0

Nie będzie odkryciem, że produkcjom RPG z dalekiego wschodu jest nie po drodze z gustami europejskich i amerykańskich graczy. Aczkolwiek trzeba przyznać, że ten stan rzeczy powoli ulega zmianie. Niemniej, są dwie marki, które przebiły się do szerszej świadomości zachodu. Są to Final Fantasy oraz oczywiście Persona, z czego ta druga zdobyła niesamowity rozgłos po premierze ostatniej wydanej, piątej odsłony. Od tego czasu wieści o szóstej odsłonie ani widu, ani słychu. W zamian otrzymaliśmy udoskonaloną i rozszerzoną wersję piątki, a Persona 3 oraz Persona 4 Golden zawitały na innych platformach niż konsole PlayStation. To jednak nie koniec tej historii, gdyż Atlus, twórcy marki, postanowili nie tyle odświeżyć, co praktycznie od nowa zrobić trzecią odsłonę. I tak też na świat wyszła Persona 3 Reload, będąca dosyć twardym orzechem do zgryzienia.

Pozostając wciąż we wstępie, chciałbym zawczasu zwrócić uwagę na kilka spraw, by nie doszło do nieporozumień. Uwielbiam markę Persona. Moja przygoda z nią zaczęła się, jak w zapewne przypadku wielu innych graczy, z piątą odsłoną. Przeszedłem ją wraz z ulepszoną/rozszerzoną wersją Royal łącznie 8-10 razy. Personę 4 Golden tylko 3. Jednak mimo to nie miałem okazji, by spróbować swoich sił z 3 i wcześniejszymi odsłonami. Piszę o tym wszystkim z tego powodu, ponieważ pomimo mojej wielkiej miłości do marki i poniekąd wystarczająco dużej wiedzy o niej, nie będę w stanie porównać pierwotnej Persony 3/FES/Portable z recenzowanym właśnie remake’iem. Dlatego też nie znajdziecie w tej recenzji zbyt wielu porównań do oryginałów, jednak będzie ich trochę do “nowszych” odsłon, gdyż to do nich odświeżona trójeczka próbuje być jak najbardziej zbliżona.

25-godzinna doba

W Personie 3 Reload, podobnie do innych odsłon serii, ponownie wcielamy się w postać małomównego nastoletniego protagonisty, któremu możemy nadać imię. Przybywamy do miasteczka Tatsumi Port Island, by zamieszkać w internacie i uczęszczać do tutejszej szkoły. Oprócz jednej, dwóch informacji praktycznie nic nie wiemy o bohaterze, jego przeszłości i motywacjach. I ten stan rzeczy w ogóle się nie zmienia na przestrzeni całej gry. Czy to dobrze? Z jednej strony bohater to czysta karta, którą możemy traktować jako swój awatar. Z drugiej, bohaterowie czwartej i piątej odsłony pokazali nam, że posiadanie tła postaci i wrzucenie go do fabuły, potrafi mocniej zaangażować gracza w świat i nawiązać z bohaterem silniejszej więzi. W przypadku protagonisty trzeciej odsłony tego nie czuć, aczkolwiek nie przeszkadza to w zainteresowaniu się światem, historią, a przede wszystkimi losami pozostałych bohaterów.

Ale wracając. Przybywamy do miasteczka Port Island późną, nocną porą i niemal od razu zauważamy, że coś jest mocno nie tak. Wszystko dookoła nas jest mroczne, ponure, wręcz przerażające. Gdzie by nie spojrzeć stoją trumny, a ulice spływają krwią. Obrazy niczym z bocznych uliczek Krakowa. Nasz bohater za bardzo się tym wszystkim nie przejmuje i kieruje się prosto do budynku internatu. Wkrótce dowiadujemy się, że doba trwa nie 24 godziny, a nieco dłużej, tylko nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, bo traci wtedy świadomość. Ten ponadprogramowy czas nazywany jest Godziną Mroku, a w jej trakcie dzieją się dosyć paskudne rzeczy. Pojawiają się wtedy potworne Cienie, a wielu ludzi zaczyna cierpieć na Zespół Apatii. Chyba nie muszę tłumaczyć, że żadna z tych rzeczy nie jest pożądana. Tak też dołączamy do swego rodzaju szkolnych sił specjalnych i razem z przyjaciółmi będziemy poszukiwać sposobu, by zakończyć Godzinę Mroku.

