom tygodnia. Każdy nowy sezon jest traktowany jako coś zupełnie nowego, jakby poprzedni nigdy się nie wydarzył. Codziennie mamy do czynienia z inną widownią, która ma odmienne oczekiwania, co oznacza, że musimy dostarczać takie treści, jakie widzowie chcą oglądać. Na przykład miłośnicy dram chętnie zobaczą konflikty i walki między uczestnikami, hydraulicy zainteresują się wodą i miejscami z nią związanymi, a miłośnicy stóp… cóż, ich zainteresowania są oczywiste. Tak czy inaczej, naszym zadaniem jest dostarczenie widzom tego, czego pragną. Jeśli tego nie zrobimy, oglądalność spadnie, a nasz program zostanie zdjęty z anteny, co zakończy grę i zmusi nas do ponownego rozpoczęcia dnia.
A trzeba przyznać, że nic nie irytuje bardziej niż moment, kiedy po kilkunastu minutach gry okazuje się, że nie sprostałeś wymaganiom widzów i musisz zaczynać od nowa. Najgorsze jest to, że często nie jest to nawet twoja wina. Widzowie są losowi i potrafią zażyczyć sobie rzeczy, których fizycznie nie jesteś w stanie im dostarczyć. Biegasz wtedy z kamerą jak bezgłowy kurczak, nie mogąc uchwycić żadnego wartościowego ujęcia. Frustracja narasta, a dzień kończy się niepowodzeniem. Niektóre przedmioty, które można dokupić do posiadłości, mogą dodać brakujące punkty, ale ich zakup wymaga pieniędzy. Te z kolei zdobywamy dopiero po zakończeniu dnia, co oznacza, że nie jesteśmy w stanie w żaden sposób się poratować w trakcie jego trwania i musimy liczyć na to, że Bóg RNG będzie łaskawszy przy restarcie. Kiedy nie nagrywamy, są przerwy na reklamy, które stanowią nasze jedyne źródło zarobku. Co jest zupełnie niezrozumiałe, nie mamy żadnych innych form dochodu – brak wypłaty czy nagrody za ukończenie dnia z wysoką oglądalnością. W efekcie, podczas trwania jednego sezonu, możemy kupić zaledwie 2-3 przedmioty do posiadłości, co dodatkowo ogranicza nasze możliwości.
Na początku interakcje między uczestnikami zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Byłem oczarowany iluzją żywego, realistycznego świata, w którym, niezależnie od tego, jak losowo dobierzemy obsadę, uczestnicy nawiązywali ze sobą realistyczne relacje, zgodne z ich charakterami i bieżącymi wydarzeniami. Niestety, z czasem okazało się, że była to jedynie piękna, lecz sztuczna iluzja. Większość dialogów jest współdzielona pomiędzy określonymi archetypami postaci (np. introwertykami i ekstrawertykami), co oznacza, że jedna wymiana zdań pomiędzy postaciami A i B może później zostać powtórzona przez postacie C i D. Na szczęście bohaterowie nie są zupełnie bezpłciowi. Jak wspomniałem wcześniej, każdy z nich wyróżnia się swoistym charakterem i jest jedyny w swoim rodzaju, a każdy ma też kilka unikalnych kwestii i manier, które nadają im nieco indywidualności.
W kwestii wywiązujących się więzi między uczestnikami warto dodać, że ich ciągłość często jest nielogiczna. Choć to telewizyjne show i muszą dziać się jakieś wydarzenia, to brak spójności w relacjach między postaciami jest zauważalny. Dodatkowo, szkoda, że nie mamy żadnych narzędzi umożliwiających większą ingerencję w przebieg wydarzeń. Byłoby miło móc ustawiać konkretne sceny lub wprowadzać elementy, które wpłynęłyby na zachowanie i relacje uczestników. Niestety, obecnie jedynym narzędziem pozostaje kamera, a nasza rola ogranicza się do czekania, aż wydarzy się coś interesującego.
Sezon 3 – “Wielki Finał”
Kolorowa, wysokokontrastowa grafika z pewnością ma swój urok, choć trudno mi określić ją jako ładną czy przyjemną dla oka. Muzyka w tle jest dyskretna – nie drażni, ale też nie zapada w pamięć, tworząc jednak odpowiednie tło dla kolorowej posiadłości w słonecznej Kalifornii. Jeśli chodzi o działanie i optymalizację, gra prezentuje wysoki poziom – jest płynna i wolna od poważniejszych błędów. Niemniej, nie mogę pozbyć się wrażenia, że biorąc pod uwagę rozmiar i wygląd gry, mogłaby ona działać w znacznie wyższej liczbie klatek na sekundę niż 60-80 fps.
The Crush House to gra, która początkowo intryguje, fascynuje i obiecuje świetną zabawę. Niestety, z upływem czasu ujawniają się jej niedoskonałości, które uniemożliwiają pełne cieszenie się rozgrywką. Choć wciąż jest to solidny tytuł, widać, że mogło być znacznie lepiej. Już po 2-3 godzinach zabawy zaczyna doskwierać znużenie i zmęczenie materiałem. Zdecydowanie brakuje kilku usprawnień i lepszego balansu, które mogłyby uczynić grę bardziej satysfakcjonującą.
Recenzja oparta o wersję gry na PC (Steam). Kopia gry do recenzji została podarowana przez wydawcę Devolver Digital.