Battlefield czy Call of Duty? Ta dyskusja trwa od lat i nic nie wskazuje na to, by miała się kiedykolwiek zakończyć. Choć swój udział w tej wojnie rozpocząłem od pierwszego Call of Duty, to premiera Battlefielda 2 całkowicie skradła moje serce i na lata związała mnie z tą właśnie...
Battlefield czy Call of Duty? Ta dyskusja trwa od lat i nic nie wskazuje na to, by miała się kiedykolwiek zakończyć. Choć swój udział w tej wojnie rozpocząłem od pierwszego Call of Duty, to premiera Battlefielda 2 całkowicie skradła moje serce i na lata związała mnie z tą właśnie serią. Spędziłem setki godzin przy każdej odsłonie, a w trzeciej, czwartej i mojej ukochanej pierwszej – tysiące. Mimo mojego oddania musiałem pogodzić się z faktem, że ta rywalizacja zawsze przypominała sinusoidę, a zwycięstwo co jakiś czas wpadało w ręce Call of Duty. Czy po kilku potknięciach z ostatnich lat Battlefield 6 ma szansę odzyskać koronę króla strzelanek? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że tak, choć wciąż pozostaje pytanie, czy nie są to nadzieje na wyrost.
Na kolanie spisane
Nie da się ukryć, że najważniejszym elementem Battlefielda jest tryb wieloosobowy i to jemu poświęcę większość niniejszej recenzji. Zanim jednak do niego przejdziemy, warto zatrzymać się na chwilę przy kampanii fabularnej, której i tym razem nie zabrakło. Od pewnego czasu widać było, że DICE, odpowiedzialne za poprzednie odsłony, miało coraz większe trudności z tworzeniem wciągających historii. Ostatecznym tego dowodem był całkowity brak kampanii w Battlefieldzie 2042. Wraz z powstaniem Battlefield Studios, w skład którego oprócz DICE wchodzą trzy inne zespoły, oraz zapowiedzią Battlefielda 6, postanowiono powrócić do trybu dla pojedynczego gracza. Z jednej strony to miły gest i dobrze, że kampania w ogóle się pojawiła. Z drugiej jednak, jej poziom pozostawia wiele do życzenia. Uważam, że wypada lepiej niż w Battlefieldzie 1 (z pominięciem genialnego prologu) czy Battlefieldzie V, jednak wciąż nie dorównuje legendarnemu Bad Company 2, ani też trójce czy nawet czwórce.
Nie bardzo wiem nawet, od czego zacząć, bo fabuła zwyczajnie się nie klei. Widać, że twórcy mieli dobre chęci i pewien pomysł na wciągającą historię wojenną z domieszką spisków i politycznych intryg. Problem w tym, że do napisania scenariusza zabrali się ludzie, którzy najwyraźniej nie do końca wiedzieli, jak to zrobić. W efekcie otrzymaliśmy coś, co w najlepszym wypadku da się przejść i przetrawić, o ile wcześniej całkowicie wyłączyć myślenie.
Historia opowiada o konflikcie zbrojnym między siłami NATO a fikcyjną organizacją paramilitarną PAX. Wcielamy się w oddział Marines, którego członkami kierujemy naprzemiennie w zależności od misji. Naszym zadaniem jest… właściwie co? Nawet po ukończeniu całej, pięciogodzinnej kampanii trudno jednoznacznie stwierdzić, o co w niej chodziło. Czy mieliśmy powstrzymać PAX przed zniszczeniem świata? A może dorwać jednego z jej przywódców? I jaki właściwie był cel tej organizacji? Gra nie udziela jasnych odpowiedzi. Wiemy jedynie, że wybuchła wojna, a PAX jest „zły, bo tak”. Reszta to ciąg przypadkowych misji, które jedynie pozornie łączy wspólny wątek.
Szczególnie szkoda potencjału głównych bohaterów, którzy mogli stać się naprawdę charyzmatyczną ekipą. Drużyna ta mogłaby śmiało rywalizować z kultowym zespołem z serii Bad Company, gdyby tylko zrobiono to dobrze i nie po łebkach. Niestety, mimo że postacie mają pewne cechy charakterystyczne, w gruncie rzeczy są płaskie, pozbawione głębi i jakiegokolwiek tła. Najgorsze jest jednak to, że między nimi nie czuć żadnej chemii. To wszystko sprawia, że ich los staje się nam całkowicie obojętny.
Z bólem muszę przyznać, że nawet kampanie z konkurencyjnej serii Call of Duty często oferowały ciekawsze i lepiej napisane historie.
Na szczęście Battlefield 6 błyszczy zarówno pod względem technicznym, jak i gameplayowym. Misje to prawdziwy przegląd najlepszych hitów znanych z gier akcji. Oprócz klasycznych, dynamicznych strzelanin znajdziemy tu misje skradankowe, snajperskie, sekwencje z jazdą czołgiem i wiele więcej. Każda z nich została dopracowana w najmniejszych szczegółach. Szczerze mówiąc, pod tym względem trudno znaleźć cokolwiek, do czego można by się przyczepić. Projekt poziomów stoi na najwyższym poziomie, przerywniki filmowe robią doskonałe wrażenie, a skrypty często potrafią skutecznie podnieść tętno. Różnorodność zadań sprawia, że rozgrywka ani przez chwilę się nie nudzi. Już dawno nie bawiłem się tak dobrze i jednocześnie tak satysfakcjonująco w żadnym FPS-ie.
Dodajmy do tego fenomenalną oprawę audiowizualną i otrzymujemy coś naprawdę wyjątkowego. Choć nie mogę powiedzieć, że Battlefield 6 to najładniejsza gra tego czy nawet zeszłego roku, to wciąż prezentuje się znakomicie. Efekty dźwiękowe robią ogromne wrażenie, a muzyka, która towarzyszy nam w trakcie rozgrywki, należy do ścisłej czołówki. Z mojej fanbojskiej perspektywy brakuje jedynie mocniejszego zaakcentowania motywu przewodniego serii. Jeśli nawet się pojawia, to jest go niewiele i łatwo ginie w gąszczu pozostałych, równie znakomitych utworów.
Jak do tego doszło, nie wiem
Już teraz drobny akapit chciałbym poświęcić dwóm aspektom gry, które są niezwykle ważne, a przy tym pozytywnie mnie zaskoczyły. Pierwszym z nich jest optymalizacja. Battlefield 6 to, moim zdaniem, najlepiej zoptymalizowana wysokobudżetowa gra roku 2025 i mówię to z pełnym przekonaniem.
Testowałem ją na komputerze wyposażonym między innymi w kartę graficzną RTX 5080 oraz procesor Ryzen 7 9800X3D, w rozdzielczości 4K i przy najwyższych możliwych ustawieniach graficznych. Przez cały czas gra utrzymywała stabilne 75–80 klatek na sekundę i nie łapała zadyszki nawet w najbardziej efektownych, pełnych szczegółów scenach. A warto przypomnieć, że Battlefield 6 to produkcja o imponującej oprawie graficznej, rozgrywająca się na ogromnych, otwartych i pełnych detali mapach. Włączenie DLSS w trybie jakości dodało kolejne 20 klatek, nie powodując przy tym żadnego zauważalnego pogorszenia jakości obrazu. Dodatkowo, podobnie jak wiele współczesnych tytułów, gra wspiera technologię generowania klatek, co pozwala osiągnąć imponujące 260–300 fps. Chciałbym, aby zarówno duzi, jak i mniejsi deweloperzy wzięli przykład z Battlefield Studios i w końcu nauczyli się, jak należy tworzyć dobrze zoptymalizowane gry.
Battlefield 6 to jedna z tych produkcji, które oferują pełny polski dubbing. Zazwyczaj, gdy tylko mam taką możliwość, natychmiast przełączam się na oryginalną, angielską wersję językową. Seria Battlefield nie była tu nigdy wyjątkiem, bo polski dubbing w poprzednich odsłonach zazwyczaj nie był najwyższych lotów, no może z wyjątkiem legendarnego Bad Company 2. Tym razem jednak już samo intro zaświeciło w mojej głowie specjalną lampkę, że może być inaczej. Postanowiłem więc dać polskiemu dubbingowi szansę i nie zawiodłem się. Polscy aktorzy spisali się znakomicie, zagrali w sposób naturalny i przekonujący. Przez bitych pięć godzin kampanii, a później ponad dziesięciu trybu wieloosobowego, ani na moment nie przyszło mi przez myśl, by przejść do angielskiej wersji. Polska lokalizacja Battlefielda 6 jest po prostu świetna.
Witaj na Polu Bitwy!
No dobrze, ale jak to jest z tym trybem wieloosobowym? W końcu od zawsze to właśnie on był główną osią serii. Czy jest dobrze?
Nie! Absolutnie nie! Bo Battlefield 6 jest po prostu rewelacyjny. To świetna, dopracowana odsłona, która wciągnęła mnie bez reszty niczym niegdyś uwielbiany Battlefield 1. Od tamtej pory żadna część serii nie potrafiła przykuć mojej uwagi na tak długo i z taką intensywnością jak właśnie szósta. Ale po kolei. Spróbujmy rozłożyć tę grę na czynniki pierwsze, by zrozumieć, dlaczego jest tak udana. Muszę jednak zaznaczyć już na wstępie, że choć mamy do czynienia z prawdziwie piękną różą, to nie sposób nie zauważyć, że ma ona również swoje kolce.
Twórcy przygotowali dla nas łącznie osiem map i muszę przyznać, że początkowo nie mogłem się do nich przekonać. Owszem, są ładne, szczegółowo wykonane i technicznie dopracowane, ale brakowało mi w nich rozmachu znanego z wcześniejszych odsłon oraz charakteru, który sprawiał, że chciało się do nich wracać i na zawsze zapisały się w naszej pamięci. Takie cechy miały mapy chociażby z Bad Company 2, Battlefielda 3 i 4 czy jedynce, natomiast w szóstce początkowo tego nie czułem. To się jednak z czasem zmieniło, przynajmniej częściowo. Widać, że nad projektem pracowali ludzie, którzy naprawdę wiedzą, co robią. Mapy są przemyślane, dobrze zbalansowane i zapewniają świetne tempo rozgrywki. Trudno tu zrzucać winę za porażkę na samą konstrukcję poziomów, z czym w poprzednich częściach bywało różnie.
Na pochwałę zasługuje także ich różnorodność. Układ terenu i zabudowań sprawia, że niemal za każdym razem trzeba przemyśleć, jaką klasą i z jakim wyposażeniem ruszyć do walki. Każda mapa wymaga nieco innego stylu gry i doboru klasy postaci. W poprzednich częściach korzystałem właściwie z dwóch stałych zestawów uzbrojenia i gadżetów, tutaj natomiast musiałem ciągle eksperymentować i dostosowywać wyposażenie do sytuacji.
I tak, klasy postaci. Na początku miałem z nimi pewien problem i do zmian podszedłem z rezerwą, zwłaszcza mając w głowię porównanie do najstarszych, a moim zdaniem najlepszych odsłon serii. Jednak z czasem musiałem posypać głowę popiołem i przyznać, że twórcy podjęli kilka naprawdę trafnych decyzji projektowych. Przede wszystkim, bronie nie są już przypisane do konkretnych klas. Nic nie stoi na przeszkodzie, by zwiadowca biegał z pistoletem maszynowym, a inżynier chwycił za karabin wyborowy. To bardzo dobra zmiana, bo daje graczom większą swobodę i pozwala dopasować styl gry do własnych preferencji. Nie trzeba już wybierać klasy, której nie lubimy, tylko dlatego, że oferuje ulubioną broń.
Oczywiście, jak wspominałem wcześniej, każda mapa wymaga innego podejścia, dlatego często będziemy zmieniać zarówno klasy, jak i uzbrojenie. Ta elastyczność sprawia, że rozgrywka jest bardziej dynamiczna, a eksperymentowanie z różnymi kombinacjami staje się po prostu przyjemne i wyjątkowo satysfakcjonujące.
Klasy różnią się przede wszystkim cechami i gadżetami. Na pierwszy rzut oka może nie brzmi to na coś wyjątkowo istotnego, ale w praktyce sprawia, że każda z nich oferuje zupełnie inny styl rozgrywki. Każda ma swoją jasno określoną rolę i każda jest na swój sposób użyteczna. Niezależnie od tego, którą wybierzesz, nie będziesz czuł się gorszy od innych ani miał wrażenia, że zdobywasz mniej punktów tylko dlatego, że grasz inną klasą. Warunek jest tylko jeden – trzeba grać zgodnie z rolą, jaką dana klasa pełni.
Warto przy tym przypomnieć coś, o czym wielu graczy zapomina, a nowi mogą w ogóle nie wiedzieć – Battlefield to nie jest gra nastawiona wyłącznie na zabijanie. To tytuł drużynowy, w którym ważniejsze od twojego K/D jest wykonywanie celów i współpraca z zespołem. Właśnie dlatego zwycięża nie ten, kto ma najlepsze statystyki, ale ten, kto potrafi grać zespołowo, skutecznie pełnić swoją funkcję i wykonywać cele misji.
A jakie dokładnie role pełnią dane klasy? Zwiadowca, jak sama nazwa wskazuje, skupia się na rozpoznaniu, namierzaniu pozycji wroga i działaniach sabotażowych. Klasa Wsparcia koncentruje się na pomocy sojusznikom – dostarczaniu amunicji, leczeniu i reanimacji. Inżynier to specjalista od walki z pojazdami wroga oraz wsparcia maszyn sojuszniczych. Natomiast Szturmowiec to klasa stworzona do bezpośredniej konfrontacji. Jego zadaniem jest przełamywanie linii przeciwnika i torowanie drogi pozostałym członkom drużyny. Musi więc nie tylko skutecznie eliminować wrogów, ale też stale przeć naprzód i utrzymywać tempo natarcia.
Jak już wspomniałem, każda klasa dysponuje własnym zestawem gadżetów, a każdy z nich ma inne zastosowanie. Jeśli chodzi o samo uzbrojenie, do dyspozycji mamy aż 41 broni podzielonych na siedem kategorii — między innymi karabiny szturmowe, LKM-y czy karabiny snajperskie. Każdą z nich możemy modyfikować, zmieniając wybrane elementy, takie jak celowniki, lufy czy magazynki. Nie zabrakło też opcji czysto kosmetycznych, czyli kamuflaży. I na szczęście, dla purystów wojskowego klimatu, nie znajdziecie tu żadnych jaskrawych, rażących oczu malowań rodem z… Sami doskonale wiecie skąd. Wszystko utrzymane jest w tematyce militarnej i dobrze wpisuje się w klimat pola bitwy.
No dobrze, ale jak to wszystko odblokować? Przecież nie wszystko jest dostępne od razu, prawda? A prawda! Nową zawartość zdobywamy na kilka sposobów, w zależności od rodzaju przedmiotu. Najbardziej oczywistą metodą jest awansowanie na kolejne poziomy postaci, co odblokowuje nowe bronie, gadżety i wyposażenie. Innym sposobem jest wykonywanie zadań, które często wymagają od nas konkretnego stylu gry lub osiągnięcia określonych celów. Ostatni sposób dotyczy elementów modyfikacji broni. Te zdobywamy, korzystając z danej spluwy i rozwijając jej poziom mistrzostwa. Im wyższy poziom, tym więcej części i ulepszeń możemy do niej odblokować.
Dostępne w grze zadania, określane tutaj jako Wyzwania, są bardzo różnorodne i opierają się na wielu odmiennych celach. Eliminowanie wrogów to tylko jeden z nich. Równie często gra zachęca nas do działań wspierających drużynę, realizowania konkretnych celów taktycznych, a nawet próbowania różnorakich trybów gry. W ten sposób Battlefield udowadnia, że nie jest prostą strzelanką nastawioną wyłącznie na zabijanie wrogów, a oferuje znacznie więcej i wymaga od nas znacznie więcej. Warto wykonywać Wyzwania, ponieważ nagrody za ich ukończenie to nie tylko solidna porcja doświadczenia i elementy kosmetyczne, lecz także nowe bronie, gadżety i inne przydatne narzędzia, które realnie wpływają na rozgrywkę.
Na start otrzymaliśmy osiem trybów rozgrywki, z czego dwa to klasyka gatunku — Zespołowy i Drużynowy Deathmatch. Zasady są proste: wygrywa drużyna (lub zespół), która jako pierwsza osiągnie wymaganą liczbę eliminacji. Najbardziej kultowym i zarazem najpopularniejszym trybem pozostaje jednak Podbój. Dwa zespoły rywalizują na rozległej mapie o punkty kontrolne, a zwycięża ten, kto utrzyma je przez dłuższy czas. Podobny, lecz bardziej kameralny w formie, jest tryb Dominacji, który rozgrywa się na mniejszych mapach i nie oferuje pojazdów. Zaraz obok Podboju, równie rozpoznawalnym trybem jest Szturm. Tutaj jedna drużyna broni dwóch celów, a druga próbuje je wysadzić. Pokrewnym trybem jest Przełamanie, w którym zamiast wysadzania celów chodzi o ich równoczesne przejęcie. W trybie Król wzgórz na mapie co pewien czas pojawia się punkt do zdobycia. Drużyny walczą o jego kontrolę, a im dłużej utrzymują go w swoich rękach, tym więcej punktów zdobywają. Ostatnim z dostępnych trybów jest Eskalacja — rozgrywana na dużych mapach i koncepcyjnie zbliżona do Podboju. Tu również walczymy o kontrolę nad terytoriami, a zwycięża zespół, który jako pierwszy przejmie trzy strefy.
Jeśli jednak komuś to nie wystarcza to spokojna głowa — Battlefield 6 ma na to rozwiązanie. Gra oferuje przeglądarkę serwerów, które mogą zakładać sami gracze, ustalając przy tym własne zasady rozgrywki. Dodatkowo dzięki niezwykle rozbudowanemu Battlefield Portal gracze mogą tworzyć niemal wszystko, co tylko przyjdzie im do głowy. Nowe, nieoficjalne mapy i tryby to jedynie kwestia czasu. Jako ciekawostkę, a zarazem dowód na to, jak rozwinięty jest Battlefield Portal mogę wspomnieć o pewnym graczu, któremu udało się zrobić w Battlefieldzie 6 prowizorycznego… Space Invadera. Myślę, że prędzej czy później pojawi się ktoś z odpowiedzią na to jedno jedyne pytanie: czy Battlefield 6 odpali Dooma?
I wszystko byłoby pięknie ładnie, gdyby nie fakt, że zawartości w Battlefieldzie 6 na start jest po prostu zbyt mało. Jasne, kreatywni gracze prędko załatają część braków, ale przecież nie o to tu chodzi. Podsumujmy więc liczby: na premierę otrzymaliśmy 8 map, 8 dość podobnych do siebie trybów gry oraz 41 broni podzielonych na siedem kategorii. Niestety, niektóre z nich świecą pustkami – na przykład karabinów snajperskich mamy zaledwie trzy.
Na szczęście twórcy zapowiadają, że będą systematycznie rozszerzać grę o nową zawartość. Biorąc pod uwagę obecną popularność Battlefielda 6, trudno sobie wyobrazić, by projekt został porzucony w najbliższym czasie. Z potwierdzonych informacji wiemy, że do końca roku otrzymamy trzy nowe mapy (jedna ograniczona czasowo), trzy tryby (dwa czasowe), siedem nowych broni, jeden pojazd oraz dwa nowe dodatki do broni. A to ma być jedynie wierzchołek góry lodowej całej nadchodzącej zawartości. Pozostaje mieć nadzieję, że obietnice te nie zostaną rzucone na wiatr.
No fajny ten Battlefield
Jasne, mogę narzekać na dość skromną zawartość na start i fatalną fabułę w trybie dla pojedynczego gracza, ale w rzeczywistości okazują się to mało istotne niedogodności. Battlefield 6 to FPS, przy którym bawiłem się wybornie i wiem, że nie odejdę od tego tytułu zbyt szybko. Choć wciąż darzę ogromną sympatią starsze odsłony, już teraz czuję, że przy szóstce spędzę setki, a może i tysiące godzin – o ile twórcy nie odpuszczą i będą konsekwentnie dostarczać nową zawartość. Z chęcią powróciłbym na klasyczne mapy pokroju Operation Metro, Damavand Peak czy Valparaiso. A z moich cichych marzeń — z przyjemnością zobaczyłbym tryb kooperacyjny (niczym w Battlefieldzie 3), czy coś pokroju Operacji i unikalnych maszyn bojowych w stylu Battlefielda 1.
Z nadzieją i radością patrzę w przyszłość, zastanawiając się, co jeszcze twórcy dla nas przygotują. Niemniej, już teraz Battlefield 6 to gra wyśmienita z rewelacyjną optymalizacją, wspaniałymi wizualiami i fenomenalnym udźwiękowieniem, a przede wszystkim z gameplay’em, który wciąga bez reszty, zapewniając wiele godzin znakomitej zabawy. Coś czuję, że to dopiero początek nowej, pięknej przyjaźni.
Recenzja oparta o wersję gry na PC (Steam). Kopia gry do recenzji została podarowana przez wydawcę.
9.0
Ocena autora
Podsumowanie
Grafika
9.5
Udźwiękowienie
9.0
Gameplay
10.0
Fabuła i zawartość
6.5
Strona techniczna
10.0
Ocena ogólna
9.0
Zalety
Doskonała optymalizacja
Świetna oprawa audiowizualna
Wciągający i satysfakcjonujący gameplay
Tryby rozgrywki, które nie nudzą
Przemyślane mapy i zmiany w klasach
Możliwość tworzenia i grania na własnych serwerach
Redaktor of all trades. Gra we wszystko, co mu się nawinie. Niestety są to zazwyczaj karcianki, symulatory i rogue-like’i. Wielki fan Persony i Undertale. Fanatyk gier fabularnych RPG (m.in. Dungeons & Dragons, Warhammer Fantasy).