Pomysł na fabułę jest naprawdę dobry i wciągający. W porównaniu do czwartej czy piątej odsłony, trójka wydaje się najmroczniejsza, najbardziej krwawa i nie biorąca jeńców. Nikt tutaj nie jest bezpieczny. Historia Godziny Mroku i co się za nią kryje jest ciekawa, a antagoniści intrygują, jednak całościowo wszystko zostało potraktowane trochę po łebkach. Można odnieść wrażenie, że główna fabuła jest tu zaledwie dodatkiem pod gameplay i pozaszkolne aktywności. Historia jest interesująca, ale została źle poprowadzona. Oddano jej za mało czasu i położona na nią nieodpowiedni nacisk. Przez co, – zabrzmi to niecodziennie – ale mamy za dużo czasu wolnego. W “kolejnych” odsłonach Persony momenty fabularne zajmowały znacznie więcej miejsca i czasu, przez co nie tylko byliśmy w stanie wyraźniej odczuć stawkę o jaką toczy się cała gra, ale i bardziej mogliśmy się zaangażować w opowiadaną historię. Tutaj niestety, pomimo świetnego pomysłu i chęci, tego nie odczuwamy aż tak mocno. Z całego kalendarza na każdy miesiąc mamy dosłownie przeznaczone 1-3 dni na wyłącznie fabularne wydarzenia. Co jakiś czas jesteśmy świadkami krótkich fabularnych scenek w normalne dni, jednak te dosyć krótkie i nie zajmują całego terminarza. Po ich ukończeniu możemy bez problemu wrócić do swoich spraw. Ma to plusy, ponieważ mamy znacznie więcej czasu na pozalekcyjne aktywności. W żadnej “następnej” odsłonie nie mamy go tyle co tutaj.

Rok z życia licealisty

Rozgrywkę Persony możemy podzielić na 3 części. Pierwsza to wydarzenia stricte fabularne. Druga, eksploracja Tartarusa, walka z Cieniami, a także rozwój bohatera i jego Person. Trzecia, życie prywatne bohatera. Jako protagonista przeżyjemy każdy jeden dzień z kalendarza. W tym wolnym czasie możemy robić co tylko chcemy. To od nas zależy, jak spędzimy ten czas. Możemy spotykać się z innymi, chodzić do restauracji, salonu gier, do pracy… Opcji jest multum. Jednak warto mieć na uwadze, że nie wszystko jest dostępne codziennie, a niektóre aktywności mają limit czasowy, po którym przepadają bezpowrotnie. Zarządzanie czasem i planowanie do przodu jest tu niemal obowiązkowe, jeśli chcemy zobaczyć i spróbować jak najwięcej. Dla osób podchodzących po raz pierwszy do gry może to być niełatwym zadaniem. Nawet z nadmiarem wolnego czasu sporym wyzwaniem będzie próba zobaczenia wszystkiego przy pierwszym podejściu. Przejście gry na Nowej Grze+ jest wręcz obowiązkowe. Warto wziąć ten tryb pod uwagę, ponieważ sporo rzeczy przenosi się z poprzedniej rozgrywki do nowej, w tym statystyki społeczne, których wysokość jest istotna w odblokowaniu niektórych niedostępnych na początku gry opcji dialogowych, a także aktywności. Statystyki społeczne postaci dzielą się na trzy typy: charyzmy, inteligencji i odwagi. Podnosić je możemy na kilka sposobów, o których opowiem już za chwilę.

Większość aktywności pozaszkolnych oprócz kilku (w tym zakupów) zajmuje czas, jednak w zamian przynosi sporo korzyści. I tak na przykład odwiedzanie takich miejsc jak fast foody czy salon gier jest w stanie podnieść nasze statystyki społeczne bądź statystki postaci/Person. System planowania i wykorzystywania wolnego czasu przynosi sporo frajdy i potrafi zatracić na długie godziny. Niestety nie jest to system idealny, gdyż ma problem z sensownym rozdysponowaniem aktywności. W ten sposób, mogą się przytrafić dni, a w szczególności wieczory, gdy nie mamy nic czym moglibyśmy się zająć, więc albo kończymy dzień przedwcześnie albo bez większej potrzeby idziemy do Tartarusa, by trochę poexpić. Z drugiej strony są dni, w których aktywności jest zbyt wiele i mamy problem z decyzją w co włożyć ręce. Brak jakiegokolwiek sensownego, nieco bardziej przemyślanego, a przede wszystkim uczciwego podzielenia aktywności na dłuższą metę nuży i nieco irytuje. Choć na brak zawartości i ciekawych rzeczy do zrobienia nie możemy narzekać, tak niestety zostały one źle rozlokowane w czasie.

Jednak nie są to jedyne formy spędzania wolnego czasu. Powiem nawet więcej, bo to co do tej pory wymieniłem to może nie tyle najmniej istotne aktywności, co najmniej powszechne. Głównym daniem pozaszkolnych aktywności jest spotykanie się i pogłębianie więzi z kolegami ze szkoły, ale nie tylko. Zdecydowana większość takich spotkań oznaczona jest wielkimi arkanami kart tarota. Całość nazwano po prostu systemem Więzi. Pogłębianie ich nie tylko pozwala na bliższe poznanie danej postaci, ale ma też wpływ niejako na siłę głównego bohatera, co przekłada się na potęgę tworzonych Person. Wbicie maksymalnej, dziesiątej rangi Więzi odblokowuje także dodatkową Personę. W przypadku większości postaci żeńskich, po wbiciu odpowiednio wysokiego poziomu, zyskujemy możliwość nawiązania bliższej, romantycznej relacji.

Nieco niezrozumiałą decyzją dla mnie jest pominięcie w spotkaniach Więzi męskiej części zespołu sił specjalnych. W końcu mówimy tu o głównych bohaterach, jakby nie patrzeć. Na szczęście twórcy nie zapomnieli o nich w remake’u i przygotowali dla nich serię spotkań niezwiązanych z mechaniką Więzi. Co więcej, są one równie, jeśli nie bardziej owocne co podstawowe spotkania. Niosą ze sobą nie tylko ciekawe historie, ale i dodatkowe bonusy w postaci przedmiotów, podniesienia statystyk czy finalnie odblokowania dodatkowych Person.

Co mogę powiedzieć o samych historiach postaci? Absolutnie nie są one złe. Większość potrafi zaciekawić, a kilka nawet poruszyć. Jednak i na nie jestem w stanie pokręcić nosem. Spotkania często są niewiarygodnie krótkie – dosłownie wymiana paru zdań i koniec. Wiele historii sprawia wrażenie zbyt bezpiecznych, jakby scenarzyści bali się sięgnąć po cięższe i bardziej dramatyczne wątki. One co prawda występują, ale w niesamowicie delikatnej wersji. Mimo to, nawet przy lżejszych wersjach wątków osobistych postaci, trzeba przyznać, że są one świetnie napisane. Nie zdziwię się, gdy wielu graczy naprawdę polubi, a nawet pokocha bohaterów.

Witaj w Aksamitnym Pokoju

Dużą rolę w całej grze odgrywają tytułowe Persony, czyli moce bohaterów, które są całkiem przydatne w walce z Cieniami. Nasz protagonista jest jedyny w swoim rodzaju. W przeciwieństwie do reszty już i tak wyjątkowych jednostek, potrafi przyzwać nie jedną i tę samą Personę, a wiele różnych. Każda Persona różni się nie tylko wyglądem, ale statystykami, zestawami ruchów oraz podatnością/odpornością na dane żywioły.

Persony można zdobywać na dwa sposoby. Pierwszy to wybranie jej w trakcie Przetasowania, czyli dodatkowej, często losowej nagrody po zakończeniu walki. Głównym jednak źródłem są fuzje dokonywane w tajemniczym Aksamitnym Pokoju. Polegają one na tym, że wybieramy dwie Persony, które następnie są łączone, tworząc nową, trzecią. Każda fuzja pozwala na przeniesienie niektórych zdolności “rodziców” na “dziecko”. Samych Person jest dużo… Bardzo dużo. Nie chcę was skłamać, ale jestem święcie przekonany, że do dyspozycji oddano nam dosłownie wszystkie Persony, jakie mogliśmy widzieć na przestrzeni życia całej marki. To wszystko, sprawia, że już w samym Aksamitnym Pokoju możemy miło spędzić wiele godzin na zapełnianiu kompendium, a także tworzeniu wymarzonych kombinacji Person. Jedyne czego mi tu brakuje to kilku mechanik znanych z Persony 5, które przykładowo pozwalały na poświęcenie jednej persony dla ulepszenia innej. Nie są to jednak elementy konieczne, by dobrze się bawić w Aksamitnym Pokoju.

(Niemal) Nieskończony Dungeon Crawl

Za dnia licealistą, w nocy zaś Batmanem. Tak jakby. Normalne, licealne życie to tylko połowa całej gry. Druga połowa to jeden wielki Dungeon Crawl, czyli eksploracja “podziemi” i walka ze wszelkim plugastwem, które się w nich znajduje. Po zapadnięciu zmroku i wybiciu Godziny Mroku świat zostaje owładnięty przez Cienie. My natomiast wraz z resztą naszej paczki jesteśmy jednymi z niewielu, którzy nie tylko zachowują świadomość, ale i potrafią przyzywać Persony, które są wręcz niezbędne w walce z siłami mroku. Rozgrywkę ponadprogramowej działalności można podzielić na dwa typy. Pierwszy to wydarzenia fabularne, a drugi to eksploracja wieży Tartarusa.

I nie będę kłamał, ale wydarzenia fabularne to największe rozczarowanie całej gry. Gdy nadchodzi wyznaczony termin dostajemy trochę rozmów, cutscenek, a następnie zostajemy wrzuceni na arenę z bossem. Czasami przed dotarciem do niego musimy przejść liniowym korytarzem kilkadziesiąt metrów. Z bardzo rzadka trafi się jakaś banalna poprzedzająca wszystko zagadka. Na temat samych bossów też nie mam zbyt wiele dobrego do powiedzenia. W znacznej mierze są to Cienie o unikalnym wyglądzie i absurdalnej wręcz ilości zdrowia. Jednak nic ponadto. Walka z nimi jest niesamowicie bezpłciowa. Jakby chociaż jakaś unikalna, specjalnie stworzona pod bossów muzyka przygrywała w tle, byłoby znacznie lepiej. Ten segment aż prosi się o rozbudowę.

Inaczej sprawa ma się z eksploracją Tartarusa, będąca najważniejszą częścią całej gry. To właśnie tutaj przemierzamy dziesiątki, a nawet setki pięter wielkiej wieży. Badamy każdy jej zakamarek, walczymy z Cieniami i zdobywamy skarby. Naszym celem jest dostanie się na sam szczyt i od czasu do czasu uratowanie uwięzionego cywila. Praktycznie cały Tartarus jest generowany losowo. Oznacza to, że jeśli wejdziemy do niego ponownie następnego dnia to rozkład pomieszczeń poszczególnych pięter będzie zupełnie inny, często z nowymi skarbami do zdobycia. Niezmienne są za to piętra ze strażnikami, czyli silniejszymi cieniami, a także piętra graniczne. Te zawsze wyglądają tak samo i posiadają teleport, który pozwala nam się przemieszczać pomiędzy danym piętrem a wejściem. Co jakiś czas natkniemy się na specjalne przedmioty do interakcji, a także opcjonalne wrota prowadzące do Monadu, czyli jeszcze paskudniejszej części Tartarusa, w której znaleźć możemy bardzo trudnych przeciwników, ale też cenne nagrody.

Mogłoby się wydawać, że eksploracja Tartarusa to nic specjalnego, a nawet nudnego, bo pomimo losowo generowanych lochów, ciągle widzimy i napotykamy się na to samo, choć co jakiś czas w innej stylistyce. I jest to jak najbardziej prawda. Widzieliście 1-2 piętra danego rejonu wieży? To widzieliście je wszystkie. Pokonaliście cienie z jednego piętra to już nic nowego was nie zaskoczy. No może poza śmiertelnie niebezpiecznym Żniwiarzem, który jest przeciwnikiem, z którym trzeba się liczyć. I pomimo tego wszystkiego, całej tej powtarzalności nie da się nudzić. Eksploracja jest przyjemna, okazyjnych rozmów bohaterów dobrze się słucha, a walka ciągle wywołuje masę zabawy, a czasami nawet emocji, gdy natkniemy się na silniejszego przeciwnika.

PERSONAAAAA

A trzeba przyznać, że nawet na normalnym poziomie trudności Persona 3 Reload nie należy do najłatwiejszych produkcji. To prawdopodobnie najbardziej wymagająca część, z jaką miałem styczność. Gdyby nie to, że zjadłem zęby na czwartej i piątej odsłonie, miałbym nie lada problemy i boleśnie musiałbym uczyć się, jak wszystko działa. To pierwsza Persona, w której ostrożnie podchodziłem do wyższych pięter Tartarusa i co silniejszych przeciwników. W finalnych etapach gry musiałem nawet pokonywać wyższe piętra na raty, a nie jak to zwykło się robić “wszystko w jeden dzień”. Niestety poziom trudności nie polega na inteligencji i sprycie wrogów (Choć może to inaczej wyglądać na najwyższym poziomie trudności, którego bałem się uruchomić. Ale co się odwlecze, to nie uciecze.), a masakrycznej ilości zdrowia, a także czasami zwiększonej liczbie zadawanych obrażeń. Niemniej, dzięki temu zmuszeni jesteśmy do nauki słabych punktów wroga, a także odpowiedniego przygotowania i taktyki.

Może to być nietypowe porównanie, ale wydaje mi się, że gameplay Persony świetnie oddadzą znane każdemu Pokemony. Protagonista (A dokładnie to używana w danym momencie Persona) i jego towarzysze mają swoje słabe i silne strony. Podobnie do wrogów. W dużym uproszczeniu cała rozgrywka to rozszerzona wersja gry w papier-kamień-nożyce. Kluczem do zwycięstwa jest często odkrycie żywiołu, na który wróg jest wrażliwy i wykorzystanie go przeciw niemu. Na tym mechanika walki się nie kończy, gdyż mamy dostęp do większej ilości taktycznych narzędzi, a także specjalnych ruchów nazywanych Teurgią. Walka sprawia masę zabawy, nawet jeśli po raz n-ty walczymy z tym samym przeciwnikiem i znamy na pamięć wszystkie jego ataki i słabe punkty.

Brakło paru szlifów

Na specjalną uwagę zasługuje wzmianka o tym, że Persona 3 Reload to pierwsza odsłona z serii z pełną polską, kinową wersją językową. To bardzo miły dodatek i pozytywne zaskoczenie. Tym bardziej boli mnie serce, gdy muszę ten element skrytykować. Polonizacja daleka jest od ideału. Wiem, że Persona to olbrzymia gra i posiada ściany tekstu, ale nie mogłem nie odnieść wrażenia, że spolszczenie nie przeszło odpowiednich testów. Duża ilość tekstów jest fajnie przetłumaczona. Niestety, ale zbyt często natykałem się na wszelkiego rodzaju błędy czy tłumaczenia żywcem wzięte z translatora, żeby przymknąć na to oko. Momentami żałowałem nawet, że nie mogę zagrać w wersji angielskiej. Szkoda, naprawdę szkoda. Bo pomimo masy błędów to super gest dla graczy z naszego kraju. Mam nadzieję, że na tym wydawca nie poprzestanie i kolejne odsłony również doczekają się polonizacji. Oczywiście po wcześniejszych testach.

Pod względem optymalizacji Persona 3 Reload staje na wysokości zadania. Działa fenomenalnie. No prawie. Bo posiada jeden drobny błąd, który jest nieco abstrakcyjny. Otóż w trakcie wyboru większych rozmiarowo Person gra przycina się na parę sekundy. Mam nadzieję, że w którejś z najbliższych łatek naprawią ten błąd. Bo pomimo tej jednej ryski, stan techniczny produkcji jest wręcz idealny.

Fin

Wspomnieć też trzeba o oprawie audio-wizualnej. Persona 3 Reload to remake ostateczny. Gra została w pełni zbudowana od zera na silniku Unreal Engine. Na pierwszy rzut oka graficznie tytuł jest zbliżony do bestsellerowej Persony 5. Jednak nie jest to do końca prawda. Obie gry nieco się od siebie różnią i mają swoje dobre i złe strony. Nie można jednoznacznie stwierdzić, która gra wygląda lepiej. Persona 3 Reload z pewnością dobrze działa światłem. Jednak całkowicie nie radzi sobie z tłami i roślinnością. W niektórych momentach gra prezentuje się tak źle, jakby pamiętała lata PlayStation 3, a nawet PlayStation 2. Najbardziej jest to zauważalne, gdy akcja przenosi nas na pewną wyspę. Nie mogłem wtedy uwierzyć, że ta gra wyszła na poprzednią i obecną generację konsol.

