Już jutro swoją premierę będzie miała jedna z najciekawiej zapowiadających się platformówek pierwszego półrocza 2025. Mowa o Ruffy and the Riverside, produkcji, która od pierwszych zapowiedzi przyciągała uwagę stylem graficznym i niecodziennym pomysłem na rozgrywkę. Nasza redakcja miała okazję spędzić z grą kilka pierwszych godzin i dziś dzielimy się...
Już jutro swoją premierę będzie miała jedna z najciekawiej zapowiadających się platformówek pierwszego półrocza 2025. Mowa o Ruffy and the Riverside, produkcji, która od pierwszych zapowiedzi przyciągała uwagę stylem graficznym i niecodziennym pomysłem na rozgrywkę. Nasza redakcja miała okazję spędzić z grą kilka pierwszych godzin i dziś dzielimy się wrażeniami z tego wczesnego etapu przygody.
W grze wcielamy się w Ruffy’ego, miśkopodobnego stworka zamieszkującego malowniczą krainę Riverside. Spokojna codzienność bohatera zostaje przerwana przez atak złowrogiego Grolla, który wydostaje się ze swojego więzienia i zaczyna siać spustoszenie w świecie. Ruffy, wspólnie z towarzyszącymi mu pszczołą Pip i kretem Eddlerem, wyrusza w podróż, by powstrzymać złego Grolla i uratować świat. Ich pierwszym zadaniem jest naprawa rdzenia świata, co możliwe będzie dopiero po odnalezieniu magicznych liter ukrytych w różnych zakątkach krainy.
Nie da się ukryć, że fabuła Ruffy and the Riverside to klasyczna i niezbyt oryginalna opowieść, dobrze znana fanom gatunku. Niestety pierwsze godziny rozgrywki jedynie utwierdzają w tym przekonaniu. Historia jest prosta i trudno spodziewać się po niej zaskakujących zwrotów akcji. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby scenariusz został dobrze napisany, jednak największym problemem okazuje się brak spójności. W trakcie dialogów bohaterowie potrafią twierdzić, że nie mają pojęcia o danym zagadnieniu, by chwilę później szczegółowo je omawiać, co wyraźnie zaburza wiarygodność przedstawionego świata.
Postacie porozumiewają się poprzez różnego rodzaju chrząknięcia, a właściwe kwestie poznajemy dzięki dymkom z tekstem. Mimo to muszę przyznać, że główni bohaterowie mają wyraziste charaktery i da się ich polubić. Niestety cała reszta opowieści, przynajmniej na tym etapie, wypada rozczarowująco i nie wzbudza większych emocji. Trzeba jednak zaznaczyć, że gra jest wyraźnie kierowana do młodszych graczy, którzy mogą nie zwracać uwagi na tego typu niedociągnięcia.
Ruffy and the Riverside to klasyczna platformówka 3D z ciekawym urozmaiceniem. Główny bohater, jako wybraniec, posiada unikalną zdolność transformowania świata. Mechanika ta pozwala mu kopiować wybrane materiały lub nawet abstrakcyjne koncepcje i nadpisywać nimi inne obiekty. Przykładowo Ruffy może skopiować lawę i zastosować ją na powierzchni morza, tworząc w ten sposób morze lawy. Może również zamienić zwykłe drzewo w kamienne, wykorzystując wcześniej pobraną teksturę skały. Sam pomysł jest intrygujący i miał duży potencjał. Niestety, mechanika ta została obarczona szeregiem ograniczeń. Część z nich jest w pełni zrozumiała — możliwość dowolnego nadpisywania wszystkiego wszystkim mogłaby wprowadzić zbyt dużo chaosu. Ruffy może pobierać wiele kopii, jednak zastosować je można jedynie w określonych miejscach i na wybranych obiektach. Problem pojawia się przy zagadkach środowiskowych. Twórcy przygotowali zazwyczaj jedno konkretne rozwiązanie, nie dając graczowi przestrzeni na kreatywność. W praktyce prowadzi to do momentów frustracji, gdy błądzimy po mapie, próbując odgadnąć jedyny słuszny pomysł autorów, który nie zawsze jest intuicyjny.
Niestety brak intuicyjności daje się we znaki również w innych zagadkach oraz podczas niektórych etapów platformowych. Nie dlatego, że są one szczególnie wymagające czy złożone. Wręcz przeciwnie, większość z nich okazuje się zaskakująco prosta. Przez wiele fragmentów gry można wręcz przebiec w ekspresowym tempie, niemal nie zwracając uwagi na otoczenie. Podejrzewam, że grając w ten sposób, możliwe byłoby ukończenie całości w wyjątkowo krótkim czasie. Problem polega na tym, że tytuł nie oferuje wystarczająco klarownych wskazówek dotyczących mechanik i zasad działania świata. Wiele elementów poznaje się metodą prób i błędów, a część funkcji odkrywa się zupełnie przypadkowo.
Pozostając dalej w temacie problemów gry, warto wspomnieć o menu głównym. Już od pierwszych chwil widać, że wersja PC, którą miałem okazję testować, to zwyczajny, uproszczony port konsolowy. Lata temu byłoby to zrozumiałe, gdyż w tamtych czasach większość gier przenoszonych z konsol na komputery osobiste cechowała się podobnym podejściem. Dziś jednak branża zmierza w stronę bardziej wyważonych rozwiązań, dążąc do tego, by wersje na różne platformy oferowały równie komfortowe doświadczenie. Niestety komputerowa edycja Ruffy and the Riverside sprawia wrażenie przygotowanej bez większego zaangażowania. Obsługa myszką i klawiaturą jest toporna nawet w samym menu. Co gorsza, gra nie oferuje dobrze widocznego przycisku umożliwiającego powrót do menu głównego ani zamknięcie aplikacji. Taki przycisk co prawda istnieje, ale został ukryty na samym dole zakładki z ustawieniami. A skoro już o ustawieniach mowa, gra zupełnie ignoruje standardy wersji PC. Nie ma żadnych opcji graficznych. Nie można zmienić rozdzielczości, przełączyć się na tryb pełnoekranowy lub okienkowy, ustawić docelowej liczby klatek na sekundę ani dostosować żadnych innych parametrów obrazu.
Na pochwałę zasługuje oprawa graficzna, która jest bajkowa, kolorowa i przyjemna dla oka. Styl graficzny gry celowo nawiązuje do estetyki klasycznych platformówek sprzed ponad dwóch dekad. Ostre krawędzie i geometryczne kształty przywołują nostalgię, jednocześnie nadając całości unikalny charakter. Ciekawym zabiegiem jest też wykorzystanie dwuwymiarowych, ręcznie rysowanych sprite’ów dla postaci, co kontrastuje z trójwymiarowym tłem i dodatkowo podkreśla artystyczny styl gry. Ruffy and the Riverside wyróżnia się tym, że potrafi być po prostu ładny w swojej niedoskonałości. Warto również pochwalić projekt świata. Choć nie należy on do największych, to wypełniony jest różnorodną zawartością. Na każdym kroku natrafiamy na zadania poboczne, wyzwania lub znajdźki. Wraz z postępami fabularnymi odblokowujemy dostęp do kolejnych lokacji. Trudno tu o nudę, bo gra niemal nieustannie oferuje coś do zrobienia.
Ruffy and the Riverside to produkcja, która mimo interesującego pomysłu na mechanikę i przyjemnej, stylizowanej oprawy graficznej, nie zdołała mnie porwać. Choć zdarzały się momenty, w których bawiłem się całkiem dobrze, znacznie częściej odczuwałem frustrację wynikającą z nieintuicyjnych rozwiązań i ograniczeń. Z pewnością doprowadzę grę do końca, bo ciekawi mnie, jak zostanie domknięta historia i czy twórcy jeszcze czymś mnie zaskoczą. Niestety na tym etapie, po kilku godzinach spędzonych z tytułem, nie jestem w stanie polecić go z czystym sumieniem.
Artykuł oparty o wersję gry na PC (Steam). Kopia gry do artykułu została podarowana przez wydawcę.