0

Nie oszukujmy się. Nie ma co się za wiele spodziewać po grze noszącej tytuł Shady Lewd Kart. Wszyscy dobrze wiemy, że w świecie gier pornograficznych (bo z taką produkcją mamy tu do czynienia) dominują tytuły tworzone według jednego, dobrze znanego schematu. Liczy się tylko to, co sprzedaje się najlepiej — seks. Czasem jednak trafiają się perełki, które próbują wyjść poza ten utarty szlak. I choć wciąż centralnym motywem jest tu cimcirimcim, to twórcy nie idą na łatwiznę, starając się zaoferować coś więcej. Shady Lewd Kart to gra wyścigowa o arcade’owym rdzeniu, czerpiąca garściami z kultowych marek, w tym jednej od japońskiego giganta, którego nazwa zaczyna się na literę N.

Niezapomniane ścigańsko

Będę walił prosto z mostu. Siadając do Shady Lewd Kart nie miałem żadnych oczekiwań względem tej gry. Rozgrywka w stylu Mario Kart to kompletnie nie moja bajka. Od samego początku nastawiałem się tu tylko i wyłącznie na animowane cycuszki. Jednak podobnie jak to było w przypadku Subverse, to nie łóżkowe igraszki przykuły mnie na dłużej do gry, a coś zupełnie innego.

Jak przystało na grę wyścigową, naszym podstawowym celem jest dotarcie do mety na pierwszym miejscu. Mamy tu do czynienia ze zręcznościowymi, przyjemnymi wyścigami, które charakteryzują się istnym szaleństwem i chaosem. Tras, po których możemy się ścigać na chwilę obecną mamy 25, a każda z nich jest całkowicie zwariowana. Realizm to coś, co w tej produkcji nie istnieje. Ścigając się, będziemy musieli unikać dziesiątek przeszkadzajek, rozpędzać się na żółtych płytach przyspieszających, a także zgarniać różnorakie power-up’y, które mogą pomóc nam w likwidacji oponentów. Trzeba jednak uważać, ponieważ nasi przeciwnicy też nie są bezbronni.

Zapomnijcie o wszystkim, co do tej pory znaliście z klasycznych wyścigów. Zwykła jazda i próba ścigania się kompletnie nie ma znaczenia w Shady Lewd Kart. By jakkolwiek móc sobie poradzić na torze i mieć choć cień nadziei na zwycięstwo, trzeba wiedzieć jak się ścigać. Ciągłe korzystanie z płytek przyspieszających to całkowite minimum. Podstawową umiejętnością, którą każdy kierowca powinien w pierwszej kolejności opanować to power slide’y, czyli specjalny drift, który dodaje naszemu gokartowi prędkości. Bez tego równie dobrze moglibyśmy wysiąść z pojazdu i iść do mety na piechotę. To jednak wciąż nie wszystko. Jest jeszcze jedna rzecz, o wiele ważniejsza od skilla. A na myśli mam power-up’y, które nie tylko przypominają, ale w zasadzie są zabawkami i akcesoriami erotycznymi oraz kawałkami bielizny. Dzięki nim jesteśmy w stanie pozbyć się przeciwników i w ciągu kilku sekund zmienić diametralnie sytuację na drodze. To jednak działa też w drugą stronę. Nie zliczę ile razy dostałem tuż przed metą parą majtek, która mnie ogłuszyła na kilka chwil.

U podstaw to solidna, przemyślana i bardzo dobrze działająca ścigałka zręcznościowa, która sprawia niesamowicie dużo frajdy. Jestem bardzo zaskoczony, jak świetnie się w ten tytuł gra. Przez większość czasu w ogóle nie pamiętałem, że gram tak w zasadzie w pornola.

Wspaniałe zderzaki

Mimo, że gra wciąż znajduje się w Early Acces to już na chwilę obecną oferuje masę zawartości. Postaci i gokartów do wyboru jest tak dużo, że aż trudno objąć je wszystkie wzrokiem. Gdy jeszcze do tego dodamy fakt, że większość postaci ma przynajmniej po kilka skinów i czapek, to wychodzi nam zawrotna ilość wizualnych kombinacji. Co jeszcze warte dodania, Shady Lewd Kart podejmuje współpracę ze słynnymi postaciami z branży (m.in. Projekt Melody), a także markami gier (Haydee), dając nam tym samym dostęp do słynnych w tej niszy postaci.

Shady Lewd Kart oferuje całkiem pokaźny wybór wyścigów oraz trybów zabawy, choć brakuje mi tu trybu wieloosobowego oraz możliwości modyfikowania wyścigów. Dobrze, ale co twórcy przygotowali dla nas? Podstawowy tryb wyścigowy podzielono na pięć głównych kategorii. Pierwsza z nich to Story, czyli wyścigi z fabularnym tłem w formie visual novelki. Jak można się domyślić, historia jest dokładnie taka, jakiej można się spodziewać. Głupia, absurdalna, pełna luźnego i rubasznego humoru, a przede wszystkim pełna napalonej, bezwstydnej chući, która aż kapie z każdego obrazka. Tryb fabularny składa się z czterech turniejów, złożonych z kilku wyścigów każdy. Niezależnie od tego jakiego wybierzemy kierowcę albo gokart, historia wciąż wygląda tak samo. To nie znaczy, że postaci to tylko i wyłącznie aspekt wizualny. Otóż każda posiada własne przerywniki w postaci wstępu i zakończenia, przed i po rozegraniu historii.

Przy drugiej podkategorii nie ma co mitrężyć, bo są to Events, czyli wydarzenia limitowane czasowo. Za wykonywanie celów dają one dostęp do ekskluzywnych postaci i przedmiotów. Trzeba się jednak spieszyć, ponieważ nie będą one trwały wiecznie. Trzecia podkategoria to najzwyczajniejszy w świecie Free Race, czyli możliwość ścigania się dowolnego. Wybrać możemy dowolnego kierowcę, gokart oraz trasę. Niestety nie jesteśmy w stanie w żaden sposób modyfikować wyścigu, a liczba okrążeń odgórnie jest ustalona na trzy. Przedostatnia, czwarta podkategoria to Time Trial. W dużym skrócie, musimy przejechać trasę jak najszybciej to możliwe. Na samym końcu została nam podkategoria nazwana No Nut Mode. Cóż, w tym trybie musimy zaimponować paniom jak najwyższym wynikiem przy wykonywaniu powerslide’u, co może sprowadzić na nie niesamowitą rozkosz.

Oprócz klasycznych wyścigów, twórcy dodali trzy dodatkowe tryby zabawy rozgrywane na pięciu różnych całkowicie otwartych mapach. W No Money musimy zdobyć więcej lewitujących monetek niż nasi przeciwnicy. Kumbomb to klasyczna zabawa w hot potato. Jeden z kierowców dostaje bombę z zapalnikiem czasowym. Może przekazać ją innym, o ile ich dogoni. Ten, kto ostatni zostanie przy życiu, wygrywa. Ostatni tryby, Twisted Panties, jak można się spodziewać jest parodią Twisted Metal. Jest to typowa rozgrywka w Destruction Derby z dziesiątkami erotycznych power up’ów oraz broni.

Wspominałem wcześniej o monetach. Na trasach porozrzucano ich całkiem sporo i możemy je zbierać podczas wyścigów, zasilając w ten sposób swoje konto. Dodatkowo pieniądze zdobywamy także za realizację określonych celów. Zarobione w ten sposób środki możemy wydawać w sklepie na praktycznie wszystko – postaci, gokarty, skiny, a także obrazki i animacje 18+. Wymienione rzeczy to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Jest tego multum.

Nie wszystko możemy zdobyć w sklepie. Niektóre nagrody dostajemy za wyścigi. Każdy ukończony wyścig lub tryb jest oceniany, a zdobywane punkty napełniają specjalny wskaźnik postępu. Po jego wypełnieniu otrzymujemy kolejną nagrodę. A tych, trzeba przyznać, jest naprawdę sporo. Oprócz monet, na trasach znajdziemy także prezenty (kwiatki, pluszowe misie, etc.). One z kolei mają wpływ na zupełnie odrębny wskaźnik, który też nagradza nas za jego wypełnianie.

Każda postać ma przypisane własne statystyki, takie jak przyspieszenie czy maksymalna prędkość. W praktyce jednak trudno zauważyć, by miało to jakiekolwiek znaczenie dla samej rozgrywki. Niezależnie od tego, którą postać wybierałem, wrażenia z jazdy pozostawały niemal identyczne. Możliwe, że to wina zbyt dużego chaosu na trasach, przez co trudno dostrzec subtelne różnice w prowadzeniu pojazdów. Bezpiecznie jest założyć, że postaci i gokarty to nic innego jak zmiany kosmetyczne i fabularne.

Rozklekotane podwozie

Nie ma co ukrywać, że Shady Lewd Kart to jeden wielki kawał napalonej gry, która powinna zadowolić przynajmniej część degeneratów. Jednak, choć motywem przewodnim jest bez dwóch zdań ogólnie pojęta erotyka, tak te wszystkie rzeczy schodzą tak naprawdę na drugi plan. Shady Lewd Kart to po prostu dobra, pełna szaleństwa zręcznościowa ścigałka, przy której można się świetnie bawić. Ja jak najbardziej polecam ten tytuł, jednak pamiętajcie, że nie jest to gra dla całej rodziny. Jestem ciekawy, jak twórcy będą rozwijać dalej ten projekt. Wiem na pewno, że zostanę z tą produkcją na dłużej.

Kopia gry do pierwszych wrażeń została podarowana przez producenta i wydawcę Shady Corner Games.
Pierwsze wrażenia oparte na wersji gry na platformie PC (Steam).

Twój adres email nie będzie publikowany. Wymagane pola są oznaczone *