Pod względem muzyki jest to Persona pełną gębą. Nigdy nie zawodzi na tym poletku. Nawet pomimo mojego braku obeznania z oryginalną Personą 3, znałem cały jej soundtrack. Oprócz kilku nowych utworów, w remake’u czeka na nas wiele znanych utworów, lecz w pełni odświeżonych. Czy udoskonalonych? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie samemu.

Jak już wcześniej pisałem, Persona 3 Reload to twardy orzech do zgryzienia. To niezaprzeczalnie najgorsza Persona w jaką miałem okazję grać. Jednak to wciąż Persona! To świetny tytuł, który wciąga i uzależnia jak diabli. To gra, do której siadasz z samego rana i przestajesz grać dopiero późną nocą, bo zauważasz, że jakby zmaga cię sen. I nie jest to powiedziane na wyrost. To niebezpieczna gra, która kradnie dziesiątki godzin z życia i nawet nie zauważasz, kiedy one znikają. Jak ktoś mi powie: “Ej, przesiedziałem przy Personie bez przerwy 16 godzin”, to kompletnie mnie to nie zdziwi i potraktuję to jako zupełnie coś naturalnego.

Persona 3 Reload ma swoje problemy i to takie, których żadna łatka nie naprawi. Jedyna opcja to wydanie rozszerzonej wersji gry z nową zawartością, jak to było w przypadku Persony 4 Golden i Persony 5 Royal. Największą bolączką tytułu jest zdecydowanie leniwe scenariopisarstwo, w wyniku którego pomimo świetnego zamysłu dostajemy dosyć nijaką i mało angażującą fabułę. Na szczęście pomimo nazbyt bezpiecznego podejścia do bohaterów drugoplanowych i ich prywatnych historii, te śledzi się wyjątkowo dobrze i uważam, że to dla nich warto powracać do Persony 3 Reload. Oczywiście zaraz obok świetnego, choć powtarzalnego gameplay’u i badania Tartarusa.

Spędziłem w grze aż 130 godzin! 70 w trakcie pierwszego przejścia, a także kolejnych 60 w Nowej Grze+, w której to sprawdzałem rzeczy, które pominąłem wcześniej, a także maksowałem wszystko co mogłem. W szczególności mam tu na myśli achievementy oraz uzupełnianie kompendium Person na 100%. Czy warto więc kupić Personą 3 Reload i zanurzyć się w ten “mroczny” świat licealnego życia? Myślę, że odpowiedź jest bardziej niż oczywista. To zdecydowanie najgorsza Persona w jaką przyszło mi grać z masą nie do końca przemyślanych decyzji. Nie zmienia to jednak faktu, że to wciąż nieziemsko dobra produkcja, która wciąga jak bagno. Remake zadowoli tak fanów marki, jak i zupełnie świeżych, nieobeznanych z tematem graczy. Bardzo ciepło polecam!

Recenzja oparta o wersję gry na Xbox Series X.
Kopia gry do recenzji została podarowana przez polskiego wydawcę Cenega.

8.5

Ocena autora

Podsumowanie

Grafika
7.5
Muzyka
9.0
Gameplay
9.5
Fabuła
8.0
Strona techniczna
9.0
Ocena ogólna
8.5
Zalety
  • Świetnie napisane postaci

  • Potrafi dać w kość

  • Pomimo powtarzalności nie nudzi się

  • Wciąga jak bagno. Zaczynasz grać o 8:00, a kończysz 5:00 następnego dnia

  • Sporo zawartości do wymaksowania

  • Muzyka z charakterem

Wady
  • Design postaci nie zapada w pamięć

  • Nie czuć stawki o jaką toczy się cała gra

  • Fabułę można było lepiej poprowadzić

  • Momentami oprawa graficzna przywodzi na myśl czasy 7, a nawet 6 generacji konsol

  • Polonizacja nieco kuleje

  • Nie wywołuje efektu pustki po jej ukończeniu

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *