0

Jeśli usłyszycie od kogoś, że zamierza robić relację z Pyrkonu dzień po dniu oznaczać może to jedną z trzech rzeczy: ma kogoś od montowania/pisania materiałów, był tylko jeden dzień na konwencie albo spędził na terenie MTP maksymalnie 5 godzin dziennie. Pierwszy przypadek nie przeniesie emocji, które niósł za sobą Pyrkon. Dwa kolejne to idealny przykład tego, jak nie wykorzystuje się w pełni czasu konwentu. Mogę z czystym sumieniem oznajmić, że wykorzystałem tegoroczny Pyrkon na 100%. Niech świadczą o tym zakrwawione stopy, poranione ciało, ręce tak obolałe, że nie da się ich podnieść, gardło tak zniszczone, że trzeba porozumiewać się kartką, a także czas snu od piątku do niedzieli liczony łącznie w 6 godzinach. Oto relacja z Pyrkonu wykorzystanego na totalne maksimum!

No może przesadzam z tym totalnym maksimum, bo potrzebowałbym chyba Zmieniacza Czasu z Harry’ego Pottera, żeby dosłownie wszystko sprawdzić. Oprócz naszej przygody, rzecz jasna, opowiemy też o tym, co jeszcze można było zobaczyć na Pyrkonie, a co nasz zespół ominęło. Nim jednak przejdziemy do baśni 3 dni i 2 nocy, dla porządku pozwolę sobie na ponowne wyjaśnienie czym Pyrkon tak naprawdę jest. To coroczny konwent fanów fantastyki i wszelakiej popkultury, który może pochwalić się tytułem największego i najpopularniejszego tego typu konwentu. To tutaj, na obszernym terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich (MTP) odbywa się wielki zlot dziesiątek tysięcy pozytywnie zakręconych ludzi, którzy mogą się integrować z podobnymi sobie, uczęszczać w koncertach, warsztatach i prelekcjach, czy też wydawać ciężko zarobione pieniądze w krainie wystawców. – A to wszystko to zaledwie wierzchołek góry lodowej.

Powrócił!

Dzień 1 – Zwiedzamy i idziemy w Pogo!

Wejścia na teren konwentu zaczynały się już od godziny 12:00 w Piątek. Osoby, które odebrały bilety dzień wcześniej mogły wejść od razu. A co z całą resztą? Cóż, musieli swoje odczekać w kolejce, która ciągnęła się, chyba nie skłamię, na ponad kilometr. Robi wrażenie. Niestety przykra wiadomość jest taka, że tegoroczną edycję Pyrkonu odwiedziło mniej ludzi niż w roku ubiegłym. Są to, chronologicznie, liczby na poziomie 55 847 i 52 548. Jaka jest przyczyna takiego spadku? Można tylko domniemywać. Z jednej strony mogą być to zwiększona koszta biletów i trudność z dostępem do noclegu. Z drugiej, Pyrkon 2022 odbył się aż po dwuletniej Covid-owej przerwie, przez co ludzie mogli być spragnieni konwentów. Niemniej, tegoroczny wynik jest drugim najwyższym w historii Pyrkonu.

Wydawać by się mogło, że deszczowy czwartek zapowiada paskudną pogodę na konwent. Na szczęście Pyrkonowi szamani postarali się i swoimi rytuałami przyzwali piękną, letnią pogodę. Nasza Pyrkonowa drużyna pierścienia zaczęła swoją przygodę z samego rana. Jako, że po śniadanku mieliśmy czasu sporo czasu do otwarcia MTP postanowiliśmy pozwiedzać. Niestety, z jakiegoś powodu tylko i wyłącznie tego dnia otwarta była Palmiarnia, którą polecamy. Bardzo ładne miejsce. Wróćmy jednak do głównego celu naszej wizyty w Poznaniu. Po ominięciu szlacheckim krokiem długich jak diabli kolejek, weszliśmy na teren targów. Od razu zabraliśmy się za zwiedzanie. A wierzcie nam, że było, oj było, co zwiedzać. Cytując pewien klasyk: “Mają rozmach, skurwysyny”. Organizatorzy poszli na całość. Jeśli się nie mylę (a najpewniej się nie mylę), na Pyrkon przeznaczono cały teren MTP oprócz trzech nieznacznych hal. To najprawdopodobniej jedyna impreza, która czegoś takiego dokonała. Co za tym wszystkim idzie, do naszej dyspozycji oddano znacznie więcej hal i placów, a tym samym atrakcji.

