Obok kultowego Halo, to właśnie marka Forza, a szczególnie odsłony z dopiskiem Horizon, króluje wśród najpopularniejszych tytułów Microsoftu. Piąta część tylko to potwierdziła, przyciągając przed ekrany monitorów i telewizorów imponującą liczbę 32 milionów graczy. Choć swoją przygodę z serią rozpocząłem w latach 2018–2019, wraz z premierą Forzy Horizon 4,...
Obok kultowego Halo, to właśnie marka Forza, a szczególnie odsłony z dopiskiem Horizon, króluje wśród najpopularniejszych tytułów Microsoftu. Piąta część tylko to potwierdziła, przyciągając przed ekrany monitorów i telewizorów imponującą liczbę 32 milionów graczy.
Choć swoją przygodę z serią rozpocząłem w latach 2018–2019, wraz z premierą Forzy Horizon 4, od razu pokochałem tę markę gier wyścigowych. Zarówno w „czwórce”, jak i „piątce” spędziłem dobrych kilka tysięcy godzin i absolutnie tego nie żałuję. Niestety nawet najlepsza potrawa, serwowana codziennie, potrafi się w końcu przejeść. Nie inaczej było i tym razem. Lata mijają – a konkretnie cztery – a o kolejnej odsłonie wciąż ani widu, ani słychu. Co więc zrobić, gdy ma się ochotę na więcej, ale nie sposób już patrzeć na te same, dobrze znane produkcje? Warto sięgnąć po pierwsze części z poprzednich generacji konsol od „zielonych”.
Warto też wspomnieć o smutnym fakcie – żadna z trzech pierwszych odsłon nie jest już dostępna w cyfrowej dystrybucji. Dotyczy to zarówno podstawowych wersji gier, jak i wszystkich dodatków DLC. Jedyną opcją, by dziś zagrać w te tytuły, jest zdobycie fizycznych wydań z drugiej ręki. Swoje egzemplarze (Forza Horizon na Xbox 360 oraz Forza Horizon 2 na Xbox One) ogrywałem na Xbox Series X, korzystając ze wstecznej kompatybilności.
Forza Horizon – Tak to się powinno rozpoczynać!
Z zamiarem sięgnięcia po pierwsze trzy odsłony zwlekałem naprawdę długo. Choć bardzo chciałem dać im szansę, obawiałem się rozczarowania. Bałem się, że różnice jakościowe okażą się tak duże, iż zniszczą mi ten wyidealizowany obraz początków serii Horizon, który nosiłem w głowie. Na szczęście moje obawy były zupełnie niepotrzebne. Już teraz mogę zdradzić, że to wciąż świetne produkcje, potrafiące dostarczyć mnóstwo frajdy – nawet jeśli znajdzie się w nich kilka „ale”.
Pierwsza odsłona Forzy Horizon zabiera nas do amerykańskiego Kolorado, gdzie odbywa się festiwal Horizon – największe święto miłośników motoryzacji i wyścigów samochodowych. Wcielamy się w początkującego kierowcę, który przyjeżdża na imprezę swoim starym, ale wciąż żwawym Volkswagenem Corrado. Nasz cel jest prosty: musimy wygrywać kolejne wyścigi, by piąć się po szczeblach kariery i ostatecznie zdobyć tytuł mistrza festiwalu Horizon.
W przeciwieństwie do późniejszych odsłon, w pierwszej części nie ścigamy się jeszcze ze słynnymi drivatarami, a z klasycznymi komputerowymi przeciwnikami. Wśród nich nie brakuje lokalnych sław, z którymi rywalizujemy regularnie – aż do finałowych pojedynków, w których stawką są samochody. Relacje pomiędzy bohaterami sprawiają wrażenie napiętych, a atmosfera mocno podszyta rywalizacją.
Stan Kolorado, który przyjdzie nam przemierzać, jest całkiem rozległy, choć – co oczywiste – nie dorównuje rozmachem mapom z późniejszych odsłon serii. Warto też zaznaczyć, że w pierwszym Horizon nie uświadczymy jazdy przełajowej. Poruszamy się wyłącznie po wyznaczonych drogach, bez możliwości swobodnego zbaczania z trasy. Patrząc jednak na to, że gra powstawała z myślą o wysłużonym Xboxie 360, takie ograniczenie absolutnie nie dziwi.
Niemniej, Kolorado wygląda całkiem nieźle i z łatwością zapadło mi w pamięć. Po pewnym czasie nie potrzebowałem już nawet minimapy. Pod względem oprawy graficznej tytuł również potrafi zaskoczyć. Do tego stopnia, że musiałem sprawdzić, czy na Xbox Series X nie poprawiono jej w ramach jakiegoś patcha. Okazało się jednak, że poza podbiciem rozdzielczości nic więcej się nie zmieniło. To tylko potwierdza, jak świetnie Forza Horizon prezentowała się już w dniu swojej premiery.
Twórcy oddali do naszej dyspozycji ponad 200 samochodów. Może wydawać się to skromną liczbą, zwłaszcza gdy zestawimy ją z ponad 700 autami z Forzy Horizon 4 czy blisko 900 z piątej odsłony. Jednak to wciąż imponująca kolekcja. To więcej niż wystarczająco, by każdy znalazł coś dla siebie. Nie zabrakło również systemu ulepszania pojazdów. Możemy samodzielnie zająć się modyfikacjami lub zdać się na automatyczne usprawnienia przygotowane przez grę. Auta dzielą się na różne klasy osiągów, co ma duże znaczenie podczas zawodów. Wyścigi często wymagają startu pojazdem spełniającym konkretne kryteria. Warto dodać, że zdobywanie nowych samochodów nie należy tu do najłatwiejszych zadań. Są drogie, a nagrody za wyścigi dość skromne. Ktoś, kto chciałby „wymaksować” pierwszą Forzę Horizon i skompletować całą kolekcję, musi nastawić się na długie godziny żmudnego grindu.
Jeśli chodzi o model jazdy, to wbrew moim obawom nie okazał się ani drewniany, ani sztuczny. Oczywiście, wciąż mamy do czynienia z grą nastawioną na zręcznościowe ściganie, a nie symulację, ale prowadzenie samochodów sprawia mnóstwo frajdy. Co więcej, różnice między poszczególnymi autami są zauważalne, choć w większości przypadków nie aż tak drastyczne.
Forza Horizon, pomimo wcześniejszych obaw, okazała się niezwykle wciągającym i dającym mnóstwo frajdy tytułem. Każdemu fanowi serii, który – podobnie jak ja – rozpoczął swoją przygodę z Horizon dopiero na późniejszym etapie, zdecydowanie polecam powrót do jedynki, od której wszystko się zaczęło. Choć debiutancka część jest daleka od tego, czym seria stała się w kolejnych latach, już wtedy można było dostrzec wiele elementów, które z czasem urosły do rangi jej znaków rozpoznawczych. W pewnym sensie była to produkcja eksperymentalna – pełna prób, pomysłów i pierwszych koncepcji, które dopiero szukały swojego miejsca. Gra sprawiała wrażenie, jakby wiedziała, w jakim kierunku chce zmierzać, ale jeszcze nie do końca potrafiła zdefiniować własnej tożsamości, wskazać swoich najmocniejszych stron i zdecydować, na czym powinna się skupić, co dopracować, a co odrzucić.
To jednak miało się już wkrótce zmienić.
Forza Horizon 2 – Gra, która zdefiniowała całą serię
O ile pierwszą Forzę Horizon można uznać za udany start serii, który potrafi dostarczyć solidnej dawki zabawy, tak prawdziwą rewolucję przyniosła bez wątpienia dwójka. To właśnie ta odsłona na dobre zdefiniowała to, jak seria wygląda do dziś.
Począwszy od jedynki spodziewałem się bardziej tego, że każda kolejna część będzie powolną ewolucją w stronę tego, jak Forza Horizon wygląda obecnie. Jakież więc było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że różnica między pierwszą a drugą częścią jest jak między niebem a ziemią. Skok jakościowy i funkcjonalny okazał się ogromny.
Pozwolę sobie nawet na małą złośliwość – od czasu „dwójki” każda kolejna odsłona różniła się od poprzedniej głównie nową mapą i powiększającą się liczbą samochodów. Oczywiście to pewne uproszczenie, bo przecież każda kolejna część przynosiła również mniejsze udoskonalenia oraz większe nowości, jak chociażby zmienne pory roku czy zróżnicowane, dynamiczne warunki pogodowe. Jednak żadna z nich nie była aż tak przełomowa jak właśnie druga część. To właśnie tutaj po raz pierwszy pojawiły się drivatary, nagrody za poziomy w postaci wheelspinów czy możliwość dzielenia się z innymi graczami własnymi malowaniami i tuningami.
Tereny połączonych Francji i Włoch, po których przyjdzie nam się ścigać, są naprawdę ogromne i bardzo różnorodne. Choć nie zrobiły na mnie aż tak dużego wrażenia jak lokacje z czwartej czy piątej odsłony, to wciąż potrafią zachwycić i oferują sporo widoków, na których można zawiesić oko. Najbardziej przypadły mi do gustu miasta, których w tej grze jest kilka. Choć w rzeczywistości nie są duże, tak ich projekt daje takowe złudne wrażenie, co prezentuje się wyjątkowo imponująco.
Jeśli zaś chodzi o oprawę graficzną, to tutaj różnica względem i tak już świetnie wyglądającej „jedynki” jest ogromna. Momentami aż łapałem się na myśli, czy przypadkiem seria od czasów „dwójki” nie stanęła w miejscu. Wszystko tutaj wygląda znakomicie – od tekstur, przez pieczołowicie odwzorowane samochody, aż po różnego rodzaju efekty, takie jak odbicia czy animacje deszczu.
Najbardziej jednak skradła moje serce cudowna atmosfera festiwalu Horizon. Klimat tego wyjątkowego motoryzacyjnego wydarzenia jest niezwykle luźny i przyjazny. Tu nikt nie przyjeżdża tylko po zwycięstwo, a przede wszystkim po to, żeby dobrze się bawić. To prawdziwa kwintesencja ducha festiwali, która sprawia, że aż chce się być częścią danego wydarzenia. Oczywiście, są tu mistrzostwa i rywalizacja, każdy marzy o tytule mistrza Horizon, ale tak naprawdę liczy się radość z jazdy i wspólnego świętowania. To właśnie ten niepowtarzalny klimat sprawia, że chce się w tej grze spędzać kolejne godziny. I co ważniejsze, każda z nich upływa niezwykle przyjemnie.
Jedną z większych nowości w Forzie Horizon 2 były dodatkowe wyzwania. Wszystkich wymieniać nie będę, jednak część z nich wymaga od nas przejechania trasy w określonym czasie, inne polegają na pobijaniu rekordów prędkości przy fotoradarach. Jednak największą rewolucją okazało się pełne otwarcie mapy. To właśnie w dwójce po raz pierwszy mogliśmy wziąć udział w przez jednych znienawidzonych, a przez innych uwielbianych wyścigach przełajowych. Pełne otwarcie mapy dużo dodało do doświadczenie; przestaliśmy być uwiązani do wyznaczonego labiryntu dróg. Teraz, jeśli tylko mieliśmy na to ochotę, mogliśmy zjechać z utwardzonej nawierzchni i pędzić na skróty przez pola, lasy czy łąki.
Forza Horizon 2 to wspaniałe doświadczenie, przy którym spędziłem wiele niezwykle przyjemnych godzin. Gdyby tylko była taka możliwość, z radością poświęciłbym ich jeszcze więcej. Co jednak stoi na przeszkodzie? Niestety, nie tylko żadnej z trzech pierwszych odsłon serii nie da się już oficjalnie kupić, ale dodatkowo serwery pierwszej i drugiej części zostały wyłączone.
Oznacza to, że dziś możemy cieszyć się wyłącznie trybem dla pojedynczego gracza. Wszystkie funkcje sieciowe odeszły w niepamięć – nie pościgamy się już z innymi graczami, nie pobierzemy ich wyjątkowych malowań ani autorskich tuningów. Najbardziej jednak doskwiera fakt, że gra oferowała naprawdę sporo dodatków, jak choćby Storm Island, Porsche Expansion czy dziesiątki paczek z nowymi samochodami. Jeżeli ktoś zdążył je kupić przed zamknięciem serwerów, może nadal bez przeszkód z nich korzystać. Cała reszta graczy musi niestety pogodzić się z wizją mocno okrojonej zawartości, jakby trzymali w rękach jedynie niepełną wersję gry.
Mowa końcowa
Cieszę się niezmiernie, że w końcu znalazłem czas, by sprawdzić, jak smakowały pierwsze dwie odsłony podserii Horizon. Oba tytuły to produkcje, które zdecydowanie warto przetestować. Powinni po nie sięgnąć nie tylko fani serii, ale również wszyscy gracze szukający wyjątkowo dobrych ścigałek.
Trzeba jednak pamiętać, że pod wieloma względami jedynka sprawia wrażenie eksperymentalnego prototypu tego, co dziś znamy jako Forzę Horizon. Dwójka natomiast, choć bezsprzecznie świetna i potrafiąca wciągnąć na setki godzin, cierpi przez ograniczoną funkcjonalność sieciową, która odbiera grze sporą część zawartości i dodatkowych opcji.
Mimo wszystko warto dać tym grom drugie życie. Nawet po ponad 10 latach od premiery to wciąż fenomenalne tytuły, które ani trochę się nie zestarzały. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji, koniecznie nadróbcie tę motoryzacyjną przygodę, zanim całkiem zniknie z horyzontu.
Artykuł oparty o wersje gier na Xbox Series X (Wsteczna kompatybilność). Kopie gier do artykułu zostały kupione przez redaktora osobiście.