0

Jaka postać przychodzi wam pierwsza na myśli, gdy słyszycie określenie totalny badass? Jeśli wasza odpowiedź to bohaterowie gry Devil May Cry V to macie cholerną rację!

Ale zacznijmy od początku. Devil May Cry V to wydana w 2019 (W 2020 dostaliśmy wersje specjalną) gra akcji z podgatunku slasherów. Wcielamy się w niej w trójkę bohaterów: Nero, Dantego oraz V, którzy jak na łowców demonów przystało muszą uratować świat od, uwaga, złych demonów. W międzyczasie otrzymamy masę zwrotów akcji, a także iście kozackich momentów. Owa trójka nie daje sobie w kaszę dmuchać. Nie ważne czy przeciwnik jest wielkości wieżowca czy ma siłę i szybkość bogów, oni nikogo się nie boją. Nie zawahają się poniżyć każdego, kto ma zbyt wysokie mniemanie o sobie, a następnie zmasakrować go w iście widowiskowym stylu.

Choć mamy tu do czynienia ze slasherem wymagającym nauki combosów do jak najszybszego radzenia sobie z przeciwnikami, tak dostaliśmy tu trzy różnie mechaniki walki. Jedna na każdą postać. I tak Nero oprócz ataków wielkim mieczem musi korzystać ze swojej mechanicznej ręki. Do wyboru ma kilka modeli, a każdy oferuje coś innego. Dante natomiast jest mistrzem czterech podstaw (Swordmaster, Trickster, Royalguard, Gunslinger) dających inne możliwości walki, a także może korzystać z wielu rodzajów broni. Jeśli chodzi o V, ten wysyła do walki przyzwane przez siebie istoty, gdy on sam stoi na tyłach. W Special Edition dodano też możliwość przejścia gry Vergilem, a ten jak już powszechnie wiadomo jest burzą, którą nadchodzi. W rzeczywistości jest kombinacją szybkości i trzech już wymienionych stylów gry. Nie można też zapomnieć o fakcie, że Devil May Cry V jest slasherem wywodzącym się z Japonii, a co za tym idzie po każdej misji mamy podsumowanie i literkową ocenę.

Warto jednak starać się w trakcie walki, by zdobywać jak najwyższą ocenę. Dlaczego? Kolejna mechanika, którą twórcy zaimplementowali sprawia, że im wyższa ocena w trakcie walki tym bardziej muzyka się rozkręca. Przy najniższej ocenie D słyszymy proste brzdąknięcia, gdy docieramy do B/A muzyka staje się ostrzejsza, a gdy osiągamy S i wyżej dochodzą wokale, które potrafią doprowadzić do audiofilskiego orgazmu. Innymi słowy im jesteśmy lepsi, tym bardziej gra stara się pokazać jakim to jesteśmy koksem. A o to nie trudno, gdy połączymy charaktery bohaterów, ich zestawy ruchów oraz prowokacji z muzyką. A ta jest pełna energii i siły, a w pewnym stopniu też agresji. Potrafi podnieść ciśnienie i sprawić, że samo siedzenie przed monitorem jest w stanie spocić.

I tym epickim akcentem pozwólcie, że zakończę 2 sezon Legendarnych Soundtracków. Z nowymi odcinkami wracamy już na jesień. Trzymajcie się i bądźcie zmotywowani.

JA JESTEM BURZĄ, KTÓRA NADCHODZI! PROWOKUJE CZARNE CHMURY IZOLACJI!

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *