0

Uwielbiam filmy, powieści, a przede wszystkim gry grozy. Niestety, ale większość horrorów nie może poszczycić się ani dobrą jakością, ani tym bardziej świeżością. Większość takowych tytułów opiera się na wszędobylskiej ciemności i nagłych, chamskich jump scare’ach, co zazwyczaj kończy się rzuceniem takiej produkcji do kosza pełnego crapów. I jasne, taki horror może się udać, jeśli posiada choćby dobrze wykonaną fabułę (Outlast) albo interesujący setting (Layers of Fear). Jednak co z tytułami, które próbują podejść do straszenia nas w zupełnie inny, często bardzo oryginalny sposób? Na szczęście takie gry powstają, czego przykładem niech będzie omawiane dzisiaj KinitoPET.

Twój najlepszy przyjaciel Kinito

KinitoPET zabiera nas w nostalgiczną podróż w lata 90. i 2000, kiedy to królowały klasyczne odsłony systemu Windows. Zapewne wielu starszych graczy kojarzy Spinacza, a także innych animowanych asystentów, których początki miały miejsce w pakiecie Office. Ci mali pomocnicy pojawiali się na naszych ekranach, starając się wspierać w naszej pracy. Czy tak było w rzeczywistości? Niekoniecznie, ale to temat na zupełnie inną opowieść. Jednak, co by się stało, gdyby nadać takiemu asystentowi samoświadomość i nieco mroczną “duszę”?

Rozgrywka KinitoPET zaczyna się spokojnie. Nic nie zapowiada grozy, która wkrótce ma na nas spaść. Jednak już od samego początku jesteśmy zaskakiwani. Otóż po rozpoczęciu gry i wpisaniu hasła do logowania się do komputera, wracamy do naszego prawdziwego pulpitu. A przynajmniej częściowo. Otóż widzimy na ekranie naszą tapetę, a u dołu ekranu Windowsowy Pasek Zadań. Jednak na całość narzucony jest filtr symulujący stary ekran CRT. Co więcej, dostrzegamy, że nasze osobiste aplikacje i foldery zniknęły z pulpitu, a zamiast nich widzimy inne, klasyczne ikonki. Innymi słowy, gra jest w rzeczywistości nakładką na nasz realny pulpit.

Przez kilka pierwszych minut po uruchomieniu gry, eksplorujemy wirtualny ekran, testując różne foldery i aplikacje, aż w końcu klikamy na ikonę Internetu. Wtedy to właśnie jesteśmy infekowani wirusem, który wręcz zmusza nas do instalacji wirtualnego asystenta, Kinito. To właśnie w tym momencie, w momencie uruchomienia go, zaczyna się nasz koszmar. Fabuła nie mówi nam nic wprost, jednak co jakiś czas otrzymujemy maile, wycinki z gazet, materiały filmowe, które nie tyle rozjaśniają nam całe tło, ale pozwalają nam na bardziej otwartą interpretację tego co się dzieje. Głównym daniem tytułu jest obcowanie z tytułowym Kinito, który z każdą chwilą robi się coraz bardziej przerażający. Im dłużej jesteśmy wystawieni na jego działanie, tym mniej czujemy kontroli nad sytuacją.

Groza jakiej świat jeszcze nie widział

Napisałem we wstępie, że KinitoPET to produkcja, która straszy w zupełnie nowy, oryginalny sposób. Jest to prawda, jednakże klasyczne formy straszaków również znalazły tu swoje miejsce. Niejednokrotnie mamy przebitki czy nawet ukryte mini-poziomy pełne ciemności i zatrważających potworów, które rzucają się na nas z przerażającym wrzaskiem. Również z poziomu wirtualnego pulpitu, wiele aktywności rozpoczętych przez Kinito z czasem zaczyna się psuć, rzucać na nas przejaskrawionymi i migającymi ekranami (Nie jest to gra dla osób z epilepsją!), a także bardzo niepokojącymi obrazami, które wyglądają aż nazbyt realistycznie. A przynajmniej porównując je do ogólnej otoczki graficznej. Wszystkie te straszaki potrafią przyprawić o szybsze bicie serca. Są one horrendalnie niepokojące i zmuszają nas do zadawania sobie pytania: “Co tu się, do cholery jasnej, wyprawia!?”.

Jednak te standardowe straszaki to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Prawdziwy horror zaczyna się w momencie, gdy Kinito zaczyna łamać czwartą ścianę. Już od pierwszych sekund mamy tego świadectwo. Wystarczy wspomnieć o tym, że produkcja nakłada się na nasz realny pulpit. Co więcej, gra ma wgląd w naszych znajomych na Steam, a także bibliotekę naszych gier. Już samo to, że jakaś gra ma dostęp do naszego Steama jest niepokojące. A to zaledwie początek.