Po ominięciu iglicy, ruszyliśmy w kierunku sceny plenerowej. Zostawiliśmy jednego z nas przy autobusie krwiodawstwa i dawców szpiku (Pamiętajcie, że niewiele trzeba, by być bohaterem), ominęliśmy strzelnicę, która była rok temu, dwie budki wewnątrz których czekała psychodela, a następnie niemal dwa razy większą strefę gastronomiczną niż w roku ubiegłym. A co ze sceną plenerową, na której już wkrótce można było uczestniczyć w koncertach przykładowo Jelonka czy Luny Haruny prosto z Japonii? Cóż, scena plenerowa, jak wojna, nigdy się nie zmienia. Hala z wioskami natomiast… Hala z wioskami strasznie się rozrosła. Wystawców było tak wielu, że momentami przy dużym obłożeniu nie było jak przejść. A co takiego można było odwiedzić oprócz znanej z zeszłego roku areny? Wypisywanie wszystkiego zajęłoby mi kilka dodatkowych akapitów, jednak można było zobaczyć m.in. strefę post-apo, herbaciarnię wujka Iroh (Avatar: The Last Airbender) oraz punkt dla poszukiwaczy przygód z gry Genshin Impact. Nieco dalej w tej samej hali była wyznaczona strefa integracyjna, gdzie można było odpocząć na jednym z setek leżaków, pobawić się na dmuchanym torze przeszkód i zjeżdżalni (Tak, dorośli też mogli), a także potańczyć przy Just Dance albo pośpiewać przy karaoke.

Wychodząc z hali wiosek i integracji minęliśmy ponownie strefę gastro zewnętrzną, a zaraz obok wewnętrzną. Wszystkich punktów z jedzeniem nie będziemy opisywać, jednak warto wspomnieć o punkcie z kraftowanymi napojami wyskokowymi. W tym roku również mogliśmy kupić limitowane Pyrkonowe piwa. Ale chodźmy dalej, bo następna hala była dla wielu najważniejszym punktem programu Pyrkonu. Mowa tutaj o krainie wystawców – istnym centrum kapitalizmu i wydawania ciężko zarobionych pieniędzy. W tym roku na handel wydzielono dwie strefy. Niewielką halkę dla niezależnych rękodzielników ze swoimi wytworami, a także wielką halę z niezliczoną ilością średnich i większych sprzedawców. Można tu było kupić wszystko. Od mang, przez gry planszowe, na cosplay’ach kończąc. W międzyczasie doszło do niewielkiego omdlenia, które zmusiło nas do przerwy i zasięgnięcia po pomoc medyczną, jednak zaraz po tym wróciliśmy do raju uzależnionych od zakupów. Po wydaniu dwóch wypłat, pobieżnie odwiedziliśmy halę z numerkiem szóstym, która praktycznie w ogóle nie zmieniła się względem roku poprzedniego. Ponownie została oddana na użytek wypożyczalni gier planszowych i bitewnych, jednak nic nie stało na przeszkodzie, by zagrać we własną grę. Zaraz za halą nr 6 czekał na nas nowy zestaw hal, które były w 2022 zamknięte. To właśnie w tych czterech mini halach mogliśmy pograć w gry fabularne RPG z własnym albo obcym Mistrzem Gry, wziąć udział w prelekcjach, pograć w strefie gamingowej, a także zainteresować się nieco bardziej cosplayem.

Na sam koniec zostało wielkie Poznań Congress Center, gdzie miały miejsce największe i najpopularniejsze prelekcje, dawano autografy i zdjęcia ze sławami pokroju Dmitrija Głuchowskiego, a także odbywały się koncerty.

Zwiedzanie i zakupy zwieńczyliśmy odwiedzinami w strefie gastro na smaczne małe co nieco, a dalej ruszyliśmy na nasz pierwszy wybrany oficjalny punkt programu – Belgijka. Tutaj wtrącę tylko, że jeśli nie znacie tego świetnego tańca to tracicie więcej niż myślicie. Niestety ja ze swoim stanem zdrowia wolałem nie ryzykować i musiałem całość obejrzeć z trybun, jednak wciąż bawiłem się przednio. Oglądanie jak ludzie tańczą i bawią się, sprawiało sporo radości. A momentami nawet rozśmieszało, bo musicie wiedzieć, że w tym roku jedyna belgijka była odtańczana na niewielkiej arenie, na której próbowała się zmieścić grubo ponad setka osób. Momentami taniec ten przypominał niechciane połączenie Circle Pit oraz Ścianę Śmierci, które zapewne możecie kojarzyć z koncertów metalowych. A skoro już o tym mówimy…

Po odłożeniu zdobytego lootu do hotelu i małym odpoczynku, wróciliśmy na teren Pyrkonu, gdzie swoje kroki skierowaliśmy w stronę Sceny Plenerowej, gdzie już wkrótce miał się odbyć koncert Jeremiah Kane, zespołu grającego niezwykle żywiołową muzykę łączącą synthwave, metal, a także nieco klimaty japońskie. I powiem szczerze, to był najprawdopodobniej najlepszy i najmocniejszy koncert w całym moim życiu. Energii i mocy jakie leciały z głośników nie da się opisać prostymi słowami. Wystarczy, że powiem, że wrociłem z obolałym całym ciałem od tańca, a także wieloma siniakami i zadrapaniami po pogo, a także z najwspanialszą zdobyczą tego roku – złapaną kostką gitarową samego Jeremiah Kane’a. Muszę kupić na nią gablotkę. W każdym razie, koncert zakończyliśmy nabuzowani adrenaliną i dopaminą. Niestety następny nasz krok był błędem, który kosztował nas wiele, zbyt wiele. Była północ, a my zdecydowaliśmy się pójść na film. Usiedliśmy i zaczęła schodzić z nas zebrana w trakcie koncertu para. Poczuliśmy zmęczenie, które już po 15 minutach filmu niemal nas uśpiło. Chcąc nie chcąc, musieliśmy się ewakuować. Jednak dla nas było już za późno. Nie byliśmy w stanie odzyskać utraconej energii i brać udziału w reszcie atrakcji. I w ten sposób, o 1:00 w nocy wróciliśmy do hotelu na sen.

Stawka nas nie puszcza na lepszą jakość filmiku
Mój ssssskarb

Dzień 2 – Chwała Ananasowi!

Czas na rundę drugą. Po krótkim śnie i szybszym śniadaniu ruszyliśmy z powrotem na teren targów, jednak wcześniej zahaczyliśmy o biedronkę, żeby kupić… ananasa. Być może słyszeliście, a być może nie, ale od kilku lat na Pyrkonie panuje tradycja pochodu ananasa. W dużym skrócie polega to na tym, że na jakąś godzinę wszyscy przemieniają się w kult, bezrozumne zombie czy lemmingi, które prowadzone przez króla ananasa wykrzykują różne hasła na czele z prostym “Ananas!”. O istnieniu pochodu i kultu ananasa dowiedzieliśmy się rok temu przypadkiem, gdy jedliśmy obiad, a wyznawcy przechodzili obok nas. Wyglądało to co najmniej epicko, więc nie mogliśmy sobie pozwolić na przegapienie tegorocznego pochodu. I wyobraźcie sobie nasze rozczarowanie, gdy dotarliśmy z rana na miejsce zbiórki, a tam informacja, że pochód został przeniesiony na wieczór. No nic, mówi się trudno i trzeba poczekać.

Nim jednak do tego miało dojść postanowiliśmy wypełnić sobie czas różnymi aktywnościami. Minął już jeden dzień konwentu, a my wciąż nie byliśmy na żadnej prelekcji. I tak też nasz wybór padł na godzinny wykład o tym, jak prowadzić przyjazną i bezpieczną graczom sesję RPG. Po prelekcji swoje kroki skierowaliśmy na strefę poświęconą mandze i anime One Piece, której jestem wielkim fanem. Posłuchałem koncertu, odśpiewałem z resztą weebów hymn rzeczonego anime (Bo czemu by nie), a następnie zrobiliśmy mały pochód wokół targów. Na samym końcu strzeliliśmy sobie wspólną fotkę.

Źródło: TikTok, @loleczkovataaa

Wydawać by się mogło, że po meetingu fanów One Piece próżnowaliśmy, jednak nie byłaby to do końca prawda. Przez następne 4-5 godzin nie udało nam się dostać na prelekcję, warsztaty ani żadną inną aktywność. W zasadzie chodziliśmy od jednego punktu do drugiego próbując się załapać na cokolwiek, bezskutecznie. Jednak w trakcie tej bezcelowej podróży coś zrozumieliśmy – POTĘGĘ ANANASA. Ludzie na widok noszonych przez nas ananasów padali na kolana i sławili modły. Szybko podłapaliśmy temat i zaczęliśmy błogosławić każdego, kto zauważył wspaniałość ananasa; często modyfikując znane nam z innych religii błogosławieństwa i tworzyć własne. Można wręcz powiedzieć, że staliśmy się swego rodzaju kapłanami ananasa, a także… reklamą zbliżającego się pochodu. Inni Pyrkonowicze niejednokrotnie brali nas za organizatorów marszu i dopytywali o szczegóły pochodu. Oczywiście wyprowadzaliśmy ich z błędu, ale też dawaliśmy wszelkie szczegóły tyczące się marszu. Po pewnym czasie trafiliśmy na prelekcję, w trakcie której tworzyliśmy własną teorię spiskową. I nie zgadniecie czego ona dotyczyła. Ananasa. Czasami warto głośno krzyczeć i machać ananasem. W każdym razie, po prelekcji przyszedł czas na marsz i coś czego się kompletnie nie spodziewaliśmy…

Była godzina 17:50, jeszcze 10 minut i zacznie się pochód. Jednak my nie widzieliśmy żadnego organizatora, żadnego wyznawcy, nikogo. Baliśmy się, że błędnie zrozumieliśmy informacje o zbiórce. Wtedy wpadliśmy na pomysł: “A może krzykniemy “Ananas” i ktoś przyjdzie?”. Zrobiliśmy to i cóż… Niemal natychmiast pojawił się odzew. Nie minęło kilkanaście sekund, a za nami pojawiła się przynajmniej setka skandujących ludzi. Doszło do tego, że niechcący zaczęliśmy własny pochód ananasa, który prowadziliśmy przez dobrych 5 minut, aż do momentu, w którym przybiegł skołowany prawdziwy organizator, który przejął od nas dowodzenie. I tak też przez ponad godzinę chodziliśmy z kultem ananasa po terenie targów bez przerwy skandując różne hasła i wymachując ananasem. A co jeśli nie miałeś siły i bolało cię gardło? No wiesz, każdego szkoda, trzeba się drzeć dalej. Zmęczeni, ale szczęśliwi jak nigdy, zakończyliśmy marsz i ruszyliśmy na dalsze punkty programu.

Źródło: oficjalna grupa Pyrkonowiczów na Facebook’u

Wydawać by się mogło, że już nic mocniejszego i lepszego nas nie czeka. I może to być prawda, jednak kolejne wydarzenia dnia drugiego nie stały daleko w tyle za pochodem ananasa. Udaliśmy się po autograf do Dmitrija Głuchowskiego, jednak nie zdążyliśmy i musieliśmy zrobić podejście numer dwa następnego dnia. Wszystko z powodu zbliżającego się koncertu kooperacyjnego dwóch zespołów Żywiołaka i Kos, grającego folkową muzykę dosyć podobną do sławnego Percivala. Pierwsza połowa była dosyć spokojna, lecz w pewnym momencie wszystko jak nie pieprzło… Nim się obejrzeliśmy cała sala stała przed sceną, krzyczała i tańczyła. Wyszliśmy równie zadowoleni, co zmęczeni. Następnie, nauczeni poprzednim wieczorem, wciąż nabuzowani postanowiliśmy udać się na kolejny koncert, a może i organizowaną przez Pyrkon nocną imprezkę. Jednak po drodze coś nam przeszkodziło, plany się zmieniły, a my wróciliśmy do hotelu o 4 rano, żeby…

Dzień 3 – Panie i panowie, oto Percival!

Żeby wstać o 7 i biec na dalszą część Pyrkonu. Na szczęście (Bądź też nie) niedziela była najlżejsza ze wszystkich dni. Zdobyliśmy autograf Głuchowskiego, a potem udaliśmy się na koncert zespołu Percival, który słynie między innymi ze stworzenia Legendarnego Soundtracku do Wiedźmina 3: Dziki Gon, a już wkrótce z muzyki do 3 sezon Netflixowego The Witcher. Aczkolwiek jeśli ktokolwiek spodziewał się usłyszeć muzykę ze wspomnianej przed chwilą gry, srogo się rozczarował, gdyż Percival zagrał premierowy koncert swojej najnowszej płyty Slava 4, a zakończył przedpremierowym zagraniem utworu z serialu, który, wybaczcie moją złośliwość, będzie zapewne najmocniejszym elementem całego sezonu. Jeśli przeczytaliście powyższy fragment o koncercie Żywiołaków i Kos, to nie będę się powtarzał, gdy Percival przebiegł wręcz identycznie. Powiem jeszcze tylko tyle, że warto zainteresować się płytą, gdyż zapowiada się OGIEŃ!

Wraz z końcem Percivala, uświadomiliśmy sobie, że zbliża się inny koniec. Jeszcze tylko chwila, a bramy Pyrkonu się zamkną. Pochodziliśmy jeszcze po strefie wystawców, by upewnić się, czy kupiliśmy wszystko, co chcieliśmy, a następnie poszliśmy pooglądać warsztaty z obsługi broni ciężkiej ze świata Warhammera 40,000. Z bólem serca opuściliśmy rejon targów, wiedząc że trzeba wrócić do szarej codzienności. Jest jednak światełko w tunelu, gdyż kolejna edycja Pyrkonu odbędzie się pomiędzy 14 a 16 czerwca 2024 roku. Warto zapisać tą datę, gdyż ogłoszono już, że targi odwiedzi m.in. Clive Standen, aktor grający w serialu Wikingowie, a na scenie zagra nie kto inny jak Nocny Kochanek. Dla chętnych, bilety są już dostępne do kupienia.

Oj, działo się!

Po wszystkim co zostało wyżej napisane wydawać by się mogło, że w ciągu tych trzech dni niewiele zrobiliśmy, jednak to nie takie proste do zrozumienia jak mogłoby się wydawać. Każdy punkt programu, każda jedna rzecz jaką zrobiliśmy, zrobiliśmy na 100%. Wyciągnęliśmy z całego konwentu wszystko co się działo. I zdecydowanie nie byliśmy jedynymi, gdyż takich jak my było tysiące. Każdy coś zrobił i coś osiągnął. Wszyscy dawali z siebie wszystko, by się dobrze bawić, a jednocześnie sprawić jeszcze więcej frajdy innym. Co najbardziej podobało nam się w tegorocznym Pyrkonie?

O dziwo nic, o czym mogliście przeczytać w powyższym tekście. Tym co było najwspanialsze byli inni ludzie. Niemal nigdzie nie spotkacie się z tak pozytywną energią, jaką niosą z sobą inni Pyrkonowicze. Wszyscy mają pasje, którym oddają się w pełni i nie wstydzą się tego. Pokazują ją innym i poznają ludzi podobnych sobie. A nawet, jeśli napotkacie kogoś skrajnie innego niż wy, i tak się dogadacie. Tutaj wszyscy nadają na tych samych falach. Ciężko mi zliczyć jak wiele wspaniałych osób poznałem w ten jeden weekend. Czy to w kolejkach, czy to dosiadając się do kogoś w ławce, skacząc i drąc się z nim na koncercie. Parafrazując monolog pewnego wielkiego poety, to właśnie te przypadkowe spotkania przynoszą masę frajdy i wspaniałych wspomnień. A teraz chciałbym podziękować wszystkim Pyrkonowiczom za najwspanialszy weekend od lat! Właśnie ta fantastyczna atmosfera sprawia, że co roku tak bardzo wyczekuję czerwca. Niestety, ale Pyrkon 2023 dobiegł już końca. Do zobaczenia moi drodzy już za rok!

10.0

Ocena autora

Podsumowanie

Zawartość
10.0
Pyrkonowicze
10.0
Muzyka
10.0
Gameplay
9.9
Ocena ogólna
10.0
Zalety
  • Niezliczona ilość zawartości

  • Świetna, różnorodna ścieżka dźwiękowa

  • Postacie innych graczy są kolorowe, ciekawe i przyjazne. Łatwo nabyć nowe przyjaźnie

  • Pochód ananasa

  • Daje masę emocji i pozostawia wspaniałe wspomnienia

Wady
  • Nowe Pyrki mogą czuć się przytłoczone ilością zawartości

  • Ciało i struny głosowe potrafią ucierpieć

  • Limit 3 dni to skandalicznie za mało

  • Cena biletu może wielu niesłusznie odstraszyć

Coroczny memik

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *