Jeśli mam być szczery to nie jestem specjalnie fanem twórczości H.P. Lovecrafta. Nigdy mnie do siebie nie przyciągnęła. Moja wiedza na temat tego uniwersum kończy się na tym, że są jacyś kultyści, wielki przedwieczny Cthulhu i masa innych mackowatych potworów, a wszystko w stylistyce horroru. Jednak mimo to postanowiłem...
Jeśli mam być szczery to nie jestem specjalnie fanem twórczości H.P. Lovecrafta. Nigdy mnie do siebie nie przyciągnęła. Moja wiedza na temat tego uniwersum kończy się na tym, że są jacyś kultyści, wielki przedwieczny Cthulhu i masa innych mackowatych potworów, a wszystko w stylistyce horroru. Jednak mimo to postanowiłem sprawdzić się w Madshot, które to właśnie operuje światem Lovecrafta.
Za grę odpowiada studio Overflow, znane z m.in… W zasadzie nie za bardzo znane. A przynajmniej przeze ze mnie. Patrząc w portfolio developerów można znaleźć kilka dobrze ocenianych gier-łamigłówek na gogle Wirtualnej Rzeczywistości. Ciekawa jest więc próba stworzenia przez nich Rogue-like’a, tak bardzo odmiennego od ich dotychczasowych produkcji. Czy podołali zadaniu? Na to pytanie postaramy się odpowiedzieć po premierze. Na chwilę obecną musicie się zadowolić naszymi pierwszymi wrażeniami, które nomen omen są pozytywne.
Uwielbiam rogaliki, choć przyznaję się bez bicia, że nie sprawdziłem każdego jednego. Jednakże w tych najważniejszych mam przegrane dziesiątki godzin. Niech przykładami będą The Binding of Isaac: Rebirth, Hades, czy BPM: Bullets Per Minute. Czy Madshot dołączy do tego zacnego grona? Jest na to szansa, ale najpierw musimy poczekać, aż gra wyjdzie ze wczesnego dostępu i pokaże pełnie swoich możliwości. Jednak już teraz jest naprawdę dobrze. Spędziłem z grą 5 godzin, co jest skandalicznie krótkim czasem jak na rogue-like’a. Dla porównania pierwsze pokonanie Hadesa w, cóż, Hadesie zajęło mi 6-7 godzin. Aczkolwiek tych parę godzin pozwoliło mi zrozumieć czym Madshot jest.
W grze wcielamy się w zamaskowanego mężczyznę, który rusza na krucjatę przeciwko demonom. Tym platformowym 2D rogalikiem rządzą się te same prawa co innymi przedstawicielami tego gatunku. Pojawiamy się na arenie, pokonujemy przeciwników, idziemy do kolejnej areny, aż na samym końcu mierzymy się z bossem poziomu. Dalej mamy kolejny poziom, kolejne areny, przeciwników i tak dalej, aż do finalnego przeciwnika. Choć nie dotarłem jeszcze do niego, śmiało mogę założyć, że jest nim sam Cthulhu. Cała mapa świata to pajęczyna pełna rozgałęzień, w której poruszać możemy się tylko do przodu. Nie możemy wracać się do już raz odwiedzonych miejsc, by pójść w inną odnogę.
W Madshot’cie dostrzegam wiele podobieństw do fenomenalnego Hadesa. To dobra rzecz, bo jak kraść i inspirować się, to od najlepszych. Każda arena oferuje inną nagrodę. Jedna to pieniądze, za które możemy kupować przedmioty w sklepie, dostępne tylko dla tego konkretnego podejścia. Druga to Przemiany modyfikujące nasze możliwości, które chyba najbardziej przypominają mi Hadesa. Mamy do wyboru trzy możliwości, które dla przykładu mogą sprawić, że nasze ataki będą spowalniać wrogów, dawały szanse na wyssanie ich zdrowia, albo nakładały na nich klątwę. Trzecia to Eter – waluta, która zostaje z nami nawet po śmierci. Fiolki uzdrawiające postać, a często powiększające jej pasek zdrowia. A także ulepszenia zdobytych już przemian. Na mapie możemy natrafić również na Abominacje, czyli swego rodzaju bossów, po pokonaniu których otrzymujemy dwie losowe nagrody. W trakcie naszej wędrówki możemy napotkać na różne wydarzenia. Możemy wejść do jakiegoś budynku, by odkryć w nim schowek ze złotem albo nawet splugawiony ołtarz, po interakcji z którym możemy dostać jakieś bonusy. Podobnie losowo pojawiają się NPC, którzy mogą nam coś zaoferować w zamian za coś innego. Często są to pieniądze albo ofiara z własnego ciała.
Jeśli mowa o mechanice to ta jest porządnie wykonana. Poruszanie się jest dynamiczne, a przede wszystkim bardzo responsywne. Im dalej w las, tym na ekranie więcej się dzieje i musimy wykorzystywać nasze zdolności do poruszania się do maksimum. Podwójny skok, przyczepianie się do ścian, odbijanie od nich, huśtanie na łańcuchach, a także uniki w stylu Dark Soulsów to umiejętności niezbędne do opanowania, jeśli nie chcemy zginąć w pierwszych minutach. Musimy być szybcy i precyzyjni. Innymi słowy sterowanie jest przyjemne i dynamiczne, choć jak na ironie animacje wydają się nieco ślamazarne.
Po śmierci nie trafiamy do głównego menu, jak chociażby w takim The Binding of Isaac. Zamiast tego odradzamy się w rezydencji, lobby podobnym do podziemi w Hadesie. Możemy tam zmienić naszą maskę, co da nam inną umiejętność specjalność. Jednak, żeby maskę odblokować musimy wydać kryształy, które dostajemy tylko po zwycięskiej walce z bossem. W rezydencji możemy również porozmawiać z lokajem albo przystanąć na moment przy stole z transmutacjami. Przy tym pierwszym możemy wybrać jeden z trzech rytuałów, czyli wyzwań, po których wykonaniu otrzymujemy nagrody. Dla przykładu nowe transmutacje albo bronie. Przy tym drugim natomiast możemy założyć na siebie poszczególne transmutację ulepszające nas, np. zwiększenie podstawowego zdrowia albo zdolność do przyciągania esensji z dalszych odległości. Niestety ilość slotów na te transmutacje mamy ograniczoną. I tutaj do gry wkracza Eter, za który możemy nie tylko wykupywać większą ilość miejsca, ale i zwiększać statystyki danych transmutacji.
Zawartości jest tu bardzo dużo, a warto przypomnieć, że to wciąż Wczesny Dostęp, więc twórcy z pewnością dodadzą jeszcze więcej rzeczy.
Przechodząc do spraw nieco bardziej technicznych to również tutaj twórcom należą się duże brawa. Optymalizacja to pryma sort. Wszystko jest piękne i płynne. Nawet, gdy na ekranie dzieje się bardzo dużo. Jeśli mowa o oprawie audio-wizualnej, to tutaj też nie ma miejsca na narzekania. Każdy poziom ma swój własny motyw muzyczny, mocny i podnoszący adrenalinę. Jest dobrze, ale na chwilę obecną nie są na tyle zapamiętywalne, żeby załapać się do Legendarnych Soundtracków. Oprawa graficzna jest ładna i może stać z podniesionym czołem w tym samym szeregu, co starsi i słynniejsi bracia gatunku.
Natomiast bardzo mnie zaskoczyła możliwość wyboru polskiej wersji językowej. Jest na wysokim poziomie. Jednak ma kilka nieznacznych problemów. W ciągu całej gry natrafiłem na parę słów będących wciąż po angielsku. Zdarzają się również błędy wynikające ze złego przetłumaczenia niektórych słów.
Podsumowując moje pierwsze wrażenia z Madshota są jak najbardziej pozytywne. Już teraz gra wygląda i działa świetnie, oferując masę zawartości. Gdyby miała premierę w takiej postaci prawdopodobnie mało kto by narzekał. Jednak na dniach gra wystartuje na Steamie we Wczesnym Dostępie z obietnicą jeszcze większego rozbudowania. Nie wiem jak wy, ale ja z pewnością będę śledził rozwój tej produkcji.
Artykuł powstał na podstawie kopii przedpremierowej dostarczonej przez wydawcę.