Kinito co jakiś czas zadaje nam pytania, na które możemy odpowiedzieć wedle własnego uznania. I nie jest to bez znaczenia, gdyż im dalej w las, tym częściej to co napisaliśmy wkrada się do naszej gry. Po minięciu pierwszego aktu, pełnego zwykłych straszaków, i nadejściu realnego sposobu straszenia, siedziałem cały czas z szeroko otwartymi oczami i ustami wykrzywionymi w grymasie prawdziwego przerażenia. Kinito nieprzerwanie korzystał z wiedzy o nas, a ponadto jego przełamywanie czwartej ściany przechodziło z każdą chwilą na coraz wyższy poziom. Już nie tylko kontrolował nakładkę gry. On kontrolował nasz prawdziwy komputer! Bez najmniejszego problemu uruchamiał Windowsową wyszukiwarkę czy prawdziwą konsolę CMD. Doprowadziło to do tego, że te wszystkie wcześniejsze jump scare’y były niczym w porównaniu do tego, jak później byłem realnie przerażony i zaczynałem wierzyć, że KinitoPET to nie jest gra, a prawdziwy, samoświadomy wirus. Gra-nakładka co jakiś czas się wyłączała i autentycznie bałem się jej ponownie włączyć. Strach spotęgował jeszcze fakt, że niektóre skróty folderów z mojego pulpitu zaczęły znikać. Ta gra nie straszyła nas w “grze”. Ona wyniosła sposób straszenia na zupełnie nowy poziom, doprowadzając do tego, że nie tyle czułem szybszego bicia serca spowodowanego strasznymi obrazkami, a czułem najprawdziwszy strach.

To wciąż gra? A może już wirus?

Jedyną rzeczą, do której mógłbym się naprawdę przyczepić, jest fakt, że w swojej próbie straszenia gracza gra posuwa się trochę za daleko, ingerując w rzeczywiste pliki. Po ukończeniu gry zauważyłem, że kilka folderów zniknęło z mojego pulpitu. Na szczęście okazało się, że były to tylko skróty, więc wystarczyło je stworzyć ponownie. Niemniej, choć widok zniknięcia ich podsycił mój strach przed Kinito, tak uważam, że żadna gra nie powinna sięgać tak daleko, aby tylko przerazić gracza.

Sama nakładka KinitoPET z miejsca przenosi nas w świat nostalgii. Czy to za sprawą ikonek i interfejsu stylizowanych na klasycznych systemach Windows, czy poprzez wspaniale brzmiące dźwięki z przeszłości przy okazji kliknięć bądź ładowania się stron pradawnego internetu. Oczywiście pod względem technicznym KinitoPET działa doskonale. W końcu to produkcja, która opiera swoje straszenie na łamaniu czwartej ściany, więc nie mogła pozwolić sobie na najmniejszy błąd.

Gdy po ukończeniu tej “gry” przerażenie ze mnie zeszło, zdałem sobie sprawę, jak dobrze się przy tym tytule bawiłem. To horror, który straszy w oryginalny, a przede wszystkim niesamowicie skuteczny sposób. KinitoPET miało swoją premierę w styczniu tego roku i kosztuje absurdalnie niskie 27,50 zł. Jednak nim zaopatrzycie się w ten tytuł, musicie być stuprocentowo przekonani, że tego chcecie. To gra, która nie tylko straszy poprzez klasyczne jumpscare’y, ale przede wszystkim poprzez przełamywanie czwartej ściany. I to tak mocno, że zaczniecie kwestionować swoją własną jaźń. Będziecie zastanawiać się czy to wciąż fikcja, czy może już rzeczywistość. Czy to gra, a może jednak prawdziwy wirus, który przejął władzę nad komputerem. Normalnie poleciłbym tyn tytuł każdemu fanowi horrorów. Jednak tym razem powiem coś zgoła innego: Gracie na własną odpowiedzialność!

Recenzja oparta o wersję gry na PC (Steam).
Kopia gry do recenzji została zakupiona przez recenzenta osobiście.

9.5

Ocena autora

Podsumowanie

Grafika
10.0
Dźwięk
10.0
Fabuła
9.0
Gameplay
9.0
Strona techniczna
10.0
Ocena ogólna
9.5
Zalety
  • Poczucie nostalgii jest wręcz przytłaczające

  • Straszy w zupełnie nowy, oryginalny sposób

  • Świetnie łamie czwartą ścianę

  • Technologiczna perełka

Wady
  • Ingerowanie w realne pliki/skróty gracza jest niedopuszczalne!

  • True Ending wymaga sporo nieoczywistego trudu